Śpiew tak cudowny ku miłości chwale Pocznę, aż z piersi Laury mej wytrącę Przemocą tysiąc westchnień, i tysiące Żądz w lodowałem sercu jej rozpalę!
Aż ujrzę obraz mój w jej łez krysztale! Aż niepokojem twarz jej tak zamącę, Że w jej rumieńcu wybiją gorące I pełne łaski, acz spóźnione, żale!
Ach! już się ust jej kwiat otwiera świeży Do słów, któremi wskrzesić jej się zdało Tego, co patrząc w nią grobowcem chłodnie —
Słowem, od czego pragnąłbym najszczerzej Żyć krótką chwilę, nim się stanie chwałą Istnieć wiek długi, by ją uwielbić godnie. —