Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin/Staw Czarny, Zmarzły i Stawy Gąsienicowe

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Steczkowska
Tytuł Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin
Data wyd. 1872
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Staw Czarny, Zmarzły i stawy Gąsienicowe.

Gdzie ty znajdziesz w cudzéj stronie
Takich jeziór takie tonie!
Takie góry nad wodami,
Takie niebo nad górami!

Jedném z owych miejsc w Tatrach, gdzie olbrzymia górska przyroda występuje w dzikiéj piękności swojéj zdumiewającéj wędrowca, jest okolica Czarnego i tak zwanych Gąsienicowych Stawów. Jest ich kilka, leżą w południowo-wschodniéj stronie od Zakopanego, na obszernéj, znacznie wzniesionéj dolinie, rozciągającéj się między Magórą a pasmem skalistych turni zamykających ją od południa i wschodu. Podaję tutaj opis jeziora zwanego Czarnym Stawem, leżącego w bliskości Stawów Gąsienicowych, a piękniejszego i dostępniejszego, niż te ostatnie.
Na zwiedzenie Czarnego Stawu i jego okolicy, należy wybrać się zaraz zrana. Przybywszy do Kuźnic, tuż za dworem właściciela, spostrzegamy dwie drogi rozchodzące się w przeciwne strony. Jedna prowadzi na prawo do doliny Jaworzynki, druga zwraca się na lewo w las zwany Nieborakiem. Tą drogą za dawnych czasów zwożono rudę z Magóry. Po zrobieniu nowéj, wiodącéj do kopalń przez Jaworzynkę, dawna droga poszła w zaniedbanie; deszcze porozrywały ją i popsuły tak, że miejscami podobniejsza do parowu, niż do drogi wozowéj; bokami jednak wszędzie dobre przejście. Idąc ciągle pod górę, wychodzimy na wyniosły, kamienisty grzbiet który górale zowią Boconiem, stąd mamy wspaniały i rozległy widok tak na skaliste turnie, jak i na dalszą okolicę Podhala aż po Bieskidy i Pieniny, opasujące ją jakby łańcuchem.
Najbliżéj nas na prawo wznosi się okazała Kopa Magóry, a tuż przed nami dwa wysokie także, zielone pagórki tak zwane Kopy Królowe (4887 st.). Po obu stronach skalistego grzbietu po którym prowadzi droga, a raczéj ścieżka, otwierają się w przepaścistéj głębi obszerne doliny. Na prawo leży Jaworzynka, na któréj zachodnim boku widać drogę prowadzącą do kopalń w Magórze. Na lewo widać dolinę Olczysko, nie tak odartą i dziką jak pierwsza. Zasłana lasami i polanami, licznemi szałasami ożywiona, wydaje się jakby jakaś osada wiejska malowniczo wśród gór rozłożona. Idąc zwolna lecz ciągle pod górę, przychodzimy na halę Królową. Położona bardzo wysoko, bo już w krainie kosodrzewia, nie ma ona wdzięku właściwego innym halom tatrzańskim. Niema tu ani bujnéj trawy, ani skał fantastycznych; dwa liche szałasy stoją samotnie bez żadnéj osłony, oddane na pastwę wiatrom i burzom, które tu szalone zwodzić muszą tańce. Ale jakkolwiek Królowa nie bardzo miłe czyni na nas wrażenie, z powodu osamotnionego a bardzo wyniosłego położenia, za to wspaniały widok jaki się stąd przedstawia na olbrzymie turnie Granatu, Kościelca i Swinnicy, zupełnie ten brak wdzięku wynagradza. Z Królowéj spuszczamy się na obszerną halę zwaną nad Stawami, a dzika piękność i majestat obrazu jaki tutaj mamy przed sobą, czaruje nas, lecz zarazem jakąś zgrozą przejmuje. Stoi przed nami olbrzymi zastęp skalisty; dzikie, nagie, granitowe opoki strasznie podarte, najdziwaczniéj poszczerbione, pną się w górę zupełnie pionowo. Zdawaćby się mogło, że zima założyła tutaj główne legowisko swoje, takie masy śniegu zalegają urwiste boki tych opok, olśniewając oczy srebrzystą białością, która tém świetniéj a rażąco odbija od ciemnych skał granitowych.
