Przejdź do zawartości

Potworna matka/Część czwarta/XVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Potworna matka
Podtytuł Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki
Wydawca "Prasa Powieściowa"
Data wyd. 1938
Druk "Monolit"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Bossue
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVII.

Wysłuchawszy Joanny, Józef Włosko zbladł i zapytał:
— Powiedziałaś moje nazwisko?
— Musiałam, usiłując dowieść niewinności Heleny.
— Ah! nieszczęsna! — wyszeptał, oburącz, chwytając się za głowę.
— Boże, coś pan zrobił takiego, — zapytała wystraszona. — Czemu tak rozpaczasz?
— To nic, to nic — odparł młody człowiek, siląc się na zapanowanie nad swoją trwogą.
— Miałeżbyś odmówić przyjścia z pomocą Helenie Tordier?
Włosko, mocno wzburzony, chodził po pokoju.
— Nie, nie! — mówił sam do siebie — nie mogę zezwolić, aby na tej istocie niewinnej ciążył taki zarzut nikczemny!... Jeszcze jedna sprawka tej potwornej kobiety.
Truciznę przyrządziła dla córki, a wypił ją Prosper. Jak gdybym na to patrzył?
— Wahasz się jeszcze, drogi przyjacielu?
— Mylisz się, Joanno. Obowiązek i sprawiedliwość przede wszystkim! Idźmy!... Ale, ale, czy odebrałaś list od notariusza?
— Tak... Skąd wiesz o nim?
— Odebrałem i ja także w tym interesie, w którym uprzedzono, mnie, że i ty dostaniesz podobny.
— W takim razie, możesz mi powiedzieć o co idzie.
— O spadek... o otwarcie testamentu, złożonego na moje ręce, który umieściłem u prezesa trybunału pierwszej instancji... o sukcesję., która spadła na ciebie.
— Skądże się to wzięło — zawołała zdziwiona Joanna.
— Jedźmy, wytłumaczy ci to notariusz.
Sędzia śledczy nie wątpił, że Joanna spełni jego polecenie; niecierpliwie oczekiwał na Włoskę, ciążyło mu bowiem na sercu, by jak najspieszniej oczyścić Helenę z zarzutu, i dwie te młode dziewczyny, córki jednej matki, połączyć w szczęściu wzajemnym.
Gdy oznajmiono Joannę Bertinot i Józefa Włoskę, szybki rzut oka sędziego nie wypadł na niekorzyść tego ostatniego.
Zadawszy mu kilka pytań, sędzia skierował rozmowę na list.
— Będę miał zaszczyt dać go do przeczytania, list ten daje dużo wiadomości.
Podane sobie pismo sędzia rozłożył i czytał głośno:

„Stary mój towarzyszu!

„Nacieszyłem się miastem Rouen do wszystkich diabłów, już mi się nawet sprzykrzyło.
„Ile ja tu butelek wysuszyłem! a wszystko dla zabicia wyrzutów sumienia... lecz nie mogłem się nawet upić, wspomnienie krwi przelanej otrzeźwiło mnie...
„Okropność! ten strumień krwi, płynący z czoła, te plamy czerwone na białym poszarpanym ubraniu, ciągle mi stoją przed oczami!
„Wyjadę z Rouen jutro o trzeciej po południu, w Paryżu stanę o wpół do ósmej wieczorem. Przyjdź na stację. Zjemy razem obiad i nauczysz mnie, jak wziąć się do tego, żeby Helena przebaczyła mi moje bydlęce postąpienie... O! ta krew!...
„Muszę koniecznie widzieć się z Heleną bez świadków... Dlatego tej łajdaczce, Julii Tordier, napisałem, że przyjadę o dziesiątej, bo tym sposobem Helena będzie sama parę godzin, i z pewnością nie zastanę starej, bo poleci na moje spotkanie...
„Dobra myśl, prawda?
„Do jutra, stary druhu.

„Prosper Rivet“.

