O kobiecie wiecznie młodej/Rozdział II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł O kobiecie wiecznie młodej
Podtytuł Ninon de Lenclos. Szkic historyczny
Wydawca Druk-Tłocznia P. Szwede
Data wyd. 1924
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ II.
Żywot i przygody pięknej Ninon. Miłostki, miłostki, miłostki...

Właściwie Ninon de Lenclos była wytworem swego wieku. Wiek XVII we Francji nie odznaczał się bynajmniej pruderją i wstrzemięźliwością obyczajów. Tężyzna „vert galant“ Henryka IV i Rabelaisowskie nazywanie rzeczy po imieniu nie zdążyły się jeszcze przetworzyć w cukierkowatą galanterję wytwornisiów XVIII w. Był to wiek na wskroś rycerski, wiek Cyrano de Bergerac’a więc, wiek zabijaków, matamorów i rycerzy, a piękne panie nie potrafiły niczego odmawiać muszkieterom o pokrętnych wąsiskach.
Wprost przeciwnie, one to niemal były stroną wyzywającą, zaczepną. Współcześni pamiętnikarze piszą, że na najmodniejszym miejscu spacerów i spotkań, place Royale, kobiety mięszały się z tłumem mężczyzn. Zażywały z wojakami tabakę, paliły lulki, śmiały się głośno i równie głośno wyznaczały miejsca słodkich rendez-vous. Nawet szczegóły ich toalet nosiły specyficzny, symboliczno-zmysłowy charakter. Noszono więc wstążki na piersiach zwane „mignon“, inne znów miały miano cacka „bijou“. Ufryzowanie włosów do góry lub na bok wskazywało kto damie jest milszy: pacholę czy kawaler dojrzały. Tak postępowały panie najlepszego towarzystwa, a język ich dostosowany był do zachowania.
Razu pewnego zapytuje stara księżna de Chevreuse jedną z dam najwyższej arystokracji francuskiej panią de Rohan:[1]
— Powiedz szczerze, droga przyjaciółko, czy córka twoja jest jeszcze dziewicą?
— Nie mówmy lepiej o tem — odpowiada pani Rohan ze śmiechem — ona jest tak roztrzepana, że mogła swe dziewictwo gdzie pozostawić przez zapomnienie.“
Oto próbki obyczajów XVII w.!
Na tem tle i to na tem tle tylko rozpatrywać możemy sylwetkę Ninon de Lenclos — by wydała nam się tem czem była w istocie.
Nie była Ninon, pod względem moralności, ni lepszą ni gorszą niż większość współczesnych jej niewiast. Ale, że hasła swoje bezwzględnej niezawisłości głosiła kategorycznie, że preferowała jawnie i niepohamowanie wzgardę dla wszelkich utartych przesądów, że, co najważniejsze, języczek miała niby brzytwę i chlastała nim na prawo i na lewo, że nakoniec... o zgrozo... pozwalała sobie zabierać z przed nosa innym paniom najpiękniejszych chłopców i kochanków — musiała uledz bojkotowi towarzyskiemu sfer miarodajnych, co też się stało.
Tak było przynajmniej po pierwszych jej debiutach w „wielkim świecie“. Nadający ton eleganckiemu Paryżowi słynny salon pani de Rambouillet począł Ninon bojkotować. A zbierało się w Hotelu Rambouillet wszystko, co podówczas we Francji było najlepszego: wodzowie, politycy, artyści. Przywilejem tego salonu było wyciskanie piętna genialności na czole poetów a wręczanie buław marszałkowskich wojakom. Opinja jego była niemal wszechmocna, a liczył się z nim potężny dyktator Francji, kardynał Richelieu.
Bojkotem tym Ninon nie zmartwiła się zbytnio. W pałacyku swym przy ulicy des Tournelles postanowiła założyć kontr salon, stworzyć swój jakby dwór, o charakterze coprawda ściśle męskim, orszak na wszystko gotowych satelitów, przedewszystkiem zaś na wykpienie... Hotelu Rambouillet. W Hotelu Rambouillet panował ton niezwykle wymuszony i sztuczny, panował tam jakby ceremonjał. Kłaniano się sobie dwornie, dyskutowano o metapsychice i abstrakcyjne filozoficznych przedmiotach, żaden podmuch życia świeży nie miał dostępu. Dusze tego zgromadzenia: markiza de Rambouillet, córka jej księżna Montausier, panie de Sévigné, de La Fayette, de Longueville, de Chevreuse i cały długi szereg innych poruszały się, gdyby manekiny na sprężynach. W progach tych salonów przemieniały się całkowicie i one, urodzone flirciarki, i „amoureus’y“ ze ściągniętym uśmiechem, z za wachlarza, ferowały nieodwołalne wyroki w sprawach moralności damskiej.
W salonach przy ulicy des Tournelles, w salonach Ninon, zaczęto z tego towarzystwa jawnie i bez żadnego szacunku wydrwiwać; co więcej przeciągano zwolenników, znudzonych ciągiem chodzeniem na koturnach, koroną zaś wszystkiego było, gdy jeden z najbardziej zagorzałych i wiernych przyjaciół Ninon słynny Jan Baptysta Poquelin — Molier — ośmielił się w swych „Précieuses ridicules“ cale zacne grono z Hotel Rambouillet opisać. Była to zemsta straszna, zemsta Ninon, gdyż śmiech jest częstokroć bronią stokroć straszliwszą od ostrza miecza.
Lecz wracajmy do dworu Ninon.
Liczba wiernych „pięknej“ była tak wielka, że bez przesady można powiedzieć, iż nie było wybitniejszego człowieka we Francji, któryby przez czas dłuższy, czy krótszy w tej służbie nie pozostawał.
Magnaci, prałaci, uczeni, artyści, ba... sam Wielki Kondeusz, spieszyli powiększyć jej świtę.
Ninon, z cynizmem, pardon, z kompletną szczerością, przyznaje, iż satelitów swoich dzieliła na cztery kategorje.
Ci więc, co braki swe umysłowe czy też fizyczne starali się wynagrodzić bogatemi prezentami nosili nazwę płatników — „payeurs“. „Przyjmowanie od nich podarków — pisze Ninon — początkowo było mi wstrętne. Nie rozumiałam jak można coś przyjmować, nie dając nic wzamian. Lecz, że nie żądali oni absolutnie nic, prócz zaszczytu przebywania w mojem towarzystwie — że odmowa przyjmowania ich prezentów, sprawiała im dużo przykrości — w końcu musiałam ustąpić... Dziwni są ci mężczyźni. Czasem więcej im zależy na tem by sądzono, iż jakaś znana kobieta jest ich kochanką, niż żeby nią była istotnie“.
Drugą kategorję, stanowili ci, co nie będąc ani piękni, ani sławni, ani szczodrzy nigdy nie mogli liczyć na łaski „pięknej”. Byli to — „męczennicy“, „martyrs.“
Dalej szli ci, co mieli wszelkie dane powodzenia. — faworyci. Liczba ich, jak twierdzą złe języki, miała być niezliczona. Nakoniec, że każda kobieta słabe ma serce, zdarzały się wypadki, że od czasu do czasu łaski dostępował ktoś zgoła niewybitny — dla czego? Na to żadna kobieta nie odpowie, bo to są jej fantazje, kaprysy. Ta ostatnia czwarta kategorja — to były „kaprysy“ Ninon.
Tak posegregowani satelici los swój znosili dostojnie i spokojnie, oblizując się niby kot na sperkę, kiedy ich kolej nadejdzie. Był to jakby rodzaj charemu a rebours, z tą różnicą, że nie sułtan rzucał chustę wybranej, lecz sułtanka chwilowemu faworytowi.
Czasem jednak buntowali się kawalery „którym było spieszno“, zgoła protestowali przeciw powyższej „klasyfikacji“.
Był więc niejaki szlachcic, sieur de Chaban, do kategorji „męczenników“ zaliczony. Równie brzydki, próżny jak głupi, mocno się za swój charakter „męczeński“ obraził i oświadczył Ninon, że o ile do innej kategorji nie zostanie przeniesiony, nie tylko dwór jej opuści, ale zemści się srodze. W odpowiedzi otrzymał wzgardliwe milczenie. Tedy postanowił pogróżkę swą spełnić.
Codziennie na Place Royale podczas wieczornej przechadzki stawał imć pan de Chaban na wprost swej byłej bogdanki i bezczelnie się w nią wpatrując, rzucał dwuznaczniki od których poczerwieniałby nawet muszkieter.
Przyjaciele Ninon parokrotnie pragną rzucić się na śmiałka, lecz ta rzecze:
— Hola! mości panowie! — proszę o spokój! ta sprawa tylko do mnie należy!
Dnia następnego przybywa sama na Place Royale przebrana po męsku. Idzie prosto do aroganta i wymierza mu dwa tęgie policzki.
— Oto za Ninon — woła — jestem jej bratem!
De Chaban pieni się, rwie się do bójki; obecni wstrzymują go; lecz pojedynek nieunikniony. W godzinę później staje piękna ze szpadą w ręku na wprost przeciwnika. Parę pchnięć i de Chaban leży podziurawiony, jak stare płótno, na trawie. Snać lekcje pobierane przez Ninon od tęgiego fechmistrza okazały się niezawodne. Nad pokonanym skłania się panna de Lenclos z gracją:
— Wiedz o tem, zacny kawalerze, że sprawę miałeś nie z bratem Ninon, lecz z nią samą! Tuszę, że ta mała lekcja dworności na pożytek asindziejowi posłuży.
Nazajutrz o niczem innem nie było mowy w Paryżu, jak o pojedynku „belle Ninon“. „Ninon się biła!“ niosła stugębna fama. „Ninon każdego potrafi nauczyć respektu!“
Gdyby dziesięciu generałów wygrało dwadzieścia batalji nie sprawiłoby to takiej sensacji; podrożał nawet pergamin i papier, bo każdy rymotwórca czyn ten pragnął uwiecznić odą. Jedynie kardynał Richelieu nasępił się i chciał wytoczyć proces. Pojedynki surowo były przez prawo zakazane. Lecz widząc, że naraziłby się tylko na śmieszność, machnął ręką. A była Jego Eminencja zawziętym wrogiem Ninon. Dla czego? Zobaczymy!

