Pięknie, cudnie na Wołoszy,
Tu jak w raju jest rozkoszy,
Chleb bieluchny, pytlowany,
Winogrady jak burzany! Cóż mi potem, cóż mi potem! Jam tu tułacz pod namiotem; Wszystko mi tu wstrętne, cudze, Bo za swoją wciąż się nudzę.
U Wołocha żona, dzieci,
U Wołocha sad się kwieci.
Domek schludny i wesoły,
A gościnne pełne stoły. Cóż mi potem, i t. d.
U Wołocha dziwno trocha,
Dziwny język u Wołocha,
Ciągły ukłon, grzeczny, nizki,
Ciągły umizg i uściski. Cóż mi potem i t. d.
I Wołoszka nie bez ale:
Cudna, piękna, każda wcale,
Spuszcza niby czarne oczy,
A gdy mrugniesz, to podskoczy. Cóż mi potem i t. d.
Dajże Boże, daj mi proszę,
Rychło rzucić to Wołosze;
Daj mi orać swoją niwkę,
Ściskać swoją czarnobrewkę. Niech no ujrzę Ukrainę,
Raz na zawsze namiot zwinę,
Wypogodzę smętne czoło,
Będę śpiewał, lecz wesoło.