— W istocie list ten dużo światła rzuca — rzekł, przeczytawszy go, sędzia. — Czy Helena Tordier znała go?
— Nie, panie — odparł Włosko. — Jakim sposobem mogłaby go znać?
— Był pan na dworcu na spotkanie Prospera Rivet?
— Tak, panie... Gdy witał się ze mną, pijany był jak bela... W każdej innej okoliczności byłbym go zawiózł prosto do niego, żeby się przespał, lecz czyniąc tak, byłbym przeszkodził pannie Joannie w zabraniu pani Heleny do Petit-Bry.
— Wstąpił pan z nim do restauracji?
— Tak, naprzeciw dworca. Prosper wbił sobie po pijanemu ćwieka do głowy, gwałtem chciał zobaczyć teściowę, drepczącą i wyczekującą daremnie...
— Jadł?
— Nie mógł, lecz pił okrutnie i to go dobiło, i kiedy pani Tordier rozpoczynała daremną wartę, on chrapał w najlepsze na sofie. Musiałem go zbudzić i zawlec do powozu, żeby odwieźć do domu...
— Otrucie jest dowiedzione! — powtórzył były dependent. — Lecz kto przygotował truciznę?
— Nie ulega wątpliwości, panie... jeżeli to było otrucie.
— Otrucie jest dowiedzione...
— A więc to powróciwszy Prosper Rivet wypił truciznę, która go zabiła...
— Która wtedy była godzina? Jedenasta.
— Wszedł pan z nim na górę?
— Na co? Wiedziałem, że tam nie ma nikogo.
— Helena Tordier.
— Nie mogła tego uczynić, ponieważ nie wiedziała, że Prosper powróci sam, skoro Julia Tordier wyszła na jego spotkanie. Po wtóre mąż nigdy nie przestępował progu jej pokoju. Jeżeli wszedł tam tej nocy, to jedynie aby prosić ją o przebaczenie... tam więc wypił zawartość imbryka. Czy chce pan wiedzieć, co o tym myślę? Oto Julia, chcąc pozbyć się córki, dla powodów aż nadto znanych... chcąc dosięgnąć swego celu, przygotowała dla niej ten napój śmiertelny, a przeznaczenie, zawodząc wyrachowania tego potwora, Prospera napoiło truciznę, przeznaczoną dla Heleny. Ona także chciała, aby panna Joanna Bertinot była zabita. Tym bardziej silniejsze miała powody, ażeby zabić panią Helenę! Sędzia podskoczył na krześle.
— Jakto! — wykrzyknął, — pan przypuszcza, że ona chciała zabić Joannę.
— Tak, panie, kilka dni temu zaledwie... — i (jeżeli się nie mylę) — pan zgaduje dlaczego...
— Domyślam się... Dziękuję panu, panie Włosko, za wskazówki, jakie mi dał... Liczę na pana, gdy będę potrzebował dowodów w sprawie usiłowania zabójstwa Joanny Bertinot, podpuszczeniem Julii Tordier.
— Jestem zawsze na pańskie usługi.
— Idź, moje dziecko — rzekł sędzia, podając Joannie rękę. — Idź i miej nadzieję...
Pozostawszy sam, kazał wezwać do siebie szefa bezpieczeństwa.
— Panie — rzekł do szefa — idzie tu o sprawę Tordier, a właściwie o sprawę Prospera Rivet...
— Czy jest coś nowego?
— Jest.
— Odkryto miejsce pobytu kobiety podejrzanej o otrucie?
— Tak, lecz obecnie nie o niej mowa; tylko o jej matce, której pismo jest mi potrzebne koniecznie. Trzeba udać się na ulicę Anbry i zrobić rewizję u Julii Tordier, lecz ze wszelkimi dla niej względami, aby podejrzewać nie mogła, iż to jest przeciwko niej. Gdy przetrząśnięte będą wszystkie schowania i skrytki, niepodobna, aby nie wpadła panu w ręce jakaś jej notatka lub inny dokument; potrzebuję porównać jej pismo ze zmienionym charakterem anonimu.