∗                    ∗

Krwawy kardynał, jak go zwano, Richelieu, miał słabość jedną: kobiety. A że z liczby najpiękniejszych była Ninon — mocno zajęła ona jego uwagę. Lecz tu nic nie dawało się zrobić. Miała panna de Lenclos taką do wszechpotężnej Eminencji idjosynkrazję, że na sam widok uciekała z salonów. Miała tak niewytłumaczoną nienawiść, że ona jedna w Hotelu Rambouillet ośmieliła się wypalić słowa prawdy, o drakońskich systemach rządzenia temu, który ścisnął Francję niby w żelaznych kleszczach, a postrach wywoływał taki, że na sam dźwięk jego imienia najbardziej odważni bledli.
A krwawy kardynał nie dawał za wygraną. Gdy nie pomogły komplementy i dusery, on skąpiec przepotężny, wyciągnął ze swej szkatuły sumę 50 tysięcy ludwików i posłał ją pięknej przez słynną kurtyzanę Marion Delorme[2], pragnąc tem ją zmiękczyć.
Nie wiele to jednak pomogło. Musiała z pałacyku przy ulicy Tournelles wynosić się Marion z kardynalskiemi dukatami jak niepyszna, sam zaś Richelieu otrzymał woniejący bilecik:
„Oddaję się, lecz się nie sprzedaję!”
„Oddaję się, lecz się nie sprzedaję!” i „być nie kobietą uczciwą, lecz uczciwym człowiekiem!” — to dwie zasadnicze dewizy Ninon.
Pewnego razu łączyła Ninon więcej niż przyjaźń z niejakim panem de Gurville. Gurville był wojskowym, sielanka trwała krótko. Francja toczyła ciągłe wojny. Gurville został zezwany na front.
Przed wyjazdem dzieli on swój majątek: 40 tysięcy ecus na dwie części: jedną z nich dostarcza swemu przyjacielowi, prawnikowi, człowiekowi poważnemu i statecznemu o nieskazitelnej opinji — drugą zaś połowę Ninon.
Gdy po paru miesiącach powrócił — zwraca się do owego prawnika prosząc o zwrot pieniędzy. Ten przyjmuje go ozięble i oświadcza, że nigdy od niego żadnych pieniędzy nie otrzymywał, gdyż Gurville przez łatwowierność zarówno od niego, jak i od Ninon pokwitowania nie brał.
Po odpowiedzi tej, zrozpaczony Gurville, pędzi do Ninon. Wpada do niej niespodzianie. Na widok jego blednie ona, drży. Jest zmieszaną widocznie, bełkoce:
— Drogi przyjacielu... to rzeczywiście stało się mimo mej woli. Ciebie tak długo nie było...
— Więc pieniądze przepadły! — woła zrozpaczony kochanek.
— Ach tobie chodzi o pieniądze — poczyna się śmiać Ninon — uspokój się, są one. Myślałam, że robisz mi scenę zazdrości.


∗                    ∗

Można było na Ninon liczyć pod każdym względem... byle tylko nie pod względem wierności i stałości.

Elle a cinq instruments dont je suis amoureux
Les deux premiers ses mains, les deux autres ses yeux

Pour le dernier de tous et cinquieme qui reste
Il faut etre galant et leste.

pisał on współczesny poeta Voiture[3].
Posiadała „la belle” wszelkie przymioty i cnoty charakteru męskiego, posiadała mężczyzn słabostki. Była niestałą, paskudnie niestałą; mogła być wiernym przyjacielem, nigdy kochanką. Ktokolwiek pragnął utrwalić swe imię w sercu Ninon czynił by jak ten, co pisze wyrazy pałeczką na powierzchni bieżącej wody.
Kochał się w Ninon na zabój wytworny marquis de la Chârtre. Zdawało mu się nawet, że miłość ta jest wzajemną. W każdym razie kochankowie nie rozstawali się na chwilę. Margrabia Edmée de la Chârtre tak był zazdrosny, że wynajął naprzeciw pałacyku przy ulicy des Tournelles mieszkanko by z tamtąd swą lubę pilnować. Razu pewnego spostrzega w jej oknach światło. Z pasją chwyta kapelusz, naciska go na głowę, łapie szpadę, pędzi. U kochanki nie zastaje nikogo. Leżała w łóżku, studjując „Żywoty pań swywolnych” Brantoma. Lecz gdy go widzi wybucha niepohamowanym śmiechem. O cóż chodzi? Biedny de Chârtre w pośpiechu miast kapelusza nasadził na głowę duży kubeł srebrny i tak się jej przed oczy sprezentował. Ponoć trzech sługusów z ledwością mogło zazdrośnikowi go z głowy ściągnąć.
Czyn ten jednak „kupił Ninon“. Wyjechała z nim na wieś i tam zamknięta przez tydzień sam na sam w pokoju, czas ten cały spędziła... w objęciach nie tyle Amora, co de Chârtre’a.
Zaiste! egipcjanka Rodope i faraon Amazis, którzy potrafili kiedyś urządzić sobie noc miłosną, trwającą bez przerwy pełnych dwie doby — w porównaniu do Ninon i de Chârtre’a wydają nam się małemi dziećmi!
O nas zaś lepiej wogóle nie mówmy!
Wszystko ma swój koniec. Zawezwany gwałtownemi interesami familijnemi musi de Chârtre na tydzień opuścić kochankę. Co tu zrobić, co wymyślić, by była mu wierną? Czasy średniowiecznych „pasów cnoty“, zapinanych z tyłu damom i zamykanych na kłódeczki minęły. Zresztą nie wiadomo czy Ninon by się zgodziła: mocno niewygodnie było w takim „pasie cnoty“ siedzieć, jeszcze gorzej chodzić. Co tu począć? Lecz Ninon jest ambitna, Ninon jest bezgranicznie prawa. Skoro podpisze zobowiązanie — bezwzględnie dotrzyma.
To też de Chârtre, nie namyślając się długo, każe jej skreślić następujący cyrograf:
„Je jure de t’aimer toujours“.[4]   Ninon.
Chowa go starannie i jedzie.
Nie upłynęło tygodnia, gdy czoło de Chârtre’a ozdobiło się wspaniałemi rogami.
Co było tu winą? — Burza.
