Obrońca pokrzywdzonych/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Obrońca pokrzywdzonych
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 29.9.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Dziwne przygody w dniu ślubu

Świtało. Józef Fournier przewracał się niespokojnie na swym łóżku. Noc spędził wesoło, lecz wbrew przewidywaniom sen omijał go. Zasnął na krótko, obudził się i w żaden sposób nie mógł zasnąć powtórnie.
Dziś miał się odbyć jego ślub. W gruncie rzeczy nie wiedział sam, po co się żeni? Jego główny cel został już osiągnięty. Otrzymał tytułem posagu dwadzieścia tysięcy funtów, wzamian za „utratę“ kawalerskiego życia.
Niewątpliwie Anettka była ładną dziewczyną. Po co jednak zawracać sobie głowę kobietami. Lulu była równie ładna, jak jego narzeczona, a była o tyle wygodniejsza, że można ją było porzucić w każdej chwili bez formalności.
Nagle zadźwięczał telefon.
— Cóż u licha — pomyślał. — Któż mógłby do mnie dzwonić o tak wczesnej porze? Spewnością jakiś niesmaczny żart. Sprzykrzy mu się to telefonowanie...
Odwrócił się do ściany, starając się napróżno odnaleźć wątek swych myśli. Telefon dzwonił w dalszym ciągu. Fournier postanowił wreszcie dać za wygraną i wyjść z łóżka.
— Kto mówi? — zawołał. —
— Tu markiz d’Armand —
— Ach to pan, panie markizie. — rzekł — Czemu zawdzięczam zaszczyt tak wczesnego telefonu?
— Chciałem panu złożyć życzenia z okazji pańskiego ślubu. Oczywiście, jeśli w dalszym ciągu żywi pan te zamiary.
Fournier pomyślał sobie, że markiz widocznie pił dużo w nocy, i że zdanie to wypowiedział jeszcze pod wpływem alkoholu.
— Z pańskiego milczenia wnoszę, że mnie pan zrozumiał — rzekł markiz. — Chciałem poprostu dowiedzieć się — czy kocha pan Anettkę van Brixen, miłością tak dalece bezinteresowną, że zgodziłby się pan poślubić ją nawet bez posagu. Jak panu zapewne wiadomo, jestem w posiadaniu posagu pańskiej narzeczonej, a ponadto podjąłem z pańskiego konta w Banku Angielskim sumę czterdziestu tysięcy funtów. Przyrzekłem panu wczoraj udać się natychmiast do Banku Angielskiego, a ponieważ posiadałem podpis pański zalegalizowany przez notariusza, a umieszczony na dole pustej kartki papieru, bez trudu udało mi się otrzymać wypłatę.
Na ten żart odpowiedział Fournier trochę wymuszonym śmiechem.
— Nie widzę najmniejszego powodu do radości — odparł markiz. — Powiedziałem panu szczerą prawdę. Może przywiąże pan więcej wagi do mych słów jeśli się pan dowie, że rzekomy markiz d’Armand, to Raffles...
Fournier zbladł. Słuchawka wypadła mu z rąk. Chwycił się oparcia krzesła, aby nie upaść.
Ubrał się śpiesznie, wyszedł z domu i pierwszą napotkaną taksówką pojechał do van Brixena.
W willi wszyscy jeszcze spali. Musiał dzwonić kilka razy zanim mu otworzono. Nie odpowiadając na ukłon lokaja, kilku susami przesadził schody i rzucił się w stronę pokoju Holendra.
Van Brixen wrócił późno w nocy. Silny wstrząs wyrwał go z głębokiego snu. Otworzył oczy i ujrzał nad sobą zmienioną twarz Józefa Fournier. Nieprzytomny jeszcze ze snu, nie mógł w żaden sposób zrozumieć sensu nieskoordynowanego opowiadania swego zięcia. W tej samej chwili do pokoju wpadł służący wołając z przerażeniem, że z okna pokoju panienki zwisa jakiś sznur.
Niedobre przeczucie ścisnęło serca obydwuch. Słaba nadzieja, że padł ofiarą niesmacznego żartu ustąpiła miejsca okrutnej rzeczywistości.
Van Brixen pobiegł do swego gabinetu Tam zgotowano mu nową niespodziankę. Jakiś list leżał na widocznym miejscu.

„Drogi Panie!
Dzięki skrupulatnemu zbadaniu pańskiej przeszłości, przekonałem się niezbicie, że doszedł pan do majątku przestępczymi drogami. Pański przyjaciel Fournier nie jest wart więcej od pana. Postanowiłem w konsekwencji zachować część majątku, który zarobił pan na krzywdzie biednych kobiet i obrócić go na ulżenie ich losowi. Jest pan do tego stopnia pozbawiony sumienia, że chciał pan połączyć życie swej córki z życiem swego byłego wspólnika. Pierwszym moim obowiązkiem było przeszkodzenie temu planowi i dlatego pomogłem w ucieczce panny Anetty z człowiekiem, który jest bratem pańskiego ex-wspólnika. Wręczyłem przyszłej pani Franciszkowej Fournier dwadzieścia tysięcy funtów sterlingów, które przeznaczył pan na jej posag. W ten sposób młode małżeństwo będzie przez czas pewien wolne od kłopotów finansowych. Pozostałą część sumy odebranej Fournierowi, a mianowicie: trzydzieści tysięcy funtów, oraz czterdzieści tysięcy funtów podjętych z jego konta w banku rozdzielę pomiędzy biednych Londynu. W ten sposób wyrównane zostaną rachunki z Józefem Fournier. Z panem obrachuję się później.
„John C. Raffles, alias markiz d‘Armand“.

„P. S. — W szufladzie pańskiego biurka znalazłem wspaniały naszyjnik. Sądząc z listu, leżącego obok, był on przeznaczony dla pańskiej przyjaciółki Tatiany Mirow. Biorąc pod uwagę sytuację pańskiej córki, ten podarunek wydał mi się bardzo nie na miejscu.Pozwoliłem sobie dać go w pańskim imieniu pańskiej córce, oświadczając, że był dla niej kupiony. Nie miałem możności szczegółowego zbadania pańskich szuflad oraz zawartości żelaznej szafy. Uprzedzam, że dokonam tego w najbliższej przyszłości.
Van Brixen przeczytał ten list półgłosem. Ostatnie nadzieje Fourniera prysły. Opadł on bezsilnie na krzesło.
Van Brixen zachował całkowity spokój. Strata jego była stosunkowo niewielka. Naszyjnik posiadał olbrzymią wartość. Ale czy mogło to mieć znaczenie dla niego, multi — milionera! Warunek postawiony przez Tatianę został spełniony. Anetta opuściła dom i należało się spodziewać, że nigdy do niego nie wróci. Ruiną przyjaciela nie przejmował się.
Fournier udał się do Banku Angielskiego. Tam znalazł całkowite potwierdzenie obu listów. Rozpacz jego zamieniła się w wściekłość. Skierował się prosto do Scotland Yardu i zgłosił się do Baxtera. Nazwisko inspektora znał z gazet. Inspektor zainteresował się nowym wyczynem genialnego awanturnika. Postanowił zrobić wszystko co będzie w jego mocy, aby go schwytać. Schwytanie bowiem lorda Listera uważał za swój punt honoru. Ponieważ przypuszczano, że Raffles z łupem uda się zagranicę, obstawiono policją wszystkie dworce kolejowe i porty.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.