O jednej złej matce, co syna swego oślepiła, a potym ten syn za karę 7 lat do wanny płakać jej kazał

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Mátyás
Tytuł O jednej złej matce, co syna swego oślepiła, a potym ten syn za karę 7 lat do wanny płakać jej kazał
Pochodzenie Z za krakowskich rogatek
Redaktor Michał Arct
Wydawca Michał Arct
Data wyd. 1894
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


5. O jednej złej matce, co syna swego oślepiła, a potym ten syn za karę 7 lat do wanny płakać jej kazał.

Jedna matka miała syna, a ta matka była ciemna. Więc ten syn wszędzie ją oprowadzał, chodzili po prośbie, bo byli bardzo biedni. Tak raz szli przez las i usiedli sobie obydwoje z tą matką. Jak sobie usiedli, tak ta matka się „zdrzymła’’ i usnęła. A do tego chłopca przyszła jaszczurka i powiedziała mu tak:
— Chodź za mną! ja ci coś dam.
Ano on idzie za tą jaszczurką, a ta jaszczurka zaprowadziła go do strumyka. Więc w tym strumyku zobaczył czerwoną wstążeczkę, i ta jaszczurka mu powiedziała, żeby on wziął tę wstążeczkę na szyję, że będzie taki mocny, że go nikt zwyciężyć nie potrafi. „I przyprowadź tu swoją matkę, obmyj jej oczy, to przejrzy.“
Ano i on też tak zrobił, włożył tę wstążeczkę na szyję, poszedł, obudził matkę, zaprowadził ją do strumyka, obmył jej oczy, i ona zaraz przejrzała.
Ano więc idą, idą, bardzo daleko już uszli, tak, że ich już miała noc zajść, i słońce już zachodziło. Patrzą się: a tu jest okropny zamek w lesie. Więc weszli do tego zamku, przeszli jedną bramę, a druga była żelazna zamknięta. Więc pukają, otwarł im odźwierny, pyta się ich, czego oni potrzebują, a ta matka odpowiada, że oni potrzebują przytułku, że cały dzień nic nie jedli, że chcieliby się pożywić i przenocować.
Ten odźwierny kazał im iść na drugie piętro do pana, więc idą, idą długiem okropnie korytarzem, i na tym korytarzu były gęsto drzwi, a na każdych drzwiach było napisane, co w którym pokoju jest. Na pierwszych drzwiach było napisane: Są same strzelby, na drugich drzwiach: same rewolwery, na trzecich drzwiach: same puginały, na czwartych drzwiach: noże i brzytwy, na piątych drzwiach: siekiery i tasaki, na szóstych drzwiach: same pnie, na siódmych drzwiach: same trupy, na ósmych drzwiach: trupie główki... Ta matka nie chciała już dalej iść, jak doszli do tych ósmych drzwi; powiada:
— Już nie póde daléj, bo sie boje!
A on mówi tak:
— Nie bójcie sie, matusiu! chodźcie daléj! bo tam bedzie może co lepszego jeszcze.
Ano więc idą dalej, i wyszedł z jednego pokoju pan ładnie, bogato ubrany i pyta się:
— Czego wy chcecie tutaj, łazęgi?
Ukłonili się mu nizko i zaczęli go prosić o przytułek.
Ano więc on mówi:
— Dobrze! wy, kobieto, przydacie się, a chłopak wasz też się przyda, bo akurat jeden z naszych braci poległ.
Ano i zostawił ich, żywili się tam, dobrze im było. Tak ten chłopak wypatrzył raz, jak ta matka z tym hersztem romansowała (rozmawiała). Tak on: żeby tu jako tych zbói wytępić! Wyszukał, że z drugiego piętra były drzwi aż na sam dół do piwnicy.
Tak w nocy, jak powracali z łowów, — a on z niemi też chodził, bo choć był mały, ale miał okropną siłę, przez te wstążeczkę, co ją nosił na szyi, ale wtenczas nie poszedł z temi zbójami, wymówił się, że go głowa boli, i poszedł i otworzył tę dziurę, jak mieli wracać. Więc jak już widział przez okno do księżyca, że oni już idą, tak wyszedł na korytarz i zaczął okropnie krzyczeć: „Gwałtu!”
