Pamiętnik dr Cz. Gawareckiego/Nie chcemy od was uznania...

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Czesław Gawarecki
Tytuł Pamiętnik
Pochodzenie Pamiętniki lekarzy
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Nie chcemy od was uznania...

Wybuchła nagle i niespodziewanie Wojna Narodów, wymodlona przez Mickiewicza. Mędrkujący Polacy zakuli przed laty wieszcza w brąz i, założywszy Mu rękę za pazuchę, każą pilnować własnego portfelu.
Stolica, przejęta swą rolą kibica, zdobywa się jeno na obdarzanie kwiatami strojnych kawalerzystów. Tłumy sołdatów przelewają na zachód na Berlin. Jednak reklamowany „walec rosyjski“ ugrzązł. W knajpach i nocnych lokalach pełno oficerów pijących na umór i szalejących z półświatkiem. W kraju obowiązuje prohibicja. Przez miasto ciągną od czasu do czasu bez liku, bez końca korowody cywilnych wozów z rannymi. Minął rok. Zerwano mosty na Wiśle. Odpłynęli na wschód.
Przez Krakowskie Przedmieście od pałacu Namiestnikowskiego kroczy kilkudziesięciu peowiaków w strzeleckich mundurach, różnorodnie uzbrojonych. Towarzyszy im parę kobiet ochrypłych, usiłujących bezskutecznie okrzykami wywołać wśród przechodniów jakiś oddźwięk. Ulica patrzy lekceważąco jak na pomyleńców i wariatki i milczy zakłopotana.
My, Polacy, kochamy się w błyskotkach i nieobowiązujących frazesach, a szanujemy obcą siłę. Strzelcy nie reprezentowali takich „wartości“. Mieli śmiałość wyjścia po trud, niebezpieczeństwo i odpowiedzialność. Nie lubimy ryzyka i pracy pionierskiej.
Wmaszerowały głębokie, wyrównane, karne, żelazne kohorty gjermanów. Polacy patrzyli na nich z lękiem i trwogę, „polskie mieszczaństwo“ o haczykowatych nosach i przydługich anglezach witało „nasich“ radosnym szwargotem i narzucało się z rzeczową informacją.
Zapanowała mocna brutalna łapa rządów wspaniale sprawnej administracji niemieckiej. Wszystko dla wojska i „faterlandu“. Wywożą planowo, metodycznie rekwirowane co raz bezwzględniej i brutalniej: żywność, maszyny, towary, lasy, dachy, klamki, rondle i co tylko ma jakąś wartość. Wywożą pod różnymi pozorami ludzi do Niemiec do pracy i do więzień. Warszawa w nędzy pustoszeje. W wielu domach połowa lokali stoi pustkami. Głód coraz straszliwszy. Ludzie pozawijani w szmaty, chodniki, kołdry stoją całymi nocami w ogonku w oczekiwaniu na sprzedaż porcji żywności, niewiadomo dla kogo wyznaczonej: czy dla wróbli, które już zjedli Niemcy, czy dla ludzi. Tyfus głodowy i choroby zakaźne sieją spustoszenie. Ludzie mrą na ulicach. Na cmentarze ciągną szeregi ręcznych wózków z trupami.
Nie wolno zmieniać miejsca pobytu bez zezwolenia i wykazania się świadectwami szczepień ochronnych i nie posiadaniem wszy. Za każde świadectwo trzeba płacić. Władze niemieckie nakazują budowę szpitali zakaźnych. Wielki brak lekarzy na prowincji. Stałe kontrole sanitarne mieszkań, klatek schodowych, strychów i piwnic. Sypią się na prawo i lewo dotkliwe kary. Sławne z niechlujstwa miasteczka zmieniły swój wygląd — mieszkańcy posłusznie i kornie zamiatają, czyszczą, myją i polewają wapnem.
Zanim wojsko rozkwateruje się w miasteczku, następują aresztowania kobiet podejrzanych o swobodny tryb życia. Płacze, spazmy, denuncjacje. Niemcy dbają o zdrowie swych żołnierzy.
Wzrastający tragizm położenia całego narodu począł otwierać ludziom oczy. Zaczęto uznawać tak do niedawna odżegnywany od czci i zwalczany ruch i pracę pionierów Niepodległości, którzy wbrew opinii wyszli byli na spotkanie nowego życia. Kiedy legioniści znaleźli się za drutami i kratami więzień, nastał ogólny żal i bezsilna rozpacz.
Ze wschodu począł napływać wiatr, niosący iskry i dymy pożaru imperium rosyjskiego. W odblaskach olbrzymiej łuny budziła się w Polsce coraz silniej i rozleglej świadomość konieczności przebudowy stosunków społecznych. Wielu przejrzało, a wielu zaczadziało i oślepło.
Europo w bólach i wstrząsających drgawkach rozpoczęła długotrwały poród nowej epoki, nowej ekonomii i nowego stosunku człowieka do zadań polityki i gospodarki.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Czesław Gawarecki.