Widzimy tu już nam dobrze znaną Wielką Koszystą w stronie południowo-wschodniéj; daléj na prawo znacznie naprzód wysuniona jakby najforemniejsza piramida, wznosi się Żółta turnia zupełnie naga, gładka jak ściana, ubarwiona żółtym porostem, który jéj nadał nazwisko. Obok Żółtéj, zawsze na prawo, lecz więcéj w głąb cofniony, piętrzy się niezmiernie dziki i wyniosły Granat, tuż przy nim piramidalny ostro ścięty szczyt Kościelca, którego grzbiet wysuniony naprzód i zakończony piramidalnym także wierchem o wiele niższym od pierwszego, nazywają Małym Kościelcem. Obok Kościelca wznosi się nie mniéj urwista i prostopadła Swinnica, najwyższy szczyt w Tatrach nowotarskich (7395 st.). Wyniosłe, a nie tak dzikie turnie Pośrednia, Skrajnia i Bieskid, okrążają tę halę od zachodu. Dwa ostatnie wierchy, t. j. Skrajnią turnię i Bieskid, łączy przełęcz Lilijowe (6165 st.) nosząca tę nazwę od obficie tam rosnącéj wietrznicy (anemone alpina). Widok stamtąd ma być bardzo piękny.
Gdzie najdziksze skały, gdzie największe płaty śniegu pod Kościelcem i Granatem, widać niby groblę szeroką; jestto łożysko Czarnego Stawu. Na obszernéj pięknéj hali, okolonéj łańcuchem tych wyniosłych turni, stoi kilka szałasów; ocienia ją las świerkowy, a bujna trawa miękkim rozesłana kobiercem, dostarcza wybornéj paszy dla statku.
Kawał dosyć przykréj drogi, dzieli nas jeszcze od Czarnego Stawu. Przechodząc w poprzek wspomnianą halę nad Stawami, zwracamy się ścieżką na prawo, wstępując coraz wyżéj po ostrych granitowych złomach. W miarę jak zbliżamy się do Czarnego Stawu; roślinność coraz uboższą się staje. Na granitowych złomach, rośnie już tylko kosodrzewina, drobnieje borówka jakby kobiercem ziemię zaścielająca, różnobarwne porosty strojące nagi kamień, zastępują miejsce zielonéj murawy, coraz dziksza, coraz groźniejsza otacza nas przyroda. Napotykamy tu źródło, jedno z najzimniejszych w Tatrach, ma bowiem tylko 2° R. Stajemy nareszcie nad brzegiem jeziora, które spokojne, czyste, niby zwierciadlana tafla, rozlewa się do samych stóp olbrzymich turni, odbijając w przejrzystych wodach ciemne opoki sterczące dokoła ponuro i groźnie. Czarny Staw ma powierzchni przeszło 31 morgów, kształt podłużny, nieforemny; od południowo-wschodniéj, południowéj i południowo-zachodniéj strony, obstąpiły go wyniosłe turnie: Żółta, zwana także Małą Koszystą, Granat i Kościelec w olbrzymie zatoczone półkole. Południowe brzegi jeziora zasypane skalistemi złomami są dzikie, nie ubarwione nigdzie zielonością; brzeg północny przeciwnie zaścielają mchy najrozmaitszych a bardzo pięknych gatunków, gęste trawy, borówka i krzaki kosodrzewia; alpejskie niezapominajki, akonity i inne kwiaty właściwe strefom alpejskim, krasnym wiankiem opasują kryształowe wody jeziora, z którego głębi, o kilka sążni od zachodniego brzegu, wynurza się nie wielka kamienista wysepka, strojna świeżą zielonością kosodrzewia i borówki.
Staw Czarny 5263 st. n. p. m. wzniesiony, a zatém wyżéj położony niż Morskie Oko, pod względem piękności i wspaniałości położenia, po tém ostatniém piérwsze trzyma miejsce w rzędzie północnych jeziór tatrzańskich. Turnie wznoszące się dokoła majestatycznie i groźnie, to piękne jezioro, którego głębi domyślać się każe coraz ciemniejsza, a ku środkowi prawie zupełnie w czarną przechodząca barwa wody, ta zielona wyspa, cudnie odbijająca na lśniącéj powierzchni, wszystko to tworzy obraz tak wspaniały i zachwycający, że nic nie zdoła zatrzeć go w pamięci. Echo tutaj prześliczne; wystrzał rozlega się najprzód od Kościelca, niby odgłos dalekiego grzmotu; huk ten powtarza się nieco słabiéj od odleglejszego Granatu; podają go sobie kolejno inne turnie, powtarzają go to głośniéj, to ciszéj skaliste ściany, dopóki nie skona gdzieś tam daleko. Z Czarnego Stawu wypływa obfity potok który, połączywszy się z innym z Gąsienicowych Stawów wypływającym, wpada przy Poroninie do Dunajca pod nazwą Porońca.
