Mieści w sobie wspomnienia wrażeń, zapewne nie obcych Laurze, ale dziś mocno już nie jasne.
Dniem jednym, poprzez góry, lasy, niwy, Wielce tęschnego własnych myśli posła, Miłość mię skrzydły cudownemi niosła, Bym w Trzecie Niebo mógł dolecieć żywy.[1]
Słodko jest wspomnieć, żem szedł w owe dziwy, Gdzie Marsowego wieje strach rzemiosła, Jak statek coby stradał ster i wiosła, Odwagi pełen i otuchy tkliwej.
W tem, gdy przymierzchać począł dzień ów błogi, Wspomniawszy: podróż mą zawdzięczam komu, I powrót, — strach mię przejął pokryjomu.
Szczęściem, Wokluzy Raj i u rozłogi Sorga, gościnnie serce zbyła z trwogi — I ono — w blaskach znów jest jakby w domu. —
↑To jest, jak zawsze, w sferę Wenery — a jak tu, w miejsca niby, kędy Laura przebywa.