Dziewięć już razy wzrok swój po błękicie Słoneczny wysłał Bóg, chcąc od tej wieści, Która się wiecznie w jego sercu mieści, Której ktoś drugi także oddał życie.
I tak badając: w jakim nowym bycie Swój przed nim schronić mogła wstyd niewieści? Był jak człek, co to popadł w szał z boleści, Iż go najmilsza odbieżała skrycie.
W tych troskach widzieć nie mógł, na uboczy Stojąc, powrotu pani mej uroczej, Której dopókim żyw niech będzie chwała.
Lecz, że i ona łzawe miała oczy. Stało się tedy, że przyroda cała Rzewnemi łzami także się spłakała. —