W r. 1867 dwaj słynni przewodnicy Jędrzéj Wala, o którym już parę razy wspomniałam i Maciéj Sieczka, zrobili tratwę dla gości życzących sobie użyć przyjemności żeglugi po Czarnym Stawie. Korzystając z pierwszego dnia którego ranek obiecywał piękną i trwałą pogodę, wybraliśmy się do Czarnego Stawu, który już poprzednio zwiedziliśmy niejednokrotnie. Wala poszedł z nami. Przybywszy nad brzeg Czarnego Stawu, weszliśmy na tratwę i przeprawiliśmy się na ową piękną zieloną wysepkę. Tu Wala rozpalił ogień z przewiezionéj na tratwie suchéj kosodrzewiny, bardzo bowiem przestrzegał, żeby nie niszczyć téj, która tak pięknie przystraja wysepkę. Wkrótce zawrzała woda na herbatę, którą uczęstowaliśmy się z wielkiém zadowoleniem Wali, że my, jako najdawniejsi i najwierniejsi lubownicy Tatrów, pierwsi pijemy herbatę na Czarnym Stawie. Zostawiwszy ogień który, świeżem zasilony drzewem, buchnął na pożegnanie wesołym płomieniem, popłynęliśmy na przeciwny brzeg jeziora, gdzie się piętrzą turnie: Granat, Zawrat i Kościelec, chcąc zwiedzić tak zwany Zmarzły Staw, leżący około 400 stóp wyżéj.
Wspinając się dość przykro pod górę, zrazu po trawie, potém po złomach kamieni, bez żadnego jednak niebezpieczeństwa, wychodzimy na grzbiet stwardniałym śniegiem okryty; a przeszedłszy po nim z ostrożnością, stajemy na urwistéj skale trawą porosłéj i w głębi u stóp naszych spostrzegamy nagle jezioro śniegiem i lodem okryte tak, że nie wielki tylko okrąg na środku, zajmuje przejrzysta szyba wody. Dzikie, prostopadłe, strasznie poszarpane turnie, obstąpiły w koło tę głęboką kotlinę; a od ich ścian granitowych, ciemniejszéj niż gdzieindziéj barwy, rażąco odbija białość śniegu, leżącego tu w wielkiéj obfitości po urwiskach i kamienistych upłazach. Na prawo wśród tych groźnych turni, widać jakby drogę zasutą piargiem[1], wspinającą się bardzo bystro pod górę, aż do szczerbiny zwanéj Zawratem (6500 st.), którędy jest przejście do doliny Pięciu Stawów[2]. Mozolna to i utrudzająca przeprawa, zwłaszcza że kamienie upłożą się pod nogami, ale jakiż to wspaniały widok czeka wytrwałego wędrowca gdy stanie w bramie Zawratu!
My założywszy sobie cel tak bliski i łatwy jak Staw Zmarzły, nie mogliśmy jednak użyć w całéj pełni dzikiéj piękności tego miejsca, które właściwym sobie urokiem przeszło wszelkie moje oczekiwania. Na chwilę tylko błysło nam słońce, oświecając nagie turnie i lodem ścięte wody jeziora, a potém nagle zasępiło się niebo, szczyty skał utonęły w chmurach, otoczyła nas mgła tak gęsta, że o parę kroków nic widać nie było. Na domiar niepowodzenia, lunął deszcz zimny i gruby; nie było co robić dłużéj, spiesznie więc spuściliśmy się na dół, gdzie znowu powitało nas słońce.
Wszedłszy na tratwę, płynęliśmy w koło po pod same ściany Kościelca, dla poznania lepiéj rozległości i głębi Czarnego Stawu.
Ach cóżto za otchłań! Woda choć przejrzysta jak kryształ, wydaje się prawie czarną, a w niéj jakby w magicznym zwierciadle, odbijają się z całą grozą olbrzymie turnie kąpiące swe stopy w jeziorze. Cóż to za ogrom ten Kościelec wznoszący się prostopadłą, dziko poszarpaną ścianą wprost z niezgłębionéj czarnych wód otchłani! Słońce oświecając tę groźną opokę, uwydatniało przecudną jéj rzeźbę, która wydawała się jakby posrebrzona w niektórych miejscach, gdzie woda sączy się po skale.
