Piczomira, królowa Branlomanii/Akt II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Fredro
Tytuł Piczomira, królowa Branlomanii
Data wyd. 1920
Miejsce wyd. Wiedeń
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Uwagi
Tekst zawiera treści erotyczne
Tekst zawiera zwroty uważane za wulgarne
Indeks stron



AKT II.





AKT DRUGI.
Teatr wystawia jedną stronę zewnętrznych murów Piczenburga.
SCENA PIERWSZA.
JEBAT i PSTRZYKAR.

JEBAT: Napróżno mnie wstrzymujesz Pstrzykarze kochany
Bucha już ze mnie płomień długo ukrywany,
Tutaj do Piczomiry pod tymi murami
Niechajże ziemię moczę memi jebinami,
Niechaj gęste i wrzące płyną ich strumienie
I ulżą choć cokolwiek tłumione westchnienie.
O Piczomiro luba! Kobieto jedyna!

(Dobywa chuja).

Puść mą rękę Pstrzykarze... utnę kapucyna.
PSTRZYKAR: Ach panie mój łaskawy, wielki Chujosławie,
Chceszże zdrowie wycieńczać w haniebnej zabawie?
JEBAT: Mów ciszej, Chujosławem chciej mnie nie nazywać
Mógłby w domu książęcia nas kto podsłuchiwać,
Ale oddal się.
PSTRZYKAR: Panie!
JEBAT: Idź, proszę, Pstrzykarze
Idź i strzeż mnie przez chwilę!

PSTRZYKAR: Nie mogę.
JEBAT: Ja każę!

(Pstrzykar schyliwszy głowę, odchodzi).



SCENA DRUGA.
JEBAT (sam).
(Siada na kamieniu i branzluje się).

Tak piękna Piczomiro, daleki od ciebie
Przynajmniej cię tu myślą najgorętszą zjebię.

(Po krótkiem milczeniu, rozciągając się coraz bardziej w zachwyceniu):

Ach, ach! Połóż się lepiej, rozłóż białe uda!
Co za kędziorek... białość... o piękności cuda!
Ta pierś jak twarda, gładka, pulchniutka i tłusta!
Przyciśnij, ach przyciśnij do mych twoje usta

(mówi coraz prędzej)

Obejmuj mnie rękoma, podnieś nóżki w górę
Jak... ach tak.... teraz, już pakuję w dziurę
Ru... ru... ruszaj... ach ruszaj... już mi... mi... mi... miło.

(Wypręża się i leży w utopieniu zmysłów; po długiem milczeniu)

O drogie omamienie jużeś się skończyło!
Jakżeż teraz Pstrzykara zniosę wzrok surowy;
Szalony, nie słuchałem mądrej jego mowy. (Cicho).
Pstrzykarze!
(Głośniej). Pstrzykarze!





SCENA TRZECIA.
JEBAT i PSTRZYKAR.
(Pstrzykar wychodzi wolnym krokiem przed Jebatem, który jakby nie śmiał spojrzeć na niego).