— Więc pan przypuszcza, że ta kobieta zadenuncjowała własną córkę?
— Nic nie przypuszczam. Chcę tylko porównać. Weź pan ze sobą Challeta, to sprytna sztuka, on może panu być bardzo pożyteczny... A Julię Tordier zostawcie w zupełnym przekonaniu, iż działacie przeciw jej córce; tak przeciw jej córce...
— Bądź pan spokojny... będę pełen uprzejmości dla wdowy Tordier...
Czytelnicy nasi przypominają sobie, że tego samego dnia Joanna i Włosko mieli stawić się o czwartej po południu u notariusza Carre przy ulicy Rivoli.
Wyszedłszy od sędziego śledczego o jedenastej, Joasia umówiła się z Józefem Włoską, że najpierw podąży do Boissy-St-Leger do Heleny, gdyż zarzut, jaki ciążył na tej ostatniej, bolał ją śmiertelnie, pragnęła więc, aby ona sama oczyściła się z niego od razu w oczach sprawiedliwości. Włosko odwiózł Joannę na dworzec na placu Bastylii.
— Nie zapominaj droga, Joanno, — rzekł jej przy pożegnaniu — że oczekiwana będziesz o czwartej u notariusza...
— Dobrze... lecz miałeś mnie objaśnić, co znaczy ten testament, złożony na twoje ręce... i kto go zrobił na moją korzyść?
— Prosper Rivet.
— Prosper Rivet?... — wykrzyknęła Joanna ze zgrozy i najwyższego zdziwienia.
— Ależ to, co mi mówisz, jest najwyższym szaleństwem!...
— Postaram się wytłumaczyć się jaśniej... słuchaj zatem, droga Joanno... Bez grosza i obciążony długami, brzydząc się pracą, a przepadając za używaniem, Prosper Rivet pożądał nie urody Heleny, lecz majątku Julii Tordier. Ta ostatnia, nienawidząc córki, nie chciała jej wyposażyć, lecz, będąc zakochaną w Prosperze, nalegała na ich małżeństwo, w nadziei, że skoro zięć z nią zamieszka, ona będzie mogła dogodzić obrzydłej swej namiętności... Wtedy to Prosper za moją poradą...
— Za twoją poradą?... — przerwało mu zgorszone dziewczę.
— Pozwól, niech skończę... Wtedy nie znałem cię jeszcze, i niewiele więcej wart byłem od niego! Krótko mówiąc, Prosper wymógł na przyszłej swej teściowej prawną sprzedaż na jego rzecz, całego jej majątku.
— Potwór! obdarła własną córkę!
— Teraz, pani Helena nie ma nic, i niczego spodziewać się nie może w przyszłości, a ty stajesz się posiadaczką całej fortuny, z której wyzuła się Julia Tordier.
— Ja? nigdy! — zawołała ze zgrozą Joanna.
— Poczekaj-że. Wiedziałem, jak kochasz Helenę, wiedziałem, że skradziony jej majątek stanie się bezpiecznym w twoich rękach. Oto dlaczego zobowiązałem Prospera, aby w razie śmierci pozostawił go osobie, która mnie mocno obchodzi.
Miałem na niego wpływ ogromny... usłuchał mnie więc bez najmniejszego oporu.
— Lecz Prosper Rivet nie znał mnie wcale.
— Znać cię nie potrzebował. Nie miał rodziny, żony nie kochał. Ja byłem jedynym jego przyjacielem... Chciał wszystkim rozporządzić na moją korzyść... odmówiłem, aby tym sposobem zabezpieczyć przyszłość Heleny. Czy źle postąpiłem?
— Masz słuszność — rzekła, z ufnością ujmując obie jego ręce. — Moja Helena będzie szczęśliwa, jak na to zasługuje.
— Zadowolenie twoje jest najwyższą moją nagrodą! Helenie ani słowa o tym testamencie!
— Bądź spokojny, umiem milczeć.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.