Ta którą sobie żywcem w serce wziąłem, Raz, gdy dumając w ciemnej drzew ustroni Siedziała pomnę, — tom ja, idąc do niej, W milczeniu tylko skinął bladem czołem.
Więc tknięta mojem licem niewesołem, Twarzą się ku mnie tak pogodną skłoni, Że nawet temu. co grom dzierży w dłoni, Broń z niej i gniewby wytrąciła społem.
W tem znikła szepcząc coś cichemi słowy, A jam — raz pierwszy — ani od spojrzenia. Anim ucierpiał cobądź od jej mowy.
I odtąd dziwnie coś się we mnie zmienia O tem zdarzeniu myśląc sercem całem, Mych wszystkich dawnych cierpień zapomniałem. —