JEBAT: Ach!
PSTRZYKAR: Myśl moją zgadnie
Panie twe serce widzę jeszcze snadnie
Szkody, którą poniosłeś w twym brzydkim zawodzie.
JEBAT: Cóż nada być rozsądnym, kiedy już po szkodzie?
PSTRZYKAR: Jeszcze czas nim być; oto padłszy na kolana
Błagam cię a przezemnie ojczyzna kochana
Ta Jebarnia zamożna, powróć na jej łono,
Zapomnij swą na zawsze miłość pogardzoną;
Ona wiek twój wiośniany nieczynnie przewleka
Inne cię przeznaczenie, inna sława czeka.
Pamiętam, gdyś się z domu w tę podróż wybierał,
Gromijebiec już stary oczy z łez ocierał.
A ściskając cię mówił: „Synu ulubiony
„Jedź, gdy taka twa wola, w nieznajome strony,
„Obłapiaj też ostrożnie, gdy się co wydarzy;
„Nadobna powierzchowność mocno czasem sparzy.
„Nie żałuj też swej pracy; niech każda dziewczyna
„Wrzeszcząc dozna dzielności Gromijebca syna.
„Jednak nie zapominaj, że życie nie twoje;
„Narodowi monarcha winien oddać swoje.
„Wracajże jak najprędzej, zamknij me powieki
„I nie dopuszczaj cudzej nad berłem opieki“.
JEBAT: Nie powtarzaj mi słów tych, pamięć mi ich święta,
Lecz nad wszystko miłości silniejsze są pęta.
PSTRZYKAR: Piczomira jej nie zna i poznać nie umie
Zatopiona w wielkości i niesytej dumie
Zimniejszej, jak lód, dupy; nie pragnie mieć męża,
Jedynie bój ją bawi i odgłos oręża.
JEBAT: Takie są wprawdzie wieści lecz może fałszywe.
Gdym ją poznał — niestety! — miała serce tkliwe
I zdawała się dzielić mej duszy płomienie,
Zdawała się powtarzać miłości westchnienie.
PSTRZYKAR: Urojenia; to tylko płoche są nadzieje.
JEBAT: Wszak pamiętasz zapewne te wielkie turnieje,
Na które Kuśkar zwołał rozliczne narody,
I ja walczyć stanąłem, choć jeszcze zbyt młody.

Lecz, gdy z nim mego bycia nienawiść dzieliła
Która okropne wojny, znane ci, sprawiła,
Cudze wziąłem nazwisko, pilnie kryjąc swoje,
Przywdziałem całą czarną i bez znaków zbroję.
Na tarczy mej róg jeden był tylko wybity
Z napisem: „Zawszestyrczy“, hełm zaś w białe kity.
Byłem pierwszym zwycięzcą, wieniec więc nagrody
I dwie ciasne prawiczki nadobnej urody
Dostałem u stóp tronu z Piczomiry ręki,
Ale wszystko to znikło, gdym zoczył jej wdzięki.
Długo byłoby mówić, jak w różnym sposobie
Starając się, jej przyjaźń zyskiwałem sobie.
Powiem ci tylko, że raz przy wieczornym chłodzie
Spotkałem Piczomirę w zamkowym ogrodzie,
A od słowa do słowa w czułą wpadłszy mowę
Przebiegałem rękoma jej ciała budowę.
I już na miękkiej trawie rozkosznie leżący
Chciałem dowieść księżniczce mój afekt gorący,
Już z pokrowca dobywszy natężoną pytę
Zamierzałem ugodzić w miejsce należyte,
Gdy sam Kuśkar nadchodzi. — O srogie wspomnienie!
Łez mych wstrzymać nie mogę; złość i zadziwienie
Hamują jego mowę. — Ja końca nie czekam
I szybko z Piczenburga na zawsze uciekam,
Więc widzisz, ma nadzieja nie jest tak zbyt płocha.
I może Piczomira Chujosława kocha.
PSTRZYKAR: Lecz, panie! Piczomira ze świetną koroną
Przybrała obojętność dotąd niezwalczoną,
Wszak niejeden z rycerzy za żądanie tkliwe
Śmierć z jej ręki otrzymał lub jarzmo zelżywe.
Chceszże panie pójść także w niegodne ich ślady,
I życie marnotrawić, mimo ojca rady?
Jenoś dostał o śmierci Kuśkara nowinę,
Ruszyłeś pod Piczenburg w tę samą godzinę
I niepewny, co czynić — mija już dwa lata
Jak błądzisz w cudzych krajach z nazwiskiem Jebata.
JEBAT: I póty z pod tych murów nie uczynię kroku,
Póki z ust Piczomiry nie wezmę wyroku.
Mówią, że już do szturmu rozkazy są dane,
Więc się aż przed jej może oblicze dostanę.
Ale chodźmy Pstrzykarze; długie tu bawienie
Mogłoby na nas ściągnąć wojska podejrzenie.

(Odchodzą obydwaj).





