Odzyskane dziedzictwo/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Odzyskane dziedzictwo
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 25.8.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Zasadzka

Gdy chłopak stajenny powrócił na zamek, zapadał już wieczór.
Za nim jechał wóz, w którym znajdowali się dwaj policjanci. Odrazu wiedziało się, że policjanci ci nie przydadzą się na wiele.
— Wkrótce przyjadą tu dwaj najlepsi agenci ze Scotland Yardu — oświadczyli policjanci, adwokatowi Windhamowi. — My przybyliśmy tu po to, aby nikt z obecnych nie opuścił zamku. Dokonamy również rewizji w pokojach służbowych. Należy przypuszczać, że złodziej ukrył pieniądze i drogocenne kamienie gdzieś w zamku.
Służba poczęła się tłoczyć dokoła policji, prosząc aby zrewidowano ich rzeczy. Wszyscy oburzali się i zaklinali, że nie skradli ani grosza.
Na zamku znajdowała się jeszcze jedna osoba, o której dotychczas nie było mowy. Była to narzeczona Freda Rogersa, Betsy Long, z pochodzenia Szkotka. Na temat jej przeszłości opowiadano sobie pikantne historie.
Po przyjedźcie do Woodhaus, Betsy odbyła długą rozmowę ze swym narzeczonym. Obecny był przy tym Dick. Co było tematem tej rozmowy pozostało to w tajemnicy pomiędzy tą zacną trójką. Nie ulegało wątpliwości, że chodziło tu o nowy zamach na sir Douglasa.
— Musimy za w szalka, cenę pozbyć się tego krępującego nas jegomościa — rzekł Rogers. Gdy sir Campbell odziedziczy majątek, będę mógł robić co mi się tylko żywnie podoba. Skończę z pracą na nędznej posadzie! Będziemy prowadzić dostatnie życie. Sir Campbell musi dać nam przyzwoitą rentę.
W chwili, gdy rozmowa ta miała się już ku końcowi, pomiędzy Dickiem a Rogersem wywiązała się kłótnia.
Sekretarz adwokata żądał wydania dokumentów, skradzionych sir Douglasowi. Dick odmawiał. Ponieważ dyskusja poczęła przekształcać się w gorącą kłótnię, postanowił oddalić się. Gdy przekroczył próg, usłyszał szelest oddalających się kroków. Rzucił się w tym kierunku, lecz nie zauważył nic podejrzanego.
— Z pewnością kot — szepnął. Wyjaśnianie to wystarczyło mu.
Mimo to sprytny Dick był w błędzie. Pod drzwiami podsłuchiwał tajemniczy towarzysz sir Henry Douglasa.
Rogers rozmawiał jeszcze przez kilka chwil z Betsy Long.
— Ten przeklęty Dick zbyt dobrze zdaje sobie sprawę z wartości portfelu — rzekł. — Jest mi jeszcze potrzebny. Gdy wygram partię, będziemy musieli go unieszkodliwić. Wezmę ten obowiązek na siebie. Ten łotr mógłby mieć później zbyt wielkie wymagania i musiałbym podzielić się z nim owocem moich wysiłków. Wróćmy teraz do sprawy najważniejszej: wiesz czego od ciebie wymagam. Musisz dobrze odegrać swoją rolę. Młody Douglas miał dotąd niewiele do czynienia z kobietami. Użyj więc całego swego sprytu. Oczaruj go, co ci się uda z łatwością. Musisz osiągnąć rezultat dzisiejszej nocy, lub najpóźniej jutro. Pozostawiam ci całkowicie wybór środków.
Obiad zjedzono wspólnie. Jedynie sir Rober Campbell świecił nieobecnością. Zwykł on noc przekształcać w dzień, i dlatego spał całe przedpołudnie.
Windham, Rogers i sir Henry Douglas zajęli swe miejsca przy stole. W kilka chwili później zjawiła się również Betsy Long. Ubrana wytwornie, utkwiła spojrzenie swych pięknych oczu w młodym baronecie. Przy stole roztoczyła przed nim cały arsenał swych wdzięków. Rogers wysunął się pierwszy, tłumacząc się koniecznością asystowania policji.
Windham zabrał się tymczasem do czytania gazet, wobec czego sir Douglas pozostał sam na sam z młodą kobietą.
Betsy Long czyniła wszystko, co było w jej mocy, aby uczynić wrażenie na młodym człowieku. Oczy jej rzucały uwodzicielskie spojrzenia z półsłówek możnaby łatwo wywnioskować, że pragnęłaby gorąco przeżyć w murach starego zamczyska awanturkę miłosną.
Sir Henry Douglas nie był z natury swej wrogiem kobiet, lecz do narzucającej mu się Betsy odczuwał instynktowną niechęć. Zachowywał się zimno i z rezerwą, wprowadzając w zakłopotanie młodą kobietę.
Nagle brązowa twarz Antonia ukazała się w uchylonych drzwiach.
— Mam słóweczko do pana — szepnął.
Incydent ten, który rozgniewał Betsy, był sir Douglasowi mocno na rękę. Wyszedł z pokoju.
