Śmierć mi zdmuchnęła moich olśnień zorzę — Noc ogarnęła oczy pełne chwały — I Miłość moją prochy przysypały — I laur już dla mnie stracił tchnienia Boże!
Swobodę wziąwszy, błądzę gdzieś w bezdroże — Nie mam być przed kim trwożny lub zuchwały — Ni brać od kogo dreszcze lub zapały — Nikt mię już ani zgnębi, ni wspomoże!
Więc od owego Pana, co tak długo W swych złudach zdradnych miał mię swoim sługą, Gdy już nareszcie wolność jest mi dana,
Całą mą duszą, w chwili tej, do Pana, Co brwi zmarszczeniem rządzi Swe błękity, Zwracam się, trudów życia całkiem syty! —