Piętnastoletni kapitan (Verne, tł. Tarnowski)/Część 2/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Piętnastoletni kapitan
Wydawca Nowe Wydawnictwo
Data wyd. 1930
Druk Grafia
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Marceli Tarnowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ 19.

Zakończenie.

Cierpienia i trudy rozbitków naszych skończyć się miały prędzej, aniżeli się tego spodziewali.
W dwa dni później, dnia 20 lipca, tułacze nasi spotkali karawanę, dążącą do Embema, miasta znajdującego się u ujścia Kongo właśnie. Byli to portugalscy kupcy, handlujący kością słoniową. Przyjaciele nasi przyjęci zostali przez nich nad wszelki wyraz życzliwie i resztę podróży odbyli bez najmniejszych już przygód, zupełnie szczęśliwie.
Dnia 11 sierpnia karawana przybyła do celu swej podróży i pani Weldon wraz z całą swą gromadką znalazła u władz przyjęcie jaknajżyczliwsze. Po krótkim odpoczynku, wsiedli wszyscy na statek, do Panamy odchodzący i szczęśliwie dopłynęli do brzegów Ameryki.
Telegram posłany do San Francisco zawiadomił pana Weldona o szczęśliwym powrocie z Afryki jego małżonki i synka, a dnia 25 sierpnia cała gromadka przyjaciół naszych znalazła się w stolicy Kaliforni.
Jakób Weldon, gdy się dowiedział o czynach i wysiłkach bohatera naszej powieści, pokochał go jak syna. Herkules również był przyjęty do domu państwa Weldon, w charakterze przyjaciela.
Co się tyczy kuzyna Benedykta, to ten natychmiast po przybyciu do domu państwa Weldon, miał tyle czasu zaledwie, że zdołał z wielkim pośpiechem uścisnąć rękę pana domu, gdyż zasiadł natychmiast do pracy w swym gabinecie.
Co do Dinga, to ten stał się nieodstępnym towarzyszem Janka i działo mu się do tego stopnia dobrze, że cukru nie chciał jadać, lecz jedynie kremowe czekoladki.
Dick Sand jeszcze w Afryce doszedł do przekonania, że zdołałby uniknąć wszystkich nieszczęść, gdyby jego wiedza była większą, to też natychmiast po powrocie bardzo energicznie wziął się do nauki i po trzech latach wytrwałych trudów zdał egzamin na szypra, z oznaczeniem nawet, co sprawiło, iż został natychmiast prawdziwym już kapitanem, na jednem ze statków Jakóba Weldona.
I byłby zupełnie szczęśliwy, gdyby nie jedna myśl, która go stale prześladowała. Bezustannie myślał mianowicie o starym Tomie, o jego synie, Batym, wreszcie o Austenie i Akteonie.
A i dla pani Weldon niewiedza, co się dzieje z byłymi towarzyszami wspólnie przeżytej niedoli? — była przyczyną niejednej nieprzespanej nocy.
Pan Weldon dokładał wszelkich usiłowań, ażeby odnaleźć miejsce ich pobytu, co wkońcu pomyślnym zostało uwieńczone skutkiem, dzięki handlowym stosunkom, jakie dom Jakóba Weldona na całym miał świecie. Otrzymał zawiadomienie mianowicie, iż Tom wraz z towarzyszami zostali sprzedani w Zanzibarze pewnemu bogaczowi, mającemu swe plantacje na Madagaskarze.
Pan Weldon wydał natychmiast, gdy się tylko o tem dowiedział, polecenie wykupienia ich i dn. 15 listopada 1877 r. Tom, Baty, Austyn i Akteon znaleźli się w domu Jakóba Weldona.
Na ich cześć w dniu tym została wydana, w domu zacnego właściciela okrętów, uczta w czasie której pan Weldon wzniósł toast na zdrowie „piętnastoletniego kapitana“.


KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Verne.