Nieraz późniéj, a nawet dziś jeszcze gdy to piszę, i pomyślę żeśmy żeglowali po takich niezgłębionych toniach na małéj i wątłéj tratwie, dreszcz mię przejmuje i ćmi się w oczach. Ale wtedy tak byliśmy zajęci, tak oczarowani pięknością jeziora i jego otoczenia, że nawet w myśli nie postało niebezpieczeństwo. Przy tém obecność poczciwego Jędrzeja takie w nas wzbudzała zaufanie, że w jego zostając opiece, nie doświadczaliśmy żadnéj obawy. Jakoż szczęśliwie przybiliśmy do brzegu i nieraz potém winszowaliśmy sobie téj żeglugi, zwłaszcza że na rok następny już tratwy nie było; rozbiły ją na wiosnę kry pływające po jeziorze.
Potężny, najmniéj do 300 st. wysoki i rozległy wał kamienisty zwany Małym Kościelcem, po największéj części kosodrzewiną zarosły, odgranicza zagłębienie Czarnego Stawu od dzikiéj i posępnéj doliny Stawów Gąsienicowych, na zachód od tamtego położonéj. Stawów tych jest ośm, lecz cztery tylko większe, inne zaś maleńkie, płytkie, i w wielkie upały wysychające. Obstąpiły tę dolinę znacznéj wysokości turnie: od wschodu Swinnica i Kościelec, od zachodu turnie Pośrednia i Skrajnia, daléj Bieskid i Pośredni Wiérch. Największy i najgłębszy ze stawów Gąsienicowych jest tak zwany Suczy Staw, w południowo-zachodniéj stronie pod Bieskidem. O kilkadziesiąt stóp wyżéj i bliżéj głównego grzbietu pod Swinnicą, leży Kurtkowiec. Nad nim między granitami są dwa małe stawki. Prawie pod samym Kościelcem jest płytki staw Roztoki. W nim zatrzymują się wody w przepływie do stawu zwanego Zielonym, z którego płynie Poroniec. Od stawów Gąsienicowych jest przejście na Swinnicę.
W powrocie można się udać około Magóry, drogą prowadzącą od samego prawie wierzchołka, skąd wydobywają rudę, przez dolinę Jaworzynkę, aż do Kuźnic zakopiańskich. Na pochyłości góry widać kilka bań, to jest kopalń otwartych. Wchód do bani obstawiony deskami, wygląda podobnie do otworów piwnic po wsiach. W żadnéj z nich nie byliśmy dla wielkiéj wilgoci, jaka czuć się daje w tych podziemiach. W kilku miejscach w Tatrach są kopalnie żelaza, w Magórze jednak ruda jest najbogatsza. Drogę prowadzącą około jednego boku góry, prawdziwie krwawą nazwać można. Jest ona zasłana grubą warstwą drobnych kamyczków, jakby zwirem niezmiernie ostrym, usuwającym się pod nogami, tak, że z trudnością utrzymać się można, zwłaszcza w miejscach spadzistszych. Wózkom zwożącym rudę z bani zdejmują tylne koła, zakładają smyki, a pomimo to biedne konie ledwie z największém wysileniem utrzymać mogą ciężar zsuwający się pędem na dół.
W dolinie Jaworzynki pod Magórą, jest dosyć obszerna jaskinia, do któréj przystęp bardzo łatwy. Kto nie widział wspaniałych pieczar ojcowskich, ten z zajęciem zwiedzi tę jaskinię rzeczywiście bardzo piękną, choć bez porównania mniejszą niż tamte. Ściany téj jaskini powleka masa wapienna, lekka, zupełnie podobna do zmarzniętego mleka; to téż górale nazywają tę masę mlekiem kamienném, używając roztartéj i rozpuszczonéj w wodzie na lekarstwo. To białe sklepienie i ściany jakby gipsowemi sztukateryjami zdobne, w blasku bengalskiego ognia, czarodziejski przedstawiają widok.
Po prawéj stronie doliny Jaworzynki, sterczą najdziwaczniejszych kształtów skały, niby połamane pnie drzew lub jakieś potwory skamieniałe; po lewéj wznoszą się góry okryte ciemnemi lasami. Dno téj pięknéj doliny zaściela murawa, a kilka szałasów rozwesela to ustronie. Niebawem dolina się ścieśnia; idąc brzegiem wązkiego, dno jéj przerzynającego potoku, przychodzimy do Kuźnic zakopiańskich.





  1. Są to drobne i ostre kamyczki, zasypujące grubą warstwą pochyłości niektórych turni od dołu do bardzo znacznéj nieraz wysokości.
  2. Przeprawa przez Zawrat jakkolwiek trudząca, nie jest jednak niebezpieczną. W ostatnich latach odbyło ją kilka kobiet i nie uważały bynajmniéj za tak nadzwyczaj utrudzającą, jak opowiadają niektórzy mężczyźni.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Steczkowska.