SCENA CZWARTA.
Sala audyencyonalna w zamku piczenburskim; w głębi tron. Wodzowie, kobiety, gwardya maszerują przy odgłosie hucznej muzyki i po obu stronach tronu rzędem stają. Potem sztandary i różne jebawcze niosą insygnia a na koniec królowa wchodzi i wstępuje na tron.
PICZOMIRA, KLITORYS, TWARDOSTAJ, SRAKOTŁUKA, SZPICZAK, WODZOWIE, KOBIETY etc. etc.

PICZOMIRA: Wodzowie i żołnierze Branloma narodu!
Dziś jest dzień dla nas świetny zwykłego obchodu,
Dziś jest rocznica, kiedy stany zgromadzone
Złożyły w ręce moje berło i koronę.
Dwa lata już się kończą, jak spiąwszy nią skronie
Usiadłam z waszej woli na Kuśkara tronie.
Sześć podbitych narodów, zburzone stolice,
Rozszerzone i wszędzie warowne granice,
Do hołdu zgięte kraje, króle uwięzione
Świetniejszym teraz blaskiem zdobią mą koronę.
Dla twej sławy, narodzie, znoszę wszystkie znoje,
Dla ciebie tłumię czucia i rozkosze moje.
I tak każe nadana przezemnie ustawa,
By się jebała każda Branlomanka prawa,
Ile jej dupa strzyma, ile będzie w stanie.
Gdy wszędzie nader miłe panuje jebanie,
Ja jedna obarczona nudne chwile liczę
Na całe pocieszenie trąc ognistą piczę.

Zniszczyłam prawiczeństwo, jednak dotąd jeszcze
Panią w prawiczek rzędzie niegodnym się mieszczę.
Bo tobiem poświęciła tobie je oddaję.
Niech ten, co zechce rządzić nasze piękne kraje
Piździ mnie od tej chwili, biorę go na męża,
Lecz ten co mnie zawiedzie, zginie od oręża!
Chcę bowiem by ten, z którym dzielę się koroną
Pierwszego miał Jebaka sławę ustaloną
I, stając się przykładem, gdy królem wybrany,
Dwa razy tyle jebał, co każdy poddany.
Tak to, luby narodzie, dla ciebie jedynie
Wszystkie te poświęcenia i dręczenia czynię.
Nie widzisz tutaj we mnie wszechwładną królowę.
Która dla dumy, świata ujarzmia połowę,

(Z westchnieniem).

Ale dobra ojczyzny pierwszą niewolnicę.

(Po krótkiem milczeniu).

Widzę, że łzy wdzięczności roszą wasze lice.
Jest to ciężkich mych trudów najmilsza nagroda
Tak, jak zupełnem szczęściem jest wasza swoboda.
Jednak nieraz słyszałam jakeście sarkali,
Że już prawie wam zbroi składać zakazali,
Myśleliście, żem tylko krwawej chciwa sławy.
Dziś was przekonam, że nie; nadeszli Chujawy,
Oblęgli nasze miasto bez wydania wojny,
Nasze niwy pustoszy żołnierz niespokojny.
Ja jednak chcąc uniknąć przykrego wam boju
Posłałam do ich księcia układy pokoju.
Książę znieważył posła a w nim naród cały,
Chce gwałtem tron osiągnąć napastnik zuchwały.
Pójdziemy... zwyciężymy... a tęgo schłostamy,
Pozna Chujaw, jak biją dzielne Branlomany.

(Tu widać poruszenie między żołnierzami, okazujące ukontentowanie i niecierpliwość).

Teraz, cny Klitorysie, przystąp do urzędu
A Srakotłuka, jako najpierwsza z dam rzędu,
W wykonaniu modlitwy miejsce me zastąpi
Gdy mnie takiej radości niebo jeszcze skąpi.
Żwawy Szpiczak niech wstąpi na tronowe progi
I niechaj palcem koi miłosne pożogi.

(Klitorys występuje ze Srakotłuką na przód sceny).

KLITORYS (zwolna i wyraźnie): Z woli najwyższej władzy wzywam, rozkazuję:
Niechaj się do jebania każdy z was gotuje!

