Pamiętnik (Brzozowski)/21.XII.1910

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Brzozowski
Tytuł 21.XII.1910
Pochodzenie Pamiętnik
Redaktor Ostap Ortwin
Wydawca Anna Brzozowska, E. Wende i S-ka
Data wyd. 1913
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


21. XII.
Czytając Sainte Beuve’a trzeba zwracać uwagę na powiedzenia ogólnikowe, myśli napotkane po drodze. Jest to charakterystyczne dla typu pisarskiego, do którego on należy. Ludzie ci żyją w pewnej rzeczywistości i nie myśląc o niej, wypowiadają ją. Sainte Beuve jest w takim stosunku do kultury francuskiej: nie tyle ważne są — o ile są one wogóle — ogólne umyślne definicye tej kultury przez niego, ile raczej jej życie w nim samym; jest ona wewnętrznem prawem jego umysłu, zasobem nietylko miar, ale i ustalonych faktów. Tak pisząc o Carrelu[1] mówi on z powodu częstego użycia przez niego wyrazów oderwanych, doktrynerskich, że to nie jest styl Ludwika XIV., równie dobrze, jak nie jest stylem barwność, nieskrępowany patos etc. Na czem polega więc ten styl? Na tem, że była to żywa harmonia, fakt zrównoważony, ale fakt — nie systemat. Fakt, a więc abstrakcyjna suchość doktryny politycznej nie była w zgodzie z jego rzeczywistością; żony, a więc życie, aby tu istnieć, musiało stać się zdolnem do istnienia, pozyskać prawa. Stąd wypływają wszystkie właściwości zasadnicze. Styl wyklucza wszystko, co każe nam wierzyć w nagłą i ostateczną przemianę w naturze ludzkiej — jednocześnie wyklucza, nieuspołecznioną, nie »châtiée« naturę. W tem świetle trzeba rozważać tę literaturę.



