Posyła wiersze JMCI Panu Marszałkowi Wielkiemu Koronnemu Jerzemu Lubomirskiemu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Andrzej Morsztyn
Tytuł Posyła wiersze JMCI Panu Marszałkowi Wielkiemu Koronnemu Jerzemu Lubomirskiemu
Pochodzenie Poezye oryginalne i tłomaczone. Poezye liryczne — Lutniéj księga wtóra
Wydawca Nakładem S. Lewentala
Data wyd. 1883
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Posyła wiersze JMCI Panu Marszałkowi Wielkiemu Koronnemu
Jerzemu Lubomirskiemu.

Wielkiemu panu, ale i wielkiemu
Wierszów uznawcy, dowcipów sędziemu,
Pódź, rozkazaniem jego przymuszony,
Oddaj twe wiersze i moje pokłony.
Żebyś nie zbłądził, chociaż nie za morze
Idziesz[1], o jego tak się pytaj dworze:
Kiedy w Warszawę wnidziesz od Krakowa
I pański miniesz pałac Ujazdowa,
Naprzód z wyciężną potkasz się kaplicą
I carów wziętych pamiętną tablicą,
Potym masz w prawo królewskie ogrody
I pałac wiślne patrzący na wody,
Groty i logie, stajnie i sieciarnie,
I co Pomona rozkoszy[2] ogarnie;

Nie tu, nie wstępuj; ma król swoje sprawy
I poważniejsze, niż wiersze, zabawy,
Jako uśmiérzać Chmielnickiego bunty,
Szwedzkie w przyjaźni zatrzymywać Zunty,
Co z Moskwą czynić niestatecznéj wiary,
Skąd wojsku płacić, gdzie[3] gromić Tatary.
W lewo zaś miniesz słupek, co potrosze
Poszeptem o nim wspomina Mazowsze.
Po tejże ręce i na tej połaci
Święta Teresa Bogu śluby płaci,
A za nią pałac podnosi swe gmachy[4]
Niezwykłe Polszcze i złociste dachy[5]
Wielkiego kiedyś kanclerza. O! gdyby
Żył, tubyś mogła, lutni, bez pochyby,
Jako do swego, wstąpić i bez mała
W kupie-byś laskę z pieczęcią zastała;
Ą teraz mijaj, bo pustki we dworze
I dziedzic łaskaw na cię, w bucentorze
Albo w gondoli, równéj w biegu strzale,
Weneckie ściga tańce[6] po kanale.
Hetmańskie potym puścisz w bok fabryki,
Który jak wstąpił między nieboszczyki,
Zwiędła korony sława na pokosie
I koniec Polski na cienkim był włosie.
Podle masz ojców wyzutych z Karmelu,
Ostrego żyda i potraw niewielu;
Miń, tłusty wierszu; mięsa tu nie jedzą
I w grubéj kapie o żarcie nie wiedzą.
Daléj masz piętrém opuszczone z góry
Aż na brzeg Wisły Kazanowskie mury,
Gdzie pani rącze do Rzymu zawody
Z powtórnym mężem puszcza o rozwody.
O ścianę zaraz i jednéjże gliny
Murem złączone tłuste Bernardyny,
Depcące z twardéj grabiny cekuły;
I mniszki téjże pominiesz reguły.
Potym się dworzec narożny odkrywa,
Gdzie mniejsza pieczęć litewska spoczywa.

