Lauru cień, świeżość, tchnienie, słowem duszę Żyjącej niegdyś w krzewie tym Dryady, Ta mi odjęła, w której poszedł ślady Mój spokój, w wieczne pchnąwszy mię katusze!
Jak — żegnaj słońce! — gdy wstał miesiąc blady — Tak ja dzień jasny we mnie żegnać muszę — Skoro mię kusi Miłość w żądz swych skrusze: Bym przeciw śmierci w śmierci szukał rady!
O pani moja! tyś tu sen nie długi Wśród nas przespawszy, dziś masz tam ocknienie Gdzie się do Stwórcy tulą w niebowzięci!