Ninon istotnie, przez czas jakiś po wyjeździe kochanka, nie wychodziła z domu. Lecz dnia pewnego służący melduje, że piękny i młody hrabia de Miossens, pragnie złożyć jej swe uszanowanie. Decyduje się ona go przyjąć; uprzedza jednak, że przy pierwszym słówku miłosnym przepędzi bez żadnej litości. Działo się to w sierpniu, dzień był duszny i upalny. Zrywa się burza, błyskawice przecinają niebo. Burza i grzmoty — były to bodaj jedyne rzeczy, których Ninon na świecie się bała. By nie widzieć piorunów blasku, przesłania okna a gdy naraz grom wali, że pałacyk zda się chwieje w posadach — w porywie gwałtownym szuka schronienia — na piersiach młodzieńca. Burza mija, mija i strach Ninon. Lecz również konstatuje, że sama nie wie kiedy i jak się to stało... lecz wszystko się stało. Co robić? Najlepiej się śmiać. To też wietrznica śmieje się do rozpuku, a gdy Miossens[5] pogląda na nią ze zdumieniem, pośród kaskady śmiechu wyrzuca:
— Ale dobry skrypt ma ten de Chârtre.
Przygoda staje się głośną. Śmieją się z niej wszyscy; dowiaduje się o niej w końcu zdradzony kochanek. Bierze wówczas drogocenny rewers miłosny i wraz z bukietem kwiatów śle niewiernej; na odwrocie widnieje dopisek:
„Zapłacone, po bankructwie!“
Inna anegdota.
Razu pewnego hrabia d’Estrées i abbé d’Effiat, brat nieszczęsnego Cinq Mars’a spacerując w Cours de la Reine, widzą Ninon i zakochują się w niej na zabój.
Obaj są jednakowo urodziwi i młodzi, wybór trudny. Lecz lekkomyślna znajduje radę. Aby nie było zazdrości jednego z nich pieści w dzień, zaś drugiego w nocy. Zachodzi mały ewenement. Wspólna praca obu młodzieńców wydaje owoce. Pojawia się na świat maleństwo płci męskiej. Zaczyna się awantura, gdyż każdy ze współzawodników rości sobie pretensje do ojcostwa.
Ninon jest w prawdziwym kłopocie:
— Nie wątpię, że syn mój należy do jednego z was — mówi — ale do którego — doprawdy nie wiem!
Lecz na cóż rada się nie znajdzie. Aby zakończyć spór postanawiają kochankowie sprawę ojcostwa rozstrzygnąć grą w kości — kto wyrzuci większą ilość oczek — prawnie ojcem pozostanie.
W obecności mamy Ninon rozstrzygnięto w ten salomonowy sposób, drażliwą a ciekawą sprawę. Rzucono kości. Wygrał hrabia d’Estrées. Miał on oczek czternaście, zaś abbé d’Effiat — jedenaście.
Biedny abbé był niepocieszony.
— „Ja również chcę być ojcem“ — krzyczał. — „Ninon zrób mi drugiego syna!“
— Wszystko prócz tego — zaśmiała się ona — mam dosyć jednego.
Lecz miała Ninon jeszcze dwoje dzieci o których później nieco.
Bohater tej tragikomicznej przygody wychowany został przez swego pseudo ojca, szczęśliwego gracza, hrabiego d’Estrées nader starannie i dosłużył się pod nazwiskiem de la Brussiere wyższej rangi w wojsku. Mama jego, Ninon, tyle oń dbała, że gdy podrósł, łaskawie przyjmowała raz na miesiąc i kazała mu grywać, a grywał pięknie, na lutni. Potem wyciągała rękę do pocałunku i na tem stosunki rodzinne się kończyły.
Nie posiadała Ninon ani szczypty uczuć macierzyńskich i nie lubiła dzieci. „Zbyt wiele z bachorami kłopotu“ — mawiała. Los srodze ukarał ją za to.
Lecz nie uprzedzajmy wypadków.