Jak oni usłyszeli krzyk, tak z całym pędem puścili się przez ten korytarz, a nie widzieli, że ta dziura jest otwarta, i wszyscy jeden za drugim powpadali. Ano i potym poszedł do matki, i mówi tak:
— Pamiętajcież, matusiu! żebyście po nic do piwnicy nie szli.
A matka przyobiecała, że nie pójdzie. Ale jej bardzo dziwno było: gdzie się podział ten pan, co codzień z nim rozmawiała?
Ano więc szła raz korytarzem i usłyszała głos z piwnicy:
— Kto żyje, niech mnie ratuje, bo umrę z głodu.
Więc poszła do piwnicy i zastała swego pana jeszcze przy życiu, oprócz wszystkich, którzy mieli poskręcane łby.
Ano wyprowadziła go z tej piwnicy, dała mu jeść i ukryła w osobnym takim pokoiku, żeby ten syn o nim nie wiedział. Tak uradzili się z tym hersztem, żeby tego syna jakim sposobem zgładzić ze świata, że go zgładzić ze świata bardzo trudno, bo jest taki mocny, że wszystkim radę da. Ano więc ta matka mówi tak:
— On ma taką czerwoną wstążeczkę na szyi; nie wiem, na co on ją ma? Żeby go to można uśpić, a zdjąć mu tę wstążeczkę ze szyi, toby wtenczas można zrobić z nim, co się komu podoba.
Ano więc wysłała go dzieś tam, bardzo daleko, piechotą, żeby się zmęczył. On obszedł wszędzie, gdzie mu kazała, ale się nic nie zmęczył. Przyszedł do domu, a matka koniecznie na niego nacierała, żeby się położył spać, że jest zmęczony. A on mówi:
— Ale! nie jestem zmęczony, jestem zdrowy, jeszcze pójdę do ogrodu robić.
Ano matka już się nie mogła mu sprzeciwić i puściła go do tego ogrodu:
— Kiedy już tak chcesz, to idź!
Ano przyszedł już z tego ogrodu po robocie, zmęczony, i położył się, nie dlatego, żeby usnąć, tylko żeby se odpocząć; tymczasem usnął. Więc ta matka przyszła pocichutku i zdjęła mu tę wstążeczkę i zawołała zbója, żeby mu oczy wydłubał. Ano zbój mówi tak:
— Ja mu wydłubię jedno, a ty mu wydłub drugie!
Tak ta matka zgodziła się na to, wydłubali mu oczy, położyli go na taczki i wywieźli nad morze na wysoką skałę. I tam go położyli, a ten zbój mu tak mówi:
— Zdechnij tu, psie, za krzywdę moich braci!
I zabrali się i poszli. Jak poszli, więc on leżał i okropnie jęczał. A wtym przejeżdżała jakaś bardzo majętna księżniczka z panną służącą w powozie i mówi tak:
— Słyszysz ty, Teodoro, jak tam coś jęczy na skale przeraźliwie? Boli mię to, boję się, prędko jedźmy! uciekajmy!
A ta panna służąca mówi tak:
— Nie bój się pani! można zobaczyć na skałę, co tam jest...
Ano więc ta księżniczka usłuchała i kazała lokajowi zajrzeć, co tam jest. Ano więc lokaj przychodzi i mówi do pani, że bardzo ładny chłopiec leży na skale i ma oczy wydłubane. Księżniczka kazała go sobie znieść. Znieśli jej i bardzo się jej spodobał. Więc ona mówi tak:
— Mam w domu krople żywe, to mu zaraz oczy wyrosną.
Ano więc wzięła tego chłopca do powozu i przyniosła do domu. Jak go zaczęła kurować, tak go wykurowała; dała go kształcić i zapowiedziała mu, żeby pamiętał, że go kształci nie dla kogo innego, tylko dla siebie. A on też z tego kontent był i cieszył się, że jak zostanie księciem, to się będzie mógł matce wynagrodzić za swoje oczy. Ano więc uczył się bardzo pilnie, księżniczka się bardzo cieszyła z tego; co on zechciał, wszystko mu dała, wszystko mu zrobiła. Więc jak już ukończył szkoły, wykształcił się, ożenił się z księżniczką, tak pojechał do tego zamku, gdzie matka jego była, ze służbą swoją.
