Przygody Alinki w Krainie Cudów/XI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lewis Carroll
Tytuł Przygody Alinki w Krainie Cudów
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. 1910
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Adela S.
Tytuł orygin. Alice's Adventures in Wonderland
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Ludwik Karrol - "Przygody Alinki w krainie cudów" w tłumaczeniu Adeli S. czyta Małgorzata Wojciechowska. Nagranie przygotowane w Studiu Aktorskiej Interpretacji Literatury

XI.   Kto ukradł ciasteczka?
Gdy gryf z żółwiozwierzem i Alinką wreszcie stanęli, ujrzeli króla i królowę Kier na tronie, a zbita ciżba otaczała ich. Były tam najróżnorodniejsze rodzaje ptaków i zwierząt, jak również i cała talja kart. Walet w kajdanach pilnowany był przez dwóch żołnierzy, a w pobliżu króla stał biały królik z rożkiem myśliwskim w jednej łapce, a zwojem pergaminowym w drugiej.

W samym środku sądu znajdował się stół, a na nim półmisek nałożony torcikami, wyglądającemi tak ponętnie, że Alince na ich widok ślinka szła do ust.
— Chciałabym, aby to badanie jaknajprędzej się skończyło i aby już roznoszono te słodycze — pomyślała.
Tymczasem dla skrócenia sobie czasu rozglądała się dokoła.
Dotąd dziewczynka nigdy jeszcze w sądzie nie była, czytywała jedynie o tem w książkach, i bardzo jej było przyjemnie, że wszystko nazwać umie po imieniu.
— To jest sędzia — powiedziała sama do siebie — poznaję go po dużej peruce.
Sędzią, nawiasem mówiąc, był król; ponieważ miał na peruce koronę, nie wyglądał przeto ponętnie i naturalnie, nie było mu w tem do twarzy.
— To jest ława przysięgłych — pomyślała Alinka, przyglądając się w dalszym ciągu — a tych dwanaście stworzeń (musiała powiedzieć stworzeń, jak widzicie, bo niektóre z nich były czworonożne, a niektóre ptaki) — to zdaje się, są przysięgli.
Wyrazy te powtórzyła dwa czy trzy razy, dumna, że wie o tem, o czem większość dziewczynek w jej wieku nie ma wyobrażenia.
Dwunastu przysięgłych pilnie kreśliło coś na tablicach.
— Co oni robią? — zapytała Alinka gryfa — wszak nie mają jeszcze nic do notowania, badanie jeszcze się nie zaczęło.
— Zapisują swe imiona — odparł gryf — są bowiem w obawie, iż w ciągu badania gotowi je zapomnieć.
— Niedorzeczne istoty — zaczęła głośno Alinka oburzona, lecz nagle umilkła, bo biały królik zawołał:
— Proszę o spokój. Król zaś nałożył okulary, ciekawie rozglądając się, aby zobaczyć, kto mówi.
Alinka widziała jednak dokładnie, że wszyscy przysięgli społem, te same zapisywali wyrazy na tablicach: «niedorzeczne istoty». — Jeden nawet, nie bardzo pewny widocznie co do pisowni, zasięgał rady sąsiada, czy niedorzeczne pisać przez «rz» czy też przez «ż».
— Ładnie zamazane będą tabliczki zanim badanie się ukończy — pomyślała.
Jeden z przysięgłych miał skrzypiący szyferek — to drażniło Alinkę — obeszła więc salę sądową i stanąwszy za sędzią, znalazła sposobność, aby mu go zabrać. Uczyniła to tak szybko, że biedny mały Bibuś (on to był bowiem) wcale zrozumieć nie mógł, co się stało, i po bezowocnem szukaniu naokoło siebie zdecydował się pisać palcem, z czego naturalnie i śladu nie zostawało na tablicy.
— Heroldzie! czytaj oskarżenie — rozkazał król.
Biały królik zadął trzy razy w róg, poczem rozwinął zwój pergaminowy, odczytując co następuje.

«Królowa pyszne upiekła torciki,
Gdy letnia przyszła pora,
A walet skradł je z namową tej kliki:
Zginęły jak kamfora!»