Gdybym miał wolę, zająłbym się tego rodzaju pracą: niezależnie od wszystkiego, co muszę pisać, by żyć — zacząłbym powoli i spokojnie opracowywać Goethego, nie spiesząc się, ale nie odkładając, posuwając zwolna, ale stale z dnia na dzień znajomość jego pism, zrozumienie jego wewnętrznego życia bez przesady w drobiazgowości, ale z precyzyą psychologiczną nie zostawiającą nic w stanie frazeologicznie plastycznej. W ten sposób mógłbym stworzyć książkę, która organicznie wchłonęłaby i zaasymilowała całe moje życie duchowe, wszystkie właściwości mojego ja.
Niewątpliwie mam dużo do powiedzenia na usprawiedliwienie mojej nieczynności, apatyi i przygnębienia, i to właśnie jest fatalne, że mam tyle objektywnie słusznych racyi. Co po tej słuszności?
Twoją psią służbą jest pracować, czy masz ochotę czy też nie, czy widzisz cel pracy, czy bez celu.
Skakanie przez kij. Skacz. Nie rezonuj!
Goethe — wiem ile jest nudy, martwoty do przezwyciężenia, ale on ją też przezwyciężał. A niewątpliwie wyrasta on coraz bardziej.
Mój Boże! jak mały, jak żakowsko naiwny jest w ⅚ swych poruszeń osobistych Byron. Osobista poezya. Tak i nie!
Bo gdyby nie to, że Byronowski egotyzm w poezyi jest inny, niż ego Byrona w życiu, nie moglibyśmy znieść jego rzeczy — chociaż jeszcze nie wiem, co zostanie, co zostałoby, gdybyśmy śmieli, gdybym śmiał i gdybym umiał patrzeć jasno, widzieć szczerze i mówić bez przesady. Gorzkie to złudzenie krytyka.
Ten Brzozowski mówi tylko o spirytyzmie, powiada Zofia Nałkowska. Ona wie napewno, wie jasno, czem jest człowiek!
Requiescat. Kłaść nacisk na podświadome, byle nie używać słów, które kaleczą wolnomyślne uszy.
Jakie nieustraszone są te badawcze dusze.
Co mi po tem wszystkiem? Po co to piszę. Już przeszła, skończyła się młodość. Wiek dojrzały zastał bez sił, obciążonego przeszkodami, źle przygotowanego. Już niema atmosfery marzeń. Śmierć może czekać lata, ale potencyalnie, in idea stoi za ramieniem.
Co chcesz, co umiesz, co możesz robić? a nadewszystko to, lub tamto — tyle lub mniej robić musisz.
Wszystkie myśli są tak jasne, tak zdumiewająco, aż do niepotrzebności własnej jasne, gdy je wyłuskać – to jest oczywiste!
Naturalnie.
Ale tej oczywistości nie widzi nikt. Śmieszna tragedya filozofa w Polsce.
Filozof! kiedyś wyparłem się tego tytułu.
Drażnili mnie ci młodzieńcy lwowscy. Nie jestem istotą ucywilizowaną, muszę żyć poza kontrolą – a społecznie.
A zresztą istotnie ten E... nie jest filozofem, jeżeli nim mam być ja. Vice versa.
Ale co ma robić filozof w Polsce? Skąd, dokąd, poco? Ciekawa historya. Całe życie niemal człowiek ma myśli, któremi możnaby się przejąć, gdyby była po temu sytuacya. Trzeba więc szukać dla nich sytuacyi, wmawiać w siebie, że się ją ma.
Ale jedni drugim psują zabawę.
Jest to już stadyum wyższe.
Stadyum pierwsze, normalne prof. Twardowskiego – bezsytuacyjna myśl normalnie, porządnie wyłożona. Eccolo! Filozofia jako wstęp do umiejętnego pisania referatów.
Warszawskie formacye jeszcze rozpaczliwsze.
Cóż n. p. Mahrburg? myśl równie bezsytuacyjna, ale sprzyjająca czemu?
Twardowski ma referaty, to jest grunt, ale co ma Mahrburg?
I° myśl bezsytuacyjna, ale stwierdzająca, że Mahrburg ma słuszność, a więc bijąca Struvego, Masoniusa etc.
II° bezsytuacyjna, ale mogąca się podobać postępowemu kościółkowi – to jest wszystko.
U Masoniusa nikt nie dojdzie.
U Abramowskiego niewątpliwie jest już faza II.
Faza III. Myśl musi wyrastać z sytuacyi – ale jaką jest ta sytuacya, czy może mieć myśl? To się rozwiązuje łatwo, gdy się jest obywatelem Stanów Zjednoczonych, ale w Polsce?
A przecież moje życie jest przegrane, jeżeli się z tem nie uporam.
Gdybym to wiedział mając lat 20, nawet 25.
Mógłbym to wiedzieć. I naprawdę nie moja to wina, że nie wiedziałem. Moja także, ale nie tylko moja, może nawet przeważnie nie moja.
Ale winien tego?
Tu istotnie winien, czy nie winien: kulka w łeb.
Tow. Daszyński: Ten ma sytuacyjne myśli, ale myli się w określaniu swojej sytuacyi. Postępuje logicznie i jak ona mu każe, tylko, że ona jest inna, niż on sądzi.
Aha! tu jest węzeł.
Przedewszystkiem trzeba mieć ową sytuacyę. I znowu nieprawdą jest, że jej nie mam. Mam, ale nie mogę sobie dać rady z nią.
1. Dlatego, że polega ona na duchowem spleceniu auto-hypnoz i krzyżujących się działań hypnotycznych między pisarzem i publicznością. To ważne. Pisarz pisząc określa dla siebie swą publiczność, będzie ona dla niego już zbiorem ludzi, którzy czytali, przyjęli i uznali to, co on napisał. To może być złudzenie objektywnie, subjektywnie ten fakt powstaje i działa. Dlatego własna przeszłość pisarska jest tak bardzo wnikliwem, wszędobylskiem przeznaczeniem.
2. Wiem i mogę i umiem mniej, niż wierzyłem, pisząc dotąd.
Trzebaby szczerze rozczarować publiczność i siebie, co do tych 2-ch punktów i wychować siebie do publiczności, któraby znała moje prawdziwe myśli, prawdziwą wiedzę, wtedy mógłbym sytuacyjnie pisać.
Ale sytuacyjnie myśleć! Boże, Boże! Trudna to naprawdę rzecz być dzisiaj Polakiem, chcieć myśleć, chcieć pracować.



Gostomski i lud wiejski.
Powiem teraz (esprit d’escalier) na czem polega różnica pomiędzy ludem wiejskim a klasą robotniczą. Że ten pierwszy zaspokaja się obierzynami naszej myśli, że przestajemy myśleć odpowiedzialnie, gdy myślimy dla niego t. j. nie myślimy, nie piszemy dla siebie. I dlatego Gostomscy[2] lubią lud wiejski.
Oddawna czułem, że tu, właśnie tu, w tym »wiejskim ludzie« jest mój specyficzny wróg.
Mój! Bo w gruncie nie dbam o nic, tylko o to, co jest myślą i jej wypowiedzeniem.
Gdzie to się kończy, kończy się moje czucie.
Więc w każdym razie nie »wiejski lud«. Albo tak, lecz dla tych, co umieją myśleć sytuacyjnie z niego, nie »dla niego«.
Obierzynki sentymentalne.
Ile kłamstw sprzysięgło się dziś na myśl polską.
Żeromski[3]? Niewątpliwie: nietylko myli się, ale i kłamie – nie jest szczery, ale pomimo to on jest dziś najgłębszy, najsilniejszy, najodważniej czujący.
Tu Ortwin nie ma racyi.
Tembardziej Zrębowicz. Zrębowicz, który chce mieć Cyprjana Norwida bez katolicyzmu – ale dość.





