Przejdź do zawartości

O cudownym obrazie Matki Bożej w kościele OO. Karmelitów w Białyniczach/Zabór kościoła w Białyniczach na cerkiew schyzmatycką

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Nowakowski
Tytuł Zabór kościoła w Białyniczach na cerkiew schyzmatycką
Pochodzenie O cudownym obrazie Matki Bożej w kościele OO. Karmelitów w Białyniczach
Data wyd. 1899
Druk Drukarnia Władysława L. Anczyca i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

X. LUCYAN GODLEWSKI W OSTATNIM ROKU ŻYCIA.

VIII. W końcu dopiero, prawie cudem, Opatrzność święta zesłała do Białynicz na proboszcza jakby anioła X. Godlewskiego (obacz w przypiskach jego nekrolog), który był ostatnim proboszczem przed zabraniem kościoła na cerkiew i który swoją świętobliwością i gorliwością uświetnił ostatnie chwile tego kościoła. Chwała atoli Boska, uroczyste nabożeństwa, oddawana cześć Matce Bożej w Jej cudownym obrazie, wspaniały kościół, pobożność garnącego się tu ze wszystkich stron ludu, przejęła Moskali z podjudzenia piekielnego taką niepohamowaną złością, że znieść tego wszystkiego nie mogli. Jakoż pierwszym ich czynem było podpalenie kościoła: i ze wspaniałego kościoła pozostały tylko gruzy i zaledwo wysiłkiem prawie nadludzkim z objętego płomieniem kościoła, ks. Godlewski zdołał wynieść Najświętszy Sakrament i cudowny obraz. Radość była wielka, schyzma zbrodnicza tryumfowała spodziewając się, że ze zniszczeniem kościoła, ustana w tych stronach nabożeństwa katolickie. Ale cóż! właśnie to spalenie kościoła jeszcze większą u wiernych rozbudziło pobożność w ich żałości za kościołem i X. Godlewski z pomocą całej Litwy, która go jak świętego uwielbiała, niezwłocznie przystąpił do odbudowania kościoła.
Kościół się wznosił, już prawie pod dach dochodził, cieszyli się pobożni. Ks. Godlewski po odprawieniu Mszy św. w kaplicy na cmentarzu, każdego dnia wchodził na rusztowanie, doglądał roboty i zachęcał pracujących do sumiennego jej wykonania. Jednym razem, gdy wedle zwyczaju na najwyższy szczyt rusztowania wstąpił, naraz deska pod nim oderwała się i wołając: Matko Boska ratuj mnie, runął na ziemię; prawdziwie cud to był, że przy życiu został, i tylko tym gwałtownym upadkiem tak się wnętrzności wstrzęsły, że odtąd musiał nosić obręcz żelazny. Lecz z jakiegoż powodu ta deska oderwała się? Niestety, widoczna była w tem ręka zbrodnicza. Dochodzenie wykazało tylko, że ktoś umyślnie osłabił umocowanie deski, lecz kto? z powodu wielkiej liczby robotników — niepodobna było wyśledzić. Jasna jednak rzecz była, czyja to była sprawa — oczywiście tych, którzy się spodziewali, że ze śmiercią ks. Godlewskiego, nie odbuduje się kościół. A jednak za przyczyną Matki Bożej w Jej cudownym obrazie, kościół stanął, jeszcze wspanialszy od dawnego. Było w nim 7 oltarzy: 1) Wielki, Matki Boskiej, 2) św. Józefa, 3) św. Eljasza, 4) św. Antoniego, 5) Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej, 6) św. Magdaleny de Pazis, Karmelitanki, 7) Pana Jezusa Antokolskiego. Do wielkiego jednak ołtarza nie wstawił cudownego obrazu ks. Godlewski. Widząc jak schyzma czyhała na Białynicze, obawiał się i jakby przeczuł, że po jego śmierci kościół będzie zabrany. Otóż z obrazu cudownego kazał zrobić kopię i tę wstawił do ołtarza, a sam obraz pokryjomu zabezpieczając go, wywiózł z Białynicz i ukrył w miejscu bezpiecznem, gdzie i dotąd zostaje. Ks. Godlewski miał lat 60, zdrowia był silnego, można było się spodziewać, że jeszcze długo pożyje. Tego jednak doczekać mu schyzma nie dopuściła. Najprzód popi z całej Białorusi, pozbierawszy od urzędników moskiewskich podpisy, podali do gubernatora Beklejmiszewa prośbę, że dla podtrzymania w tym kraju schyzmy konieczną jest rzeczą zabranie kościoła białynickiego, w którym katolicyzm z całego tego kraju ma swoje główne ognisko. Gubernator przesłał tę prośbę do Petersburga do ministra i otrzymał pozwolenie na zabranie kościoła, ale pod wyraźnym warunkiem, żeby się to zabranie kościoła odbyło spokojnie bez zaburzenia ludu. Jednak trudno było się spodziewać, żeby ks. Godlewski dopuścił zabrania kościoła bez oporu; jakoż na wiadomość o zamiarze tym, oświadczył był, że dopokąd żyje tego nie dopuści i przygotowany jest i on i wszyscy z okolicy wierni życie położyć w obronie kościoła. Cóż wobec tego mieli czynić Moskale? Zrezygnować z zamiaru zabrania kościoła nie chcieli i czekać aż umrze ks. Godlewski zdawało się im za długo. Ha! więc lepiej pozbawić go życia! I dokazali tego, zadając mu truciznę nagłą. Jak się to stało, jak tego dokazali — były poszlaki i pewność zbrodni. Ks. Godlewski życie świątobliwe zakończył r. 1876 d. 10 lutego o godzinie dziewiątej wieczór i zaledwo ks. Strzegowski starszy wikarynsz jego miał czas mu udzielić ostatnie namaszczenie. Pogrzeb odbył się 14 t. m.; pochowany został na cmentarzu. Ostatnią posługę oddał mu przybyły z Mohylewa dziekan katedralnej kapituły ks. Stefan Demisiewicz. Na grobie wystawiono pomnik z wizerunkiem jego. Z całej okolicy, kto tylko żył, przybył na pogrzeb. Płacz był powszechny, prawie rozpaczny; wiedziano dobrze, że ze śmiercią X. Godlewskiego znika ostatnia obrona kościoła.

Jakoż niedługo, mianowicie w nocy z 11-go na 12-go kwietnia w przewodnią niedzielę przybyli urzędnicy — i zażądali od ks. Strzegowskiego kluczy od kościoła — niestety bez żadnego oporu klucze wydane zostