OGIŃSKI
święta jesteś stroną miłości
tańczącego we mnie
dźwięku pogody
nocna śmierć
ma dziś dzienne oczy
na przełaj widzenia
słucham wszystkich rzeczy
otwartych naraz w jej włosach
nie czesanych od elegii
wszystkich grobów samopiąt
do ojczyzny szopena
mistrzowie tańca
w źródle twoich źrenic
nogi trzymają po kolana
na zimne rzeki dojścia
trwale zakucnięci w brzegi
na wylot w tym ostatnim
srebrze obola pieczeni
znani ze znaków mowy
odpadających do grobowców sławy
odcisków imion niewłasnych
tacy trwali na fali
jonasze własnych brzuchów
jedyne strony białe
tańczącej w nich pogody
na wszystkie na wskroś przebite
w boku wiatry świata
wymów swój ciężki sztandar
od powietrza jak na łące
blask wymawia rumianek
sakralną wieżę w przestrzeni
wybuduj nad językiem
poplątanych powojów proroków
mów bezstronnie janem bez ziemi
przy oraniu pola na sercu
wielką skibę lemiesza w pałaszu
w głodnych ustach wzniesienia
RÓŻNICA SYMETRYCZNA ZBIORÓW wywoływanie do góry:
twoje pierwsze pole i oczka ślepoty
wypływają na wierzch co tłustsze
powlekają sparzone usta krajobrazu
i tak się maści zwiastująca w jaskrze
na ćwierćszepcie chuda
pora wyjścia za dozgonne okno
kalka logiczna
ZAKRESOWA RÓWNOŚĆ ZBIORÓW
każde miejsce jest twoje
bez prawa nadania używaj
myśli o stopie tak bezgranicznej
jak jej zakaz drogi porastają
wszystkie strony na pamięć
proś o resztę gdy dajesz za mało