Z dnia w dzień srebrzyste włos mi ćmią przędziwa — A niemniej w siatki grzęznę ukochane, W liściach się plącząc, w których zdarzyć zmianę Ni chłód, ni zdoła słońca światłość żywa.
Wprzód morze wyschnie, gwiazd przekwitnie niwa, Nim wielbić z trwogą Lauru cień przestanę, I znienawidzę mą serdeczną ranę, Którą przed światem miłość własna skrywa.
I na to wszystko jest nie inna rada, Aż mój wróg luby śmierć mi chyba zada, Lub mię litością z rany mej uleczy.
Do niepodobnych liczę nawet rzeczy, By co innego mogło byt mój człeczy Zbawić, jak tylko Miłość lub śmierć blada! —