Bodziec i cugle jednocześnie znoszę, Otuchę, trwogę, uśmiech, brak pamięci. To mię odpycha, to ku sobie nęci — To rozpacz cierpię, to znów śnię rozkosze.
W zawodów mnóstwie pociech mam potrosze — I jak są ludzie w krąg zaklęty pchnięci, Sam sobie szkodzę przy najlepszej chęci Miłości! twoje sprawy to macosze!
Czasem przyjazna myśl mi wskaże drogę, Którąbym idąc, wiedział: że choć mogę Ukradkiem podejść pod nadziei wrota.
Lecz na nic wszystko. Znów mię wprędce psota W bezdroże jakieś spycha, gdzie zdaleka Widzę jak na mnie śmierć czyhając czeka. —