— Wypowiedzcie wyrok! — rzekł król do przysięgłych.
— Jeszcze nie teraz — przerwał królik — przedtem mamy jeszcze dużo do powiedzenia.
— Przywołać zatem pierwszego świadka, powiedział król.
Biały królik trzy razy zadął w róg, nawołując:
— Pierwszy świadek!
Teraz ukazał się Kapelusznik, z filiżanką herbaty w jednej ręce i kawałkiem chleba z masłem w drugiej.
— Wasza królewska mość zechce wybaczyć, że przynoszę to ze sobą, ale nie skończyłem jeszcze mojej herbaty.
— Powinieneś był skończyć — przerwał król. — Kiedyś zaczął?
Kapelusznik spojrzał na marcowego zająca, podążającego za nim pod rękę z susłem.
— Zdaje się, że to było czternastego marca.
— Nie, piętnastego — zaprzeczył zając.
— Szesnastego — poprawił suseł.
— Prosiłbym o zanotowanie tych dat — zwrócił się król do przysięgłych, a ci skwapliwie zapisywali je na tabliczkach.
— Zdejm kapelusz z głowy! — rozkazał król.
— To nie mój — odparł świadek.
— A zatem skradziony — wybuchnął władca i zwrócił się do przysięgłych, którzy natychmiast sporządzili co do tego protokół.
— Mam kapelusze na sprzedaż — objaśniał nieborak — a takiego, któryby wyłącznie do mnie należał, nie posiadam.
Królowa włożyła swoje binokle i zaczęła pilnie przyglądać się podsądnemu, który zbladł i trząsł się ze strachu.
— Dokaż, że jesteś tym, kim się być mienisz i nie denerwuj się, inaczej bowiem niezwłocznie poddam cię egzekucji — dodał król.
To nie dodało świadkowi odwagi, przeskakując też z nogi na nogę, z niepokojem spoglądał na królowę, i zmieszany, miast chleba, odłamał spory kawał porcelanowej filiżanki.
W tej właśnie chwili Alinką zawładnęło oryginalne uczucie, z którego początkowo nie mogła sobie zdać sprawy, aż wreszcie zrozumiała, że rośnie gwałtownie. W pierwszej chwili sądziła, że najlepiej będzie wstać i opuścić zajmowane miejsce, lecz po chwili namyśliła się i postanowiła zostać; wielkość jej teraz była zastosowaną do rozmiarów sali sądowej.
— Pragnąłbym, abyś mnie tak nie gniotła — rzekł do niej suseł, siedzący tuż obok. — Zaledwie, że mogę oddychać.
— Nie potrafię temu przeciwdziałać — odparła Alinka delikatnie — widzisz przecie, że rosnę.
— Nie masz do tego prawa! — zawołał suseł.
— Lepiejbyś nie plótł niedorzeczności — rzekła Alinka nieco szorstko — wszak wiesz, że rośniesz także.
— Tak, lecz ja to czynię rozsądnie, a nie w taki sposób dziwaczny.
Poczem nadąsany podniósł się z miejsca i przeszedł na drugą stronę sali.
Przez ten czas królowa nie spuszczała oka z kapelusznika i zwracając się do jednego z woźnych, powiedziała:
— Przynieś mi listę śpiewaków, którzy brali udział w ostatnim koncercie. Nieszczęśliwy kapelusznik zadrżał tak gwałtownie, że oba buty zsunęły mu się z nóg.
— Dowiedź, że jesteś tym, za kogo się podajesz — powtórzył król — albo poddam cię egzekucji, bez względu na to, czy się boisz, czy nie.

— Jestem biednym człowiekiem, proszę waszej królewskiej mości — mówił drżącym głosem podsądny — przed tygodniem mniej więcej zacząłem pić moją herbatę — a co do chleba i masła, które jest mało tłuste...
— Za kogo mnie masz, że pleciesz takie niedorzeczności! — przerwał król — do rzeczy!

— Jestem biednym człowiekiem — mówił w dalszym ciągu kapelusznik, a marcowy zając mówił...
— Ja nic nie mówiłem — przerwał zając.
— Powiedziałeś — upierał się kapelusznik.
— Przeczę temu! — zawołał zając.
— On przeczy temu, nie wpisywać tego do akt — wołał król.
— W każdym razie, suseł powiedział — odezwał się kapelusznik, z niepokojem rozglądając się dokoła, w obawie, że suseł też gotów zaprzeczyć.
Lecz ten nie zaprzeczał, spał bowiem smacznie.
— Następnie nasmarowałem sobie chleb masłem — kończył kapelusznik.
— Cóż to powiedział suseł? — zapytał jeden z przysięgłych.
— Tego ja pamiętać nie mogę — rzekł kapelusznik.
— Musisz pamiętać — zauważył król — inaczej poddam cię egzekucji!
Strapiony kapelusznik odrzucił filiżankę z herbatą, chleb i masło, i upadł przed królem na kolana.
— Wszak wasza królewska mość widzi, że jestem nieszczęśliwym nędzarzem.
— Jesteś nędznym mówcą — poprawił król.
— Powstań — dodał, zwracając się do kapelusznika.
Biedak zerwał się z ziemi i zwróciwszy się do królowej, która odczytywała listę śpiewaków nieodbytego koncertu, zapytał:
— Możebym mógł skończyć herbatę?
— Możesz — odparł król i świadek opuścił sąd, nie nałożywszy nawet butów na nogi.
— A ściąć mu tam głowę niezwłocznie! — zawołała królowa.
Lecz kapelusznik znikł, zanim woźny zdążył dojść do drzwi.
— Zawołać następnego świadka! — rzekł król.
Następnym świadkiem była kucharka księżnej. Gdy się ukazała, obecni zaraz kichać poczęli.
Król spojrzał z niepokojem na białego królika, on zaś rzekł zcicha:
— Wasza królewska mość musi dokładnie zbadać tego świadka.
— No, jeżeli muszę, to muszę — rzekł król melancholijnym tonem, założywszy ręce na piersi, przyczem spoglądał na kucharkę tak natarczywie, iż omal, że mu oczy na wierzch nie wylazły, wreszcie zapytał:
— Z czego robią się torciki?
— Po największej części z pieprzu — odparła kucharka.
— Z syropu — wołał zaspany głosik za nią.
— Weźcie za kark tego susła i pozbawcie go głowy — krzyczała zaperzona królowa. — Wyrzucić go za drzwi! Precz z jego wąsami.
Przez kilka minut istny popłoch panował w sądzie, wreszcie wyprowadzono susła, a gdy wszyscy usiedli, kucharki śladu już nie było.
— Mniejsza o to — rzekł król z ulgą widoczną.
I zwracając się do królowej, dodał:
— Moja droga, zbadaj, proszę, następnego świadka, ja bowiem mam już szaloną migrenę.
Alinka z ciekawością śledziła białego królika, rozpatrującego listę oskarżonych. Wystawcie też sobie jej zdziwienie, gdy królik swym drobnym piskliwym głosikiem zawołał:
— Alinka! prosimy tutaj!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Charles Lutwidge Dodgson i tłumacza: anonimowy.