Gdybyś Szymonie, wzniosłe karmiąc chucie, Kiedyś w marmurze kuł jak najbogaciej, Dał był, stworzonej ręką twą postaci, Wraz z twarzą umysł i głos i uczucie, —
W twem cudotwornem jakżebym cię dłucie Wielbił, nad wszystkich sztuki twej współbraci! Bowiem — co widzę! — Laura srogość traci. Zda się zwiastując koniec mej pokucie!
Ja płaczę — ja się śmieję — mówię do niej A ona ku mnie chętne ucho kłoni... — Lecz nie — to tylko mych przywidzeń dziwy!
Jakżeś zazdrości godzien Pygmalionie, Jeśliś w kamiennej zdołał zbudzić łonie To, co ja próżno zbudzić pragnę w żywej! —