Pamiętnik chłopca/Wigilia 14 marca
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały marzec Cały tekst |
Indeks stron |
Dziś to był dzień weselszy, niż wczoraj. Trzynasty marzec! Wigilia rozdawania nagród w teatrze Wiktora Emanuela, dzień uroczysty, wielkie, wesołe i piękne doroczne święto. Ale tym razem już nie wzięto na chybił trafił, pierwszych lepszych chłopców, którzy pójdą, na scenę teatru, aby podać atestaty do nagród tym panom, którzy je będą, rozdawali. Dyrektor przyszedł dzisiejszego rana, przy końcu lekcyi, i powiedział:
— Dzieci, wesoła nowina! — Potém zawołał: — Koraczi! (Tak się zowie Kalabryjczyk).
Kalabryjczyk wstał.
— Czy chcesz być jednym z tych, co poniosą, świadectwa na nagrody władzom jutro w teatrze?
Kalabryjczyk przystał odrazu.
— To dobrze — powiedział dyrektor, — w taki sposób będzie i przedstawiciel Kalabryi. A to będzie rzecz piękna! Zarząd miasta w tym roku wyraził życzenie, aby tych dziesięciu czy dwunastu chłopców, którzy podają nagrody, wybrano z pomiędzy dzieci, urodzonych w różnych prowincyach Italii, a znajdujących się w rozmaitych oddziałach szkół naszych publicznych. Mamy dwadzieścia takich oddziałów, oraz pięć pomocniczych... siedem tysięcy uczniów; w liczbie tak wielkiéj nietrudno było znaleźć po jednym chłopcu na każdą prowincyę Italii. W wydziale Torquata Tassa znaleźli się dwaj przedstawiciele wysp naszych: jeden Sardyńczyk, drugi Sycylijczyk; szkoła Bonkompani dała małego Florentczyka, syna pewnego rzeźbiarza; jest jeden Rzymianin, rodem z samego Rzymu, w wydziale Tommaseo; Wenetów, Lombardczyków, Romańczyków znajdzie się kilku; Neapolitańczyka, syna pewnego urzędnika, daje wydział Monviso; my dajemy Genueńczyka i Kalabryjczyka, ciebie, Koraczi. Z Piemontczykiem będzie wszystkich dwunastu. Pięknie, wszak prawda? Będą to wasi bracia ze wszystkich części Italii, którzy wam dadzą nagrody. Pamiętajcie, ukażą się na scenie wszyscy dwunastu razem. Powitajcie ich oklaskami. Są to dzieci, ale przedstawiają kraj tak, jakby byli dorośli; mała chorągiew trójbarwna jest przecież tak samo godłem Italii, jak i duża, nieprawdaż? Powitajcie ich więc gorąco. Pokażcie, że i wasze małe serduszka się zapalają, że i wasze dziesięcioletnie dusze zdolne są do uniesienia wobec świętego obrazu kraju.
Powiedziawszy to, odszedł, a nauczyciel rzekł z uśmiechem:
— A więc, Koraczi, ty jesteś deputowanym z Kalabryi.
I wówczas wszyscy ze śmiechem zaczęli bić wesoło w dłonie, a kiedy wyszliśmy na ulicę, otoczyli Koraczego, chwycili go za nogi, podnieśli w górę i ponieśli w tryumfie, wołając:
— Niech żyje deputowany z Kalabryi!
Tak na żart, ma się rozumiéć, lecz wcale nie na drwiny, — przeciwnie, aby mu wyprawić owacyę, bo tego chłopca wszyscy szczerze lubimy, — a on się uśmiechał uradowany. I tak nieśli go w tryumfie aż do rogu ulicy, gdzie napotkał ich jakiś pan z czarną brodą, który zaczął się śmiać. Kalabryjczyk powiedział:
— To mój ojciec.
I wówczas chłopcy oddali syna w ramiona ojca, a sami rozbiegli się w różne strony.