Chcesz wstąpić, lutni; bylić-by tu radzi,
Bo się i sam pan z Muzami nie wadzi
I sam wiersz pisze, i moje Kameny
Doszły u niego niezwyczajnéj ceny;
Ale się ty śpiesz w naznaczoną stronę
I w samo miasto przepraw się przez bronę.
Ale stój! Widzisz te rosłe marmury,
Ten słup chęcińskiéj znaczną dziurę góry,
Ten napis i ten posąg, nieczłowieczem
Wzrostem monarchy, stąd z krzyżem, stąd z mieczem?
Syn-to trzeciemu wielki Zygmuntowi
Wystawił, sprzeczny chlubnemu Rzymowi,
A sam swym dziełom, na które się wścieka
Zazdrość, pamiątki jeszcze dotąd czeka.
Przyszedszy w miasto, nie wstępujże w prawo;
Sejmy tam łamią, przerabiają prawo,
Rzadko tu dobry stróż, że prawdę rzekę;
Ukręcą-ć kołki i potłuką dekę
I swar poselskiéj zagłuszy cię izby.
Nie przeciśniesz się przez panięce ciżby;
Snadź i niemieckie piki partezany
Między królewskie nie puszczą cię ściany.
Ani się w lewo na Piwną ulicę
Udawaj; twój a rzecz chwalić winnice,
Prócz żebyś chciała o jednéjże strawie
Nawiedzić kościół najstarszy w Warszawie,
Gdzie święty żołnierz, żeby nie zmarzł goły
Żebrak, płaszczem się podziela na poły.
Ale idź prosto, gdzie Ewangielisty
Kościół i drużby jego, który czysty
Chrzest na świat przyniósł. Tu jak u swéj fary
Król w święta słucha najświętszéj ofiary.
I podłe zaraz, jakoby przyszyci,
Ojcowie mają konwikt Jezuici.
Mijać precz; takich nie przyjmą tu gości,
Choć polityki pełni i ludzkości,
Ale swawolą zawsze rózgą straszą
I wiersze w księgach bezpieczne wałaszą.
Stamtąd w rynkowym już staniesz obwodzie
I Marszałkowskiéj spytaj o gospodzie[7],

Ale nie pytaj, tylko patrz, gdzie krwawy
Grunt białej potok przedziera Srzeniawy,
I gdzie dym gęsty wielka kuchnia pędzi,
A szereg Węgrów usrebrzonych siedzi.
Tam wnidź, ale wnidź ostrożnie, jak z kartą
Supliczną pierwszą, i zostań za wartą.
Marszałek-ci to; ma prawo na szyje,
I choć przy królu (nie ciśnij się), bije.
A gdy cię puszczą bliżej retiraty,
Umiéj tu w swój czas upaść, jako z czaty.
Ma on godziny, w które sprawy sądzi
Zgryzłe i wielki dom królewski rządzi,
I jako pierwszy urzędnik Korony,
Myśli, co w radę wnieść dla jej obrony,
Albo kiedy rzecz puści pospolita,
Tacyta w głowie i bez księgi czyta;
A gdy mu próżna pozwoli godzina,
Wiernego składa Pasterza z Gwaryna.
To wszystko nie twój czas, ale patrz, kiedy
Złożywszy laskę i wielkie urzędy,
Pogodny czołem i w myśli wesoły,
Z dobremi za stół siędzie przyjacioły;
Kiedy kielichem dadzą wina sporem
I beczka spodnim schyli się wątorem,
To właśnie twój czas; wtenczas się surowych
Nie bój dekretów na się marszałkowych,
Choćby tam byli i z konwentu braci
Zafrasowane nabożne postaci.
Uczynią-ć miejsce wesołe kielichy
Nie tylko między pany, między mnichy,
I gdzie brzęczy sprzęt łańcuckiego szklarza,
Czytać cię będą wpośród refektarza.
Wtenczas wnidź śmiele i opowiedz, że ty
Chętnie przynosisz rozkazane wety,
I proś, żeby cię czcił swojemi[8] wzroki
Choć wtenczas, kiedy węgierskie[9]
Wolno przeplatać niewinnemi żarty,
Albo gdy w polu będzie czekał z charty,
I jak na pewną psi wysforowani,
Ani się ozwą w gęstéj kniei, ani

Kotek się próżno wykraść zechce strugą,
Straw mu bez gniew godzinę i drugą.
Poślę mu potym karty nie tak płonę
I nie lutennym dźwiękiem nastrojone,
Ale wojenną trąbę[10], która dziéła
Będzie po świecie jego roznosiła.
Jeśli się spyta o mnie, „Pan w Rakowie
Przy maju — powiedz — łata słabe zdrowie;
Lecz jak się ze krwie odprawi hecugą,
Stawi-ć się zaraz do dworu z usługą“.






  1. Rk. Oss. ma: jedziesz.
  2. Rk. Oss. ma: królewski dwór uciech.
  3. Rk. Oss. jak.
  4. Rk. Oss. dachy.
  5. Rk. Oss. blachy.
  6. Rk. Oss. łanie.
  7. Rk. Oss. O Marszałkowskiéj spytasz się gospodzie.
  8. Rk. Oss. uczcił swemi.
  9. Rk. Oss. posoki.
  10. Rk. Oss. wojennéj trąby.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Andrzej Morsztyn.