(Klitorys nachyla głowę Srakotłuki i zarzuca spodnicę: gdy ta raka staje, Klitorys prawą rękę opiera o gołą dupę a lewą w górę podnosi. Wszystkie kobiety tymczasem stają raka a mężczyźni dobywają sterczące chuje).

KLITORYS: Pryapie! Jebowładny Panie! Nasz Patronie!
Zachowaj naród w swojej sprężystej obronie,
Daj małżonka królowej niezgiętego męstwa,
Któryby ją mógł jebać w miarę dostojeństwa.
Daj nam siły lubieżnej, siły nie wzruszonej
Na obronę ustawy kraju i korony.
Napełń kurew schlustanych pizdy nowym żarem
I nachylone kuśki pod wieku ciężarem
Twą niewzruszoną władzą wyciągnij do góry
I, aby wiecznie stały, zmień dzieło natury;
Kiwnij pytą łaskawie, pstrzyknij raz obficie
Na znak, że błogosławisz marne nasze życie
I przyjmij dobrotliwie, najdzielniejszy panie,
Jako hołd naszej cześci pokorne jebanie.

(Daje znak, bębny biją generalmarsz, za powtórnym znakiem przestają; po krótkiem milczeniu).

Narodzie jeb się!
SRAKOTŁUKA (ze skruchą, wznosząc oczy do góry): Przyjmij w ofierze mą szparę!
KLITORYS (ze skruchą): Przyjmuję ją, zatykam i pełnię ofiarę.

WSZYSTKIE KOBIETY (ze skruchą:)

Na cześć Pryapa przyjmij w ofierze mą szparę.
WSZYSCY MĘŻCZYŹNI (ze skruchą): Przyjmuję ją, zatykam i pełnię ofiarę.

(Tu w głębokiem milczeniu, oznaczającym skruchę, naród się jebie przy oddalonej muzyce dętych instrumentów. Szpiczak na tronie paluszkuje królowę. Po skończeniu stają w swoje rzędy, a bębny biją werble).

PICZOMIRA: Zwykłą ucztę rocznicy odłożyć wypada,
Gdyż śmiały Brandalezyusz walkę zapowiada.
Zwycięstwo niech dziś będzie świetnością obchodu.

(Schodzi z tronu, niewiasta z pospólstwa zastępuje jej drogę i klęka).

NIEWIASTA: Piczomiro, królowo i matko narodu!
Do nóg twoich rzucona, skargi me zanoszę
I o sprawiedliwość wyroku cię proszę.
Chciej pani nie odtrącać nieszczęsnej sieroty!
PICZOMIRA: Wstań, mów śmiało, co żądasz, ulżyj swej tęsknoty!
Czy ojca utraciłaś, czy matkę kochaną?
Czy twe dzieci na karę jakową skazano?
Czy jedna nie używasz wolności kobiety?
Czyś majątek straciła?
NIEWIASTA: Ach gorzej niestety!

PICZOMIRA: Cóż?
NIEWIASTA: Mąż mnie jebać nie chce.
PICZOMIRA: Co słyszę, o Nieba!
NIEWIASTA: Najpierw zawsze z leniuchem męczyć się potrzeba,
I na końcu, o hańbo, przy mojej pomocy
Ledwie, że mnie trzy razy wyrznie każdej nocy.

PICZOMIRA (z zadumaniem żałującem):

Trzy razy.
NIEWIASTA: Trzy zna każda, więc dusza wspaniała
I czuje jak to teraz danina jest mała.
PICZOMIRA: Klitorysie, cóż czynić wymaga ustawa?
KLITORYS: Do tej chwili, królowo nie ma na to prawa.

