Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Teodor Tripplin‎
Tytuł Podróż po księżycu
Podtytuł odbyta przez Serafina Bolińskiego
Wydawca Nakładem Bolesława Maurycego Wolfa
Data wyd. 1858
Druk Drukiem Bolesława Maurycego Wolfa
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


24. Baron Drzejna.

Już od dziewięciu dni bawię w Drzemniawie, i zdaje mi się, że już dosyć tej zabawy, bo się właściwie najokropniéj nudzę w téj miejscowości, o której dalibóg wcale jeszcze nie wiem, czy to duża mieścina, czy wieś, czy stolica, czy rodzaj karawanseraju, do którego ludzie na to przybywają, żeby z niego jak najprędzéj wyjeżdżać. Koniec końcem nie bawię się w Drzemniawie, tęsknię do Lawinii, i uciekłbym z tąd pomimo rozkazów księcia Wadwisa, gdyby mnie jedna, dla mnie zupełnie nieprzewidziana okoliczność nie zachwycała, a tą jest, że piękny książe Neujabi zaczyna się tutaj w najlepsze bawić, dzięki wrażeniu nań wywieranemu przez piękną młodą wdówkę, córkę księcia wice-lamy. Nadaremnie tai on przedemną zajęcie się miłą wdową: jest ono aż nadto wyraźne, i już o tem mówią w pałacu, już nawet w wielkim świecie zaczyna krążyć pogłoska o podboju, jakiego dokonały wdzięki księżniczki Omegi. Już téż o tém wiedzą w Jasnogrodzie, i to dzięki mnie; tak, przyznać muszę, żem o tém telegrafował do Gerwida, nie bezpośrednio lecz przez barona Drzejnę, wielkiego sędziego kryminalnego a mego łaskawego opiekuna, u którego tu codziennie, czasami nawet po dwa razy bywam.
Kocham tego starca nadzwyczajnie, bo to typ roztropnéj prawości, w najmilszych a zarazem najdostojniejszych kształtach; sprawowanie trudnych obowiązków swego posłannictwa wcale mu nie ztępiło uczuć, owszem zaręczyć można, że im więcéj miał do czynienia z majątkiem, wolnością, honorem i życiem bliźnich swoich, tym doskonalsze zyskał o tych dobrach wyobrażenie, i tym litościwszym się okazał, gdy szło o pozbawienie bliźnich swoich tego dobra.
Otóż takim był wielki sędzia kryminalny, starzec bardzo posunięty w wieku, ale silnej budowy ciała i niestarganego zdrowia.
Przylgnął do mnie, tak jak ja do niego, natychmiast, jak gdyby mnie znał od bardzo dawna, i czuwał nademną w tém mieście, w którém prawda nie jest lubioną, i gdzie sobie jednym wybuchem szczerości zaszkodzić można na całe życie.
Z jego słów przekonałem się, że mnie na prawdę za komunistę bardzo niebezpiecznéj przyrody osądzono, a głównie z téj przyczyny, żem do tych czas nie postarał się jeszcze o żaden urząd, nadający człowiekowi jedyną wartość w oczach tego świata.
Lękał się także, aby mi nie skradziono mego dyamentowego flakonika z kroplami życia i prosił mnie, abym go nosił przy sobie na ciele, przytwierdzony łańcuszkiem do szyi, jak szkaplerz lub medalion. Późniéj bardzo żałowałem, żem za tą radą nie poszedł.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Teodor Tripplin‎.