— Musi pan odpowiedzieć twierdząco na awanse tej damy — szepnął. — — Niech jej pan okaże trochę przychylności a pewny jestem, że zaproponuje panu spotkanie. Niech pan przyjmie je, nie zwracając uwagi na czas i miejsce. Zjawię się we właściwym momencie. Jeśli się nie mylę, zbliżamy się do rozwiązania.
Douglas chciał postawić jeszcze jakieś pytanie swemu tajemniczemu opiekunowi, lecz ten znikł. Musiał więc zastosować się ściśle do otrzymanych instrukcyj.
Wrócił do pokoju zupełnie zmieniony. Tak, jak przed tym zachowywał się milcząco, tak teraz był uprzejmy i rozmowny. Betsy zauważyła tę zmianę. Przypuszczała, że baronet zajęty był dotąd jakąś sprawą i rozmowa z Antoniem położyła kres jego roztargnieniu.
Betsy manewrowała tak zręcznie, że zanim wstała od stołu osiągnęła już swój cel.
— Chciałabym z panem pomówić dziś wieczorem — szepnęła. — O północy niech pan wyjdzie ze swego pokoju. Będę w pobliżu. Mam panu tyle do powiedzenia.
Betsy Long wykonawszy w ten sposób polecenie narzeczonego postanowiła przyjrzeć się z bliska pracy policjantów. Po drodze w pustym korytarzu zerknęła się oko w oko z mulatem. Betsy wiedziała jakiego rodzaju funkcje spełniał on wobec barona. Nic więc dziwnego, że spoglądała na Antonio z pewnym zainteresowaniem.
— Piękna Senoro — szepnął Brazylijczyk złą angielszczyzną. Muszę wyznać pani coś, co panią żywo zainteresuje.
— Czy to naprawdę coś ciekawego? — zapytała. — Jeśli tak to słucham pana. Uprzedzam, że mam niewiele czasu.
— Piękna Senoro! — powtórzył Mulat — kocham panią. Przed chwilą szpiegowałem panią w sali jadalnej.
Betsy wybuchnęła śmiechem. To dziwne wyznanie miłosne ubawiło ją serdecznie.
— Łatwo się pan zapala — rzekła.
— U nas, Brazylijczyków, o miłość nie trudno — odparł służący. — Kochamy kobiety i największą naszą radością jest móc obsypać prezentami tę, którąśmy wybrali. Widzisz ślicznotko, cała Brazylia pełna jest takich kamieni.
Mówiąc to Antonio wyciągnął z kieszeni brylant wielkości grochu. Betsy nie wiedziała, że brylant ten pochodzi z kolekcji Adamsa.
— Marzę o tym, aby panią poślubić i zabrać do Brazylii — szepnął służący. Betsy spojrzała na błyszczący na palcu pierścień zaręczynowy.
— O to nie przeszkadza — odparł rzekomy Brazylijczyk. Jestem pewny, że po usłyszeniu tego co pani powiem, zgodzi się pani niewątpliwie. Podsłuchałem rozmowę Rogersa z jego towarzyszem. Rogers ma zamiar panią porzucić a Dick ma mu się postarać o nową narzeczoną, kobietę światową i dystyngowaną. Widziałem listy, które stwierdzają niezbicie niewierność pani narzeczonego. Listy te przechowuje Dick w dużym portfelu ze skóry.
Betsy nie posiadała się z zazdrości. Myśl, że narzeczony ją zdradza przyprawiała ją o szał.
— Nie wierzę — zawołała, ściskając pięści.
— Może pani łatwo zdobyć dowody — odparł Brazylijczyk. — Trzeba tylko wydobyć listy od Dicka. Nie będzie to dla pani sprawa trudna.
Lord Lister miał rację: Betsy przed zaręczynami z Rogersem była kochanką Dicka i w dalszym ciągu znajdowała się z nim na przyjaznej stopie. Okoliczność ta nie uszła uwagi Brazylijczyka.
— Niech pani postara się zdobyć portfel — szepnął Antonio. — Kobiecie nigdy nie zabraknie sprytu. Tutaj jestem tylko skromnym służącym młodego baroneta, ale w Brazylii jestem bogatym człowiekiem. Stworzę ci życie godne królowej.
Tego tylko trzeba było Betsy. Do Rogersa nie żywiła miłości. Do poślubienia go skłoniło ją tylko zwykłe wyrachowanie. Ale wobec tego, że Rogers ją zdradzał, należało rozejrzeć się za kim innym.
— Dobrze — odparła. — Tak, znam przyjaciela mego narzeczonego. Muszę mieć dowody w ręce. Spotkamy się około godziny drugiej w nocy daleko w pustym korytarzu. Pod żadnym pozorem niech pan wcześniej nie opuszcza swego pokoju.
— Zgoda! — Do zobaczenia, droga Betsy. Zachowaj ten diament. Niech on będzie pierwszym moim prezentem.
Nadeszła noc i cisza zapanowała w zamku. Zamknięto na klucz wszystkie drzwi a klucze zabrała policja. Całą służbę, mężczyzn i kobiety, umieszczono we wspólnej sali, aby nikt z podejrzanych nie wymknął się.
Około północy jakiś cień przesunął się po pustych korytarzach Woodhaus.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.