Niechbym po ziemi, w niestrudzoną kolej, Wzdłuż, wszerz, jak Niebios piętrzy się pokrywa, Szedł, najcudniejsze przepatrując dziwa — Zawsze ku Laurze serce wracać woli.
Lecz snadź wieszczego ptaka wzrok sokoli, Czy też zdziałała Parka to złośliwa, Że mnie jednemu Litość głuchą bywa, I że mam czarną, zamiast jasnej doli.....
Co tu i mówić? Bywa Laury wpływem Serce Miłości pełne i słodyczy. To jest — jej samej. Lecz niech ona wyzna,
Że go bynajmniej nie chce mieć szczęśliwem — Gdyż wcale nie dba, czy też znać nie życzy, Że już mi przez nią srebrzy skroń siwizna. —