Strona:Karol Mátyás - Z za krakowskich rogatek.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mam w domu krople żywe, to mu zaraz oczy wyrosną.
Ano więc wzięła tego chłopca do powozu i przyniosła do domu. Jak go zaczęła kurować, tak go wykurowała; dała go kształcić i zapowiedziała mu, żeby pamiętał, że go kształci nie dla kogo innego, tylko dla siebie. A on też z tego kontent był i cieszył się, że jak zostanie księciem, to się będzie mógł matce wynagrodzić za swoje oczy. Ano więc uczył się bardzo pilnie, księżniczka się bardzo cieszyła z tego; co on zechciał, wszystko mu dała, wszystko mu zrobiła. Więc jak już ukończył szkoły, wykształcił się, ożenił się z księżniczką, tak pojechał do tego zamku, gdzie matka jego była, ze służbą swoją.
Pojechał tam, akurat matkę zastał, jak siedziała na kanapie i rozmawiała z tym swoim panem. Ano więc tego zbója zabił, kazał wszystko, co było w zamku, powywozić, a matkę kazał obedrzeć do naga i na trzecim piętrze na ganku uwiązał ją na łańcuchu i postawił żelazną wannę i powiedział jej, żeby płakała przez 7 lat do tej wanny, póki pełna nie będzie, za jego oczy.
Ano i zabrał się i pojechał, a zamek zostawił pusty, tylko zostawił jednego starego chłopa, żeby podawał tej matce codziennie raz chleba i wody. I przyjechał do domu i opowiedział żonie, jaką pokutę matce zadał. A ta żona ciągle go molestowała, że zanadto ostro matkę ukarał, żeby ją puścił wcześniej niż przed siedmiu laty. A on mówi tak:
— Niech ci się o to, droga żoneczko, nie rozchodzi; chociaż ja jej sam wcześniej nie puszczę, to się sama urwie.
I tak się też stało. Matka nie chciała czekać siedem lat, bo się chciała zemścić na „swojem” synie, że ją tak srogo ukarał, i prosiła bardzo tego chłopa, naobiecywała mu stogi brogi, żeby ją puścił. Chłop ją puścił, ale później żałował, że go za to może czekać kara, poszedł do lasa i powiesił się. A baba z tego rada była, że jest wolna, i przyszła do syna prosić o przebaczenie, ale miała w sercu zemstę. Ano syn jej darował i ofiarował jej mieszkanie w oddalenia od siebie.
Ano więc, co sie nie robi! Raz tego syna nie było w domu, a żona jego po obiedzie spała na kanapie. Tak ta matka wzięła „siékiére,“ którą sobie dała dziś na jutro wybrusić, i przyszła niby to z odwiedzinami do synowej, ale jej służąca powiedziała, że pani śpi, że jej nie puści. A ona mówi:
— Ale co tam! przecież ja nie bede pani przeszkadzać w spaniu, puście mie! bo musze iść do niéj.