  1. Sainte Beuve pisze o Armand Carrelu w Causeries du Lundi, t. VI. (wyd. Garnier-Frères); zacytowaną uwagę o stylu zawiera ustęp na str. 97—8 tejże książki.
    „Ces termes abstraits et doctrinaires étaient“ alors reçus, et je ne les relève chez un des bons écrivains de l’ècole historique que parce que les chefs de cette école et lui-même se montraient alors de plus sévêres contre les écrivains qui appartenaient à l’école qu’on appelait d’imagination, et qu’ils se censidéraient par rapport à ceux-ci comme infiniment plus classiques. Mais employer ces termes désagréables et ternes, c’était aussi une manière bien sensible de ne pas être du siècle de Louis XIV“.
    Armand Carrel, publicysta franucski (1800—1836), wraz z Mignetem i Thiersem, główny w r. 1830 redaktor opozycyjnego pisma „National“, nieubłagany przeciwnik rządu i wyznawca zasad republikańskich, który bystrością umysłu i nieposzlakowanym charakterem górował w publicystyce swego czasu. Wydał również pisma zbiorowe Couriera. (Patrz przypis do str. 141). Jego „Oeuvres politiques et littéraires“ wydali Littré i Paulin w 5 tomach w r. 1858.
  2. P. Walery Gostomski, znany literat i krytyk warszawski, w przejeździe do Rzymu, odwiedził w tym czasie autora w jego mieszkaniu florenckiem. W ustępie tym autor nawiązuje widocznie do rozmowy, jaką miał z swym gościem. O odwiedzinach tych wspomina mi Brzozowski w liście znacznie późniejszym (z dn. 26/I 1911).
    »Mówił mi — dodaje — że pisał z powodu Legendy do Sfinksa, ale to, co mówił, było nudne i bez znaczenia. Naturalnie, że jeżeli nikt nie zajął się filozoficzną stroną Legendy, to tembardziej Ideje muszą być dla piszącego intelektu polskiego zjawiskiem zupełnie komicznie izolowanem«.
  3. O Żeromskim patrz jeszcze str. 122, 123 i 127 „Pamiętnika“, i przypis do str. 123. Sądzę, że stosunek Brzozowskiego do ostatniej fazy Żeromskiego twórczości był co najmniej chwiejny i to nie zawsze na jej korzyść. Dyskusyę na ten temat kilkakrotnie przeprowadzaliśmy ze sobą ustnie, pisemnie i pośrednio przez osoby trzecie. Do niej to właśnie czyni Brzozowski aluzyę. Ze swej strony starałem się Brzozowskiego nawrócić przeciwko Żeromskiemu. Nie zdaje mi się bowiem, aby sąd o twórczości tego pisarza, stanowiącego dziś dla postępowych i socyalistycznych kół polskich pewnego rodzaju tabu i palladium autoubóstwienia, musiał być zależny od poglądów społecznych i politycznych. Przeciwnie, mam to głębokie przekonanie, że na ustrój duchowy radykalnej młodzieży naszej obojga płci, charakter i ton twórczości Żeromskiego wywiera wpływ rozkładczy, działając nań jak toksyna, co przecież nie może przyczyniać się do pozytywnego wzrostu i skutecznego napięcia t. zw. rewolucyjnych kół w Polsce, które pod względem wstecznej formacyi umysłowej i zacofanych metod myślenia wloką się dziś prawie na tyłach wszystkich innych obozów, istne marodery cywilizacyi europejskiej, niepoprawne upiory romantyzmu. Że Żeromskiego możnaby uważać za najgłębiej, najsilniej, najodważniej czującego z pośród żyjących pisarzy współczesnych — przeczyć nie odważyłbym się, ale klasycznie typowy, w spazmach, szlochach i sercowych palpitacyach rozmiłowany feminizm tego czucia i histeryczną erotykę jego rewolucyonizmu, tak daleką od męskiej gospodarki duchowej, a tak niebezpiecznie blizką effektownym pozom melodramatycznego heroizmu, mam prawo uważać za składnik w budowie zwycięskiej, dojrzałej, hartownej kultury narodowej co najmniej — niepożądany.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Ostap Ortwin, Stanisław Brzozowski.