Pędzi łódź moja całkiem zapomniana Z Charybdy w Scyllę. W koło noc i zima, I odmęt grzmiących wód, — a ster jej trzyma Mój wróg zawzięty, w którym dziś mam pana!
Złych myśli zewsząd szumi wzdęta piana — Obojętnemi patrzę w śmierć oczyma — Tchnienie tęschnoty wiecznej żagle wzdyma — Nadzieja nie ma sił doczekać rana!
Żądz rozhukanych prądy, moją własną Łódź, z mojej winy, szarpią i kaleczą. A ja ku Laurze patrzę — cierpiąc dla niej —
Lecz gdy jej oczu gwiazdy w mgłach mi gasną, Zgon mi się zdaje pożądaną rzeczą, Tak, że zaczynam nie chcieć już przystani! —