∗                    ∗

Zdmuchnąć przyjaciółce kochanka z przed nosa — jest takim samym sportem jak i każdy inny. Czasem jest to nawet pożądane, gdy luby się znudzi. Przeważnie jednak kobieta najmniej kochająca poczyna się wściekać; poczyna jeśli wcale nie kochała — kochać gwałtownie. Jak śmiał on ją porzucić dla innej! W grę wchodzi nie amor — lecz ambicja, obrażona miłość własna.
Uczucia te pięknej Ninon zgoła były obce, jak obcemi były przejawy zazdrości. Zresztą słusznie chełpić się mogła, że nikt jej pierwszy nie porzucił. Takiego nie było. Działo się wręcz odwrotnie.
Lecz za to zabrać męża żonie, zakochanego kochance — było to jej najmilszą rozrywką. Nic dziwnego, że współczesne damy niektóre znienawidziły Ninon; samo jej imię działało niby czerwona chusta na rozjuszonego byka.
Jednym z najzabawniejszych przykładów jest historja z margrabiną de Villarceaux. Gdy był panny de Lenclos kochankiem małżonek pomienionej pani, margrabina nie posiadała się z wściekłości: trąbiła ona na prawo i na lewo o tym stosunku, rozdmuchując skandal, bez tego już głośny. Razu pewnego u pani de Villarceaux zebrało się liczne grono gości. Margrabina nie mogąc popisać się mężem zapragnęła zademonstrować syna. Wzywa tedy wychowawcę, a był nim wówczas jeszcze mało znany Scarron[6] i prosi, by młodocianej latorośli domu Villarceaux zechciał zadać parę pytań w których by jego inteligencja i erudycja zajaśniały w pięknym blasku. Scarron tedy pyta:
— Quem habuit successorem Belus, rex Assyriorum.[7]
— Ninum — odpowiada dziecko.
— Ja ci dam Ninum — zawołała z pasją markiza która nie rozumiała ani słowa po łacinie, ale za to wszędzie słyszała imię kochanki męża — ja wam obu dam Ninon! — tu zwracając się do niefortunnego wychowawcy.
— Dziękuję za taką edukację! Żegnam pana.
Daremnie biedny Scarron tłómaczył, że pomiędzy następcą króla Asyryjskiego a panną de Lenclos nie ma żadnego związku, daremnie wstawiali się za nim obecni. Na nic się zdało. Musiał tegoż wieczora opuścić dom zawziętej margrabiny. Gdy o fakcie tym dowiedziała się Ninon, posłała nieszczęśliwemu pedagogowi 500 lirów z biletem:
„Od Ninon dla Ninum“.
Powyższa przygoda wzbudziła homeryczny śmiech we Francji; została opisana następnie przez Moliera w sztuce „La comtesse d’escarbagnas”.
Ninon zaś zaprzyjaźniła się szczerze ze Scarronami. Źle na tem nie wyszła, gdyż gdy po śmierci męża pani Scarron, stała się wychowawczynią królewskich dzieci Ludwika XIV, a później jego morganatyczną małżonką — niejednokrotnie cenne usługi okazywała lekkomyślnej, wiecznie młodej, wietrznicy.


