Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Od ostatniej niedzieli
[28]OD OSTATNIEJ NIEDZIELI
[30]
Od ostatniej niedzieli
Cała wieś się weseli:
Nie udały się chleby,
Były cztery pogrzeby...
Ksiądz kanonik z ambony
Wołał cały spłoniony,
Że bezbożność zaciekła
Strąci wszystkich do piekła.
Szeptał czule-nieczule,
Że pogniją im grule,
Że — nic Boga nie wzruszy —
Owies szczeźnie od suszy.
Od ostatniej niedzieli
Wieś się cała weseli:
Ten tańcuje, ten tupie,
Że aż dudni w chałupie.
Katarzyna rozśmiana:
Pies jej zagryzł barana,
Męża wzięli do ciupy,
W karczmie padły dwa trupy.
I synalek-kochanie
Jutro tam się dostanie.
Pokarzą go niebiosa:
Odgryzł komuś pół nosa.
[31]
Z przyjemnością też szczerą
Łeb rozpłatał siekierą
Bratu, wszcząwszy z nim sprzeczkę
O koszlawą dzieweczkę.
Wtargnęła też znienacka
Jakaś chorość sołdacka,
Tak, że córka Michala
Nie opuści szpitala.
Od ostatniej niedzieli
Cała wieś się weseli,
A po drodze się wlecze
Jakieś widmo człowiecze.
Jakaś baba złowieszcza
Krwawe ślepie wytrzeszcza.
Wybałusza złe ślepie,
Z kurzu fartuch swój trzepie.
Dziwuje się i dziwi,
Że są ludzie szczęśliwi,
Kiedy ona do śmierci
Ma li drogi pół ćwierci.
Od ostatniej niedzieli
Cała wieś się weseli,
A nade wsią wysoko
Słońca śmieje się oko.
|