Gdym całym sobą w stronie, gdzie jutrzenka Twarz wdzięczną mojej opromienia Dziewie, Tych blasków pamięć w sercu sobie krzewię — Zkąd mi wskroś ogień i pożercza męka.
Lecz drżąc o serce, że się w kęsy spęka, Jeśliby zmierzchło zorzy tej żarzewie, Idę jak ślepy próżen dnia, co nie wie Dokąd, a przedsię stąpać się nie lęka.
Tak przed ciosami śmierci, co najprędzej Zdążam, lecz nie dość szybko, aby ze mną, Jako jej zwyczaj, nie szła żądza społem.
Idę milczący, bo od słów mych nędzy Płakałby każdy, a ja przedsięwziąłem, Uczynić powódź moich łez tajemną! —