∗                    ∗

Te oto parę próbek przezemnie czytelnikowi zreferowanych dać mogą chyba najlepsze pojęcie o zapatrywaniach, przygodach i charakterze cnej panny de Lenclos. Takiem było jej zachowanie w pierwszym etapie jej życia, gdy liczyła lat wieku około trzydziestki.
Miłostki, miłostki i raz jeszcze miłostki — a wyliczyć ich lub spisać nie mógłby nikt — nawet na wołowej skórze.
Lecz wspomnieć tu bezwzględnie należy o stosunku z Wielkim Kondeuszem — tym co w licznych opresjach życiowych piękną Ninon ratował.
Ludwik de Condé, książę d’Enghien, blizki kuzyn rodziny królewskiej, był jednym z wybitniejszych ludzi XVII w. Znakomity wódz ten, zwycięzca z pod Rocroy (1643 r.) uległ również wdziękom wietrznicy i on, najdumniejszy kawaler i chluba Francji, kornie i dwornie stosował się do jej ekstrawagancyjnych kaprysów.
Ninon wydawała się początkowo wielce bohaterem zajęta, powiadają, że miała mu konno towarzyszyć, w przebraniu męskim, w pochodach i że wraz z nim, jako przyboczny adjutant, odbyła tryumfalne wejście do zdobytego na Niemcach Fribourga.
Lecz, zdaje się, nie tyle w stosunku tym było miłości, co dumy wprost, iż człowiek tej miary co Wielki Kondeusz, istotny podówczas niekoronowany król Francuzów, jej właśnie składa swe hołdy. Aczkolwiek stosunek ten nadawał Ninon specjalny splendor i znaczenie towarzyskie, nie potrafiła ona przezwyciężyć swej nieokiełznanej natury... i bardzo szybko nastąpiło zerwanie.
— Jego pocałunki zamrażają mnie — mawiała ona — gdy podaje mi wachlarz mam wrażenie, że doręcza marszałkowskiej buławy...[8]
Stosunek się skończył... lecz przyjaźń pozostała. Było to specyficzną sztuką lekkomyślnej piękności przetwarzania byłych kochanków na wiernych przyjaciół. A przyjaźń Wielkiego Kondeusza wiele była warta... co też się pokrótce okazało.
Miała Ninon nieprzeliczoną ilość wrogów, dam przeważnie, nie mogących jej darować przeróżnych sprawek... deprawowanie zaś małżonków w pierwszym rzędzie.
A że koło osoby Ninon poczynał się tworzyć skandal co raz gorszy i głośniejszy, potrafiły one namówić ówczesną regentkę Francji królowę Annę Austrjaczkę, by nakoniec zechciała się zająć panną de Lenclos, której postępowanie zagraża moralności publicznej i spokojowi ognisk domowych.
Anna Austrjaczka, sama nie grzeszyła zbytnią moralnością (łączył ją stosunek z pierwszym jej ministrem kardynałem Mazarin’em) lecz w wypadku tym nie namyślała się długo.[9]
Wysyła do pięknej grzesznicy kapitana swej gwardji pana de Comminges, by oznajmić, iż z rozkazu Jej Królewskiej Mości zostaje ona skazaną na pokutę... w klasztorze „Filles repanties“ („Nawróconych dziewic“).
Ninon protestuje gwałtownie.
— Nie jestem dziewicą — woła — i nie chcę się nawracać, to nieporozumienie!
Lecz oficer stoi z miną nieubłaganą. Wtedy wietrznica wybucha płaczem srogim, a do gwardzisty, przez łzy czyniąc „oko“ (przyzwyczajenie drugą naturą!) krztusi:
— Więc dobrze... skoro już taka wola Najjaśniejszej Pani, to niech mnie śle do klasztoru. Lecz błagam, niech klasztor ten... będzie klasztorem męskim!“.
Nie wiadomo czy odpowiedź ta udobruchałaby rozgniewaną monarchinię, gdyby nie interwencja Wielkiego Kondeusza. Stanął on tak energicznie po stronie panny de Lenclos, tak począł ją gorąco tłómaczyć a bronić, iż wyjednał przebaczenie.
Najważniejszym argumentem ponoć był postępek Ninon z kardynałem Richelieu. Anna Austrjaczka serdecznie nienawidziła kardynała (podówczas już zmarłego) każdy jego wróg, stawał się jej przyjacielem.
Tymczasem fama o niełasce Ninon szybko biegła w Paryżu. Pałacyk przy ulicy des Tournelles świecił pustkami, a gdy powóz jej ukazał się na spacerze w Cours la Reine, chytre dworaki, uciekały odeń w różne strony, niby szczury z tonącego okrętu. Lecz w tem w alei ukazuje się sam Wielki Kondeusz konno. Szybko zbliża się do pojazdu Ninon, zeskakuje z konia i kłaniając się nisko, tłomaczy, że spieszył, by pierwszy oznajmić o łasce królewskiej.
Jedna chwila... i Ninon jest ze wszech stron otoczona rojem dworaków. Takim jest świat! Lecz za to przyjaźń podobna — rzeczą nader rzadką.
Królowa przebaczyła lekkomyślnej pod warunkiem, by ta nie grzeszyła więcej...
Z tą obietnicą rzecz się miała całkiem fatalnie!