Pojechał tam, akurat matkę zastał, jak siedziała na kanapie i rozmawiała z tym swoim panem. Ano więc tego zbója zabił, kazał wszystko, co było w zamku, powywozić, a matkę kazał obedrzeć do naga i na trzecim piętrze na ganku uwiązał ją na łańcuchu i postawił żelazną wannę i powiedział jej, żeby płakała przez 7 lat do tej wanny, póki pełna nie będzie, za jego oczy.
Ano i zabrał się i pojechał, a zamek zostawił pusty, tylko zostawił jednego starego chłopa, żeby podawał tej matce codziennie raz chleba i wody. I przyjechał do domu i opowiedział żonie, jaką pokutę matce zadał. A ta żona ciągle go molestowała, że zanadto ostro matkę ukarał, żeby ją puścił wcześniej niż przed siedmiu laty. A on mówi tak:
— Niech ci się o to, droga żoneczko, nie rozchodzi; chociaż ja jej sam wcześniej nie puszczę, to się sama urwie.
I tak się też stało. Matka nie chciała czekać siedem lat, bo się chciała zemścić na „swojem” synie, że ją tak srogo ukarał, i prosiła bardzo tego chłopa, naobiecywała mu stogi brogi, żeby ją puścił. Chłop ją puścił, ale później żałował, że go za to może czekać kara, poszedł do lasa i powiesił się. A baba z tego rada była, że jest wolna, i przyszła do syna prosić o przebaczenie, ale miała w sercu zemstę. Ano syn jej darował i ofiarował jej mieszkanie w oddalenia od siebie.
Ano więc, co sie nie robi! Raz tego syna nie było w domu, a żona jego po obiedzie spała na kanapie. Tak ta matka wzięła „siékiére,“ którą sobie dała dziś na jutro wybrusić, i przyszła niby to z odwiedzinami do synowej, ale jej służąca powiedziała, że pani śpi, że jej nie puści. A ona mówi:
— Ale co tam! przecież ja nie bede pani przeszkadzać w spaniu, puście mie! bo musze iść do niéj.
A tymczasem zapomniała się i wysunęła rękę z pod okrycia i pokazała wyostrzoną siekierę. A służąca krzykła:
— Gwałtu! zbój przyszedł, chce moją panią zamordować. A ja tobie dam! ty stara! tylko pan przyjedzie z polowania.
Wzięła starą w obroty i wyrwała jej siekierę z ręki, wrzuciła pod piec, a starą wypchnęła za drzwi, tak, że stara z okropnym krzykiem wyleciała, że ją synowa chciała zamordować. I wszyscy ludzie sądzili synową za najgorszą.
Przyjeżdża pan z polowania i zastaje swoją żonę bardzo chorą. I pyta się:
— Coście wy tu porobili? co się tu podziało?
A służąca opowiada, że: „Starsza pani przyszła ze siékiérą wyostrzoną w ręce i chciała koniecznie iść do pani, a że ja jéj nie pozwoliłam, wydarłam jéj siékiérę i wypchłam ją za drzwi: ta okropnego krzyku narobiła, że ją pani chciała zabić, i pani z tego chora jest, bo wszyscy ludzie gadają, że pani taka zła, że sie pani poważyła na matke siékiérę podnieść.“
Ano więc on prędko siadł na konia i pojechał do matki. Zastał matkę, jak się okropnie modliła; on wchodzi do izby i mówi tak:
— Oj! matko! matko! modlicie się pod figurą, a macie djabła za skórą.
Zaraz kazał tę matkę wziąć, związać jej ręce i zamknąć ją do takiej piwnicy ciemnej, gdzie życie skończyła zbójczyni stara; z czego się ludzie bardzo cieszyli, bo się przekonali, że nie synowa z piekła rodem, tajak matka mówiła, tylko matka zapora od piekła.
I tak żył później syn szczęśliwie, że mu nikt przeszkodą nie był.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Mátyás.