Ten słowik, który tak się słodko żali Ze straty dzieci swych, czy ich macierzy — Którego skarga tak się dźwięcznie szerzy, Wprost w gwiazdy płynąc, nawet kędyś dalej —
Mój on powiernik. Przed nim, w wiatrów fali Sam siebie skarżę! — bo któż z ludzi szczerzej Winien swej doli, jak ten, co nie wierzy, By nieśmiertelni śmiercią umierali?
Tak jednak łatwo, tak się chętnie zbłąka Myśl, pewna tego, że blask Boski dzionka W podziemne zmroki nigdy zajść nie może!