  1. Rohan’owie byli tak dumni, że używali dewizy: „Roi ne puis, Duc ne daigne, Rohan suis“ („Królem być nie mogę, księciem być nie chcę, Rohan jestem“).
  2. Marjon Delorme ur. 1606 r., przez czas pewien przyjaciółka Ninon de Lenclos, była kurtyzaną w pełnym znaczeniu tego słowa. Brała gdzie się dało i co się dało, brała od „żywych i umarłych“. Życie jej opromienia „wielka miłość“. Miłość do słynnego a nieszczęsnego margrabiego Cinq Mars’a. Cinq Mars za spisek przeciw Ludwikowi XIII został skazany na śmierć i stracony na szafocie. Straty tej nie mogła przeboleć Marion i wkrótce podążyła za ukochanym, gdyż zmarła w 1650 r. Lecz postać Marion Delorme również spowija legenda. Są tacy pamiętnikarze, między innemi t. zw. „Kronika Okrągłego Okna“, co twierdzą, że Marion po śmierci Cinq Mars’a zmieniła nazwisko i emigrowała z Francji. Że miała do ojczyzny powrócić, po przygodach rozlicznych w 1705 r., gdy liczyła 99 lat. Że cieszyła się nawet wsparciem Dworu i że zmarła 1741 r. mając lat 134. Na dowód istnieje ponoć kopja aktu zejścia, kopja podjęta w 1780 r. z której wynika, że Marion zmarła w tak podeszłym wieku. Snać wiek XVII lubował się w wiecznie młodych, długowiecznych niewiastach.
  3. Pięć ma instrumentów, któremi uroczy
    Pierwsze dwa — to jej ręce, zaś dwa drugie — oczy
    By posiąść piąty, instrument zawrotny
    Masz być wytworny, obrotny.
    Wierszyk ten powstał w następujących okolicznościach. Miała Ninon służącą nieco mało rozgarniętą. Gdy razu pewnego przybyli goście, ta oświadcza, że pani jest zajętą.
    — A co robi pani? — pytają.
    — Pani zabawia się swoim instrumentem — brzmi odpowiedź.
  4. Przysięgam kochać cię wiecznie.   Ninon.
  5. Inni pamiętnikarze twierdzą, że szczęśliwym bohaterem tej przygody miał być nie hr. de Miossens, lecz pan de Sevigné, mąż znanej współczesnej literatki, jednego z filarów salonów Hotel Rambouillet.
  6. Scarron, słynny satyryk francuski, ożeniony z Franciszką d’Aubigué, późniejszą panią de Maintenon, faworytą i morganatyczną małżonką Ludwika XIV.
  7. Kto był następcą Belusa, króla Asyryjskiego.
  8. O przyczynach rozejścia się Ninon z Wielkim Kondeuszem kursuje następująca anegdota.
    Razu pewnego rzekła doń Ninon:
    — Ale, książę, to naprawdę musi być mocny!
    — Dla czego? — pyta Kondeusz.
    — Gdyż przysłowie łacińskie brzmi: „Vir pilosus, aut fortis aut libidinosus“ — (człowiek, który ma ciało pokryte włosem jest albo namiętny, albo też mocny).
    Kondeusz ciało miał całkowicie pokryte włosem, był obrośnięty, jak małpa. Niestety, nie łączyła się z tym zaleta pierwsza; namiętność. Wykazywał w tych nawet momentach oziębłość... gdy zakrawało to już na złe wychowanie.
    Tak twierdziła Ninon!
  9. Zwyczaje i obyczaje czasów regencji Anny Austrjaczki i kardynała Mazarin’a opisuje Saint-Evremond w poniższych strofach:

    J’ai vu le temps de la bonne regence
    Temps où régnait une henreuse abondance.
    Temps où la ville aussi bien que la cour
    Ne respirait que les jeux et l’amour.
    Une politique indulgente
    De notre nature innocente
    Favorisait tous les desirs.
    Tout degout semblait legitime
    La douce erreur ne s’appelait point crime
    Les vices delicats se nommaient des plaisirs.

    (Widziałem czas dobrej regencji, czas szczęśliwej obfitości, czas gdy zarówno miasto jak i Dwór oddychały li tylko grą i miłością. Polityka wyrozumiała naszej natury, faworyzowała wszystkie namiętności. Słodki błąd nie zwał się grzechem a „delikatne“ występki — uciechą).






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.