Spłodzili mię oto
Helotka z helotą,
Więc mi kołysanką
Był ich kajdan stuk,
Więc przez żywot cały
Łańcuch zardzewiały
Ku nocom i rankom
Wył w pustce mych dróg.
Nim junacka siła
W barki me wstąpiła,
Już mi szyję zgięto
Pod jarzemny gwóźdź —
Kazano się schylać,
Do pletni przymilać,
Przed tym, co wziął w pęto,
Ziemię czołem bóźdź.
U sióstr za manele
Dzwonił łańcuch oków.
Kędym posłał oko
Własną zlan posoką
Łasił się nieśmiele
Nędznych tłum otroków.
Duch fałszem zatruty Nawyknął pęt nuty Płoszącej mi z domu Wszelki życia wdzięk, A gdym w uczuć kłótni Dłoń wspierał na lutni, Niewoli i sromu Wylatał z niej jęk.
Mimo to chwilami Wzrok mglił mi się łzami I tężyłem ucho Za lasy, za wody Ufny, że tam gdzieści Niebo się niebieści I już nam w noc głuchą Szle pieśń swobody.
Biada czczym snom, biada! Rosa wzrok wyjada, W kale upodlenia Czas pełza powoli. Jarzmo za mną, we mnie — Kark czeka daremnie Zorzy wyzwolenia, Końca niewoli.
Biały szron na strzesie... Grzbiet mi wiekiem gnie się, Ku jesiennym grobom W dal idę mroczną, A głos we mnie szepce: Nie pękną oklepce, Kajdany twe z tobą W mogile spoczną.