Przejdź do zawartości

Potworna matka/Część czwarta/XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Potworna matka
Podtytuł Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki
Wydawca "Prasa Powieściowa"
Data wyd. 1938
Druk "Monolit"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Bossue
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVIII.

Rano tego dnia, jednocześnie z Joanną i Włoską, odebrała Julia Tordier list od notariusza Carre, wzywający ją na godzinę czwartą z południa.
Garbuska niewielką wagę przywiązywała do niego, przypuszczając, że chodzi o uregulowanie rachunków, wiadomo bowiem, iż pan Carre był także i jej notariuszem.
Postanowiła wszelako stawić się tam i list wsunęła do kieszeni.
Od śmierci Prospera Rivet, Julia postarzała o jakie lat dziesięć, piękne jej rysy poprzecinały głębokie bruzdy, srebrne nitki gęsto przewijały się w czarnych jak heban włosach.
Piorunująca katastrofa, za którą ona tylko odpowiedzialną była, poczyniła w niej to spustoszenie, i gdyby nie żądza zemsty i potrzeba czynienia złego, byłaby upadła pod ciężarem bezbrzeżnej rozpaczy, zalewającej jej duszę.
Jedynym jej pragnieniem było ujrzeć Helenę, skazaną jako zbrodniarkę, a marzeniem wystawienie wspaniałego pomnika Prosperowi Rivet, nad grobowcem, w którym po śmierci miała nadzieję spocząć obok niego.
Około pierwszej po południu Garbuska kończyła właśnie śniadanie, kiedy u drzwi wejściowych odezwał się dzwonek.
Otworzyła z pośpiechem i od razu poznała szefa bezpieczeństwa w towarzystwie dwóch agentów.
— Pani mnie poznaje? — rzekł do niej, kłaniając się, urzędnik.
— Owszem, zechce pan wejść.
I nagła instynktowna obawa owładnęła nią, usunęła się z drogi, robiąc przybyłym przejście.
Jeden z agentów zamknął drzwi i umieścił się przy nich.
Garbuska szybko odzyskała pewność siebie:
— Czy pan przychodzi zawiadomić mnie, na czym stanęła sprawiedliwość w sprawie okrutnego zabójstwa mego zięcia?
— Mógłbym coś pani powiedzieć w tym względzie, jakkolwiek nie to mnie tu sprowadza — odparł z dobrotliwym uśmiechem szef bezpieczeństwa — to jednak zaznaczę, że zięć pani został otruty przez żonę łebkami od zapałek, przynajmniej są wszelkie tego poszlaki.
— O! nędznica! — mruczała Julia z godnym podziwu przeświadczeniem. Następnie zapytała:
— Czy wiadomo co się z nią stało?
— Zaaresztowana — odparł szef, wiedząc doskonale, że tak nie jest.
— Gdzie ją znaleziono? Okradła mnie zanim uciekła jędza!
— Znaleziono ją w hotelu. Wiele zabrała pieniędzy? i czy pani jest tego pewna?
— Około stu franków z szuflady, gdzie trzymam pieniądze na bieżące wydatki.
— Wszelako ja mam rozkaz, aby zarządzić w mieszkaniu pani rewizję, czemu pani oprzeć się nie może, rewizja ta bowiem należy do sprawy Prospera Rivet.
— Jaką rewizję, wszak jestem we własnym domu!
— Nikt pani nie przeczy, lecz córka pani i zięć zamieszkiwali tutaj, potrzebujemy więc przejrzeć wszystkie papiery, czy nie znajdzie się jakiś świstek, dowodzący występku wdowy Heleny Rivet.
— Ha! skoro tego potrzeba, róbcie, co chcecie — rzekła zirytowana Garbuska.
— Zmuszony jestem prosić panią o klucze.
Zaczęła się ścisła rewizja we wszystkich szufladach i skrytkach.
Pierwszą rzeczą, która zwróciła uwagę, był brulion testamentu, zredagowanego przez Józefa Włoskę, a przepisanego przez Julię Tordier, która nie chciała pokazywać Rivetowi pisma byłego dependenta u notariusza.
— To jest brulion testamentu — rzekła Julia Tordier.
— Wszystko na korzyść pani... Kto pisał ten brulion?
— Ja, panie.
— Czy ten akt wszedł w wykonanie?
— Tak, panie, został złożony w trybunale pierwszej instancji, zaraz po śmierci pana Rivet.
— Dobrze... Otóż przedmiot ten może nam posłużyć.
— Do czego? — żywo zapytała Garbuska.
— Do dania wskazówek sprawiedliwości.
Challet odłożył na stronę pismo drogocenne.
Mimo to, nie zaprzestał poszukiwań.
W dalszym ciągu wpadły mu w ręce papier listowy, koperty, jednym słowem, rzeczy nie mające żadnej wagi.
Nagle zadrżał: na jednej z kopert znalazł niedokończony adres pismem zmienionym:
„Do pana szefa bezpiecz...
Jednocześnie z tym, szef szperający w drugim końcu pokoju, zapytał Garbuski:
— Co to jest, pani?
— To są pokwitowania stare dla lokatorów — odparła, zwracając się do niego.
Challet, korzystając z tej chwili, wsunął niepostrzeżenie kopertę do kieszeni.
Jedna z szuflad zawierała pomiędzy innymi szpargałami kilka recept doktora. W liczbie tych recept znajdowała się ostatnia, skreślona przez doktora Reyniera, a skopiowana przez aptekarza; prócz tego był na niej przepis użycia co do ilości i w jakich odstępach czasu.
Challet, z iście małpią zręcznością, niepostrzeżenie receptę tę posłał za kopertą do swojej kieszeni.
— Prócz tego, nic więcej nie ma — rzekła do szefa bezpieczeństwa, zamykając biurko i przedstawiając mu brulion testamentu.
— Biorę go ze sobą — odparł tenże — nie na wiele się to przyda, a zwrócone pani będzie w czasie właściwym.
Skoro znaleźli się na ulicy, Challet zwierzył się szefowi z podwójnego swego odkrycia i wręczył mu obydwa te dowody.
W kilka chwil potem wszystko to znajdowało się w ręku sędziego śledczego.
Przybycie Joanny do Boissy-Saint-Leger sprawiło Helenie radość niewypowiedzianą. Pierwszym pytaniem jej było:
— Jak się miewa Lucjan?
— Coraz to lepiej — odparła Joanna. — Lecz wisi nad nami wielkie nieszczęście... nie wiesz, o co cię posądzają...
— Wytłumacz się jaśniej.
— Czy wiesz, z czego umarł twój mąż?
— Z pijaństwa.
— Z trucizny! I ciebie posądzają, że go otrułaś! Ponieważ w dniu jego śmierci kupowałaś zapałki... i tę truciznę znaleziono w jego; trupie!
Helena w rozpaczy chwyciła się oburącz za głowę.
— Jakież to straszne, jam niewinna! Co począć!
— Iść prosto do sędziego śledczego i powiedzieć mu: Jestem niewinna, otóż mnie macie! Myślą bowiem, że się kryjesz, i to zwiększa podejrzenie.
— A zatem, dobrze. Jadę natychmiast. Dość już cierpień moralnych przeniosłam, lecz miara ich przepełniona utratą honoru. Jedźmy, Joanno.
Uściskały się czule i wsiadły każda do innego powozu, jedna z nich udała się prosto do pałacu sprawiedliwości, druga w stronę ulicy de la Verrerie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.