............ Matko, ziemio!
Oto nową świecisz krasą
Oczom moim znużonym,
Oślepłym dróg pyłem!
Oto znów koło skroni
Winiesz sobie wieńce
Zielonych lasów i wonnej krzewiny!
Pieśń tak długo uśpiona,
Pod lodem twego łona,
Ulata już w lazury,
Na skrzydłach skowronka.
Szczęśliwaś ty matko!
W spokoju pogrążona
Z błogim uśmiechem patrzysz,
Jak na twem łonie z pąków wschodzą kwiaty,
Jak w koło bioder twych wiją się rzeki,
Jak nad twą głową podnosi się słońce! Lecz ja — muszę dalej...
Matka, ta w błogim spokoju spoczywa,
Syn wszakże, — z jej łona
Wraz z mlekiem winy wypił dziwną tęskność, Mocną, nieukojoną!
On poznać chce świat ten,
I przeniknąć duchem
To, co się wiecznie w dali mrocznej tai... Kto mnie pędzi? Nie wiem.
Ale wiem, że gdyby się nawet ta ziemia Zapadła w przepaść,
Ja, równie wiecznie błądzićbym tak musiał,
Od gwiazd ku gwiazdom, dalej, coraz dalej, Ku słońcu, mgławicom,
Aż gdzieś eterem, ku nieskończoności... Nigdzie spoczynku!
Oto stoję w rozwalinach
Grodów i chramów starych,
I w rumowiskach cyrku,
Kędy na ławach, w pyle,
Miast żywych widzów zasiadają — cienie...
Z miesiącem się migam,
W proch, co dokoła leży
Na rzeźbach, kolumnach,
Strząsam popioły dawno przeminionych wieków...
Ty wszakże, matko,
Winiesz z niego przed moim zadziwionym wzrokiem,
Zielone wieńce bluszczów,
I na kolebki umiesz zmieniać groby. Czem tobie wieki?
Czem ludzie? Czy w twoich szumnych gajach
Stawią ołtarze marnym swoim bogom,
Czy łono twe ryją,
Czy rozbijają młotem skalne skronie twoje, Tobie to jedno.
Ty się uśmiechasz spokojna i błoga...
Wiesz dobrze, matko, człowiek przyjdzie, przejdzie...
Ty wszakże w swojej nieśmiertelnej ciszy,
W którą, jak w przepaść, radbym się pogrążył, Zostaniesz wieczna,
Patrząc na wichrów spór i bojowanie,
Na rozruch burzy, na wiosenne deszcze, Noc i poranek...
I w tym spokoju wielkim, nie mogąc błogości
Swojej wysłowić myślą, ani głosem,
Mówisz uśmiechem... Szczęśliwaś ty, matko!