PICZOMIRA (po krótkiem namyśleniu się):

Więc dzisiaj raz na zawsze dekretem stanowię,
O czem wiedzieć powinny władze, ministrowie,
Damy, wojska i wszyscy z starych i młodzieży,
I komu o tem wiedzieć w mym kraju należy,
Że w noc letnią, wzgląd mając na krótkie ciemnoty,
Mąż żonie cztery razy powtórzy pieszczoty.
W zimie zaś, gdy noc smutna trwa daleko dłużej.
Niechaj po siedm razy jebcem jej usłuży.
Który jednak sam zechce, wolno mu i więcej.
Jebne peryody mają każda sześć miesięcy.
WSZYSTKIE KOBIETY: Niech żyje nam najdłużej najmędrsza królowa!
JEDNA Z KOBIET: Bodajby trwała pora bez przerwy zimowa.
PICZOMIRA (do narodu; do wodzów): Oddalcie się! Wodzowie i wy radcy kraju
Czekajcie mych rozkazów!

(Wszyscy odchodzą; ministrowie zostają w głębi).






SCENA PIĄTA.
PICZOMIRA, KLITORYS, TWARDOSTAJ, WODZOWIE w głębi.

PICZOMIRA: Ty zaś Twardostaju
I mężny Klitorysie mówcie, co wypada
Czynić w dzisiejszym boju, jaka wasza rada?
Zaczepić, czyli czekać nieprzyjaciół mamy?
TWARDOSTAJ: Ach, wielka Piczomiro, każ otworzyć bramy
Wnet pójdą Branlomany znaną drogą sławy
I ledwie ich spostrzegą, już zginą Chujawy.
KLITORYS: Męstwo wodza nie hańbi, szanuję go w tobie,
Jednak me zdanie w innym dziś walczyć sposobie,
Gdy ja bój przewiduję zawzięty i krwawy;
Brandalezyusz jest śmiały a mężne Chujawy.
W polu nas oczekuje niepewne zwycięstwo,
Gdy w murach mamy przemoc oraz bezpieczeństwo.
TWARDOSTAJ: Lecz naszych nieprzyjaciół nie zniszczym odporem;
I tylko wojnę zwleczem nieznaczącym sporem.
KLITORYS: Pocóżem sypał szańce, lunety i wały,
Jeśli z nich twojem zdaniem użytek jest mały!



SCENA SZÓSTA.
CI SAMI i SPRĘŻYKUS.

SPRĘŻYKUS: Chujawy, których ciężko nawet zmierzyć okiem:
Szybkim zewsząd pod mury postępują krokiem.
PICZOMIRA: Nie traćmy teraz czasu w tak naglącym stanie.
Niech będzie wykonane Klitorysa zdanie.

(Do Srakotłuki):

Ty zawołaj Szpiczaka niech się ze mną pieści
I cokolwiek uśmierza mej duszy boleści. (Odchodzą).



SCENA SIÓDMA.
KLITORYS, TWARDOSTAJ, SPRĘŻYKUS I WODZOWIE.

TWARDOSTAJ: Chociaż twoje przyjęte od królowej zdanie,
Dla kraju bez zazdrości słucham cię dziś, panie.
KLITORYS: Idź mężny Twardostaju i prawy brzeg rzeki
Jako na Dupnej Górze ów wiatrak daleki
Umocnij godniejszym, co zaś do obrony
Próżno dałbym przepisy; wódz tak doświadczony

Długosray z okropnymi swymi bzdominami
Obejmie bliski gaik z swymi kędziorami.
Sprężykus, wódz prawiczek, szaniec przedmostowy
I Pizdro z saperami bastyon południowy
Usilnie bronić będą w nieprzerwanym rzędzie
Gdyż na nich szturm najpewniej wymierzonym będzie,
Dziorbimbas z liczną rotą, co bitna w nahaje.
Niech na wzgórkach Pierdela tęgi odpór daje.
Korpus zaś z kurew starych na prędcę złożony
Pod wodzą Ciężkosrania w odwód przeznaczony

(Słychać trąby i bębny).

Chodźmy bracia, już trąba do boju nas wzywa
Wkrótce pierzchnie Chujawów gromada trwożliwa
A my, otarłszy czoło z szlachetnego znoju,
Będziem jebać przyjemnie wśród szczęścia pokoju. (Wychodzą).

KONIEC AKTU DRUGIEGO.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Fredro.