Myśl mą pokarmem tak tak przedziwnym sycę, Że precz ambrozyo boska i nektarze! To, wzrok w jej licach topiąc, słodko marzę Żem w Lety zdrojach skąpać mógł tęschnicę —
To znów, gdy uchem dźwięk jej głosu chwycę, Ten mi nadzieję mieć i wzdychać każe; — A tak, współcześnie, z rąk Miłości, w darze I uszy rozkosz mają i źrzenice.
Doprawdy — głos jej, komu go nie dano Słyszeć, ten nie zna, ten i znać nie może Jakim urokiem brzmią harmonie Boże!
A twarz światłością błyszczy tak świetlaną Że trwożny w sobie pytasz: Zkąd się wzięło Takie na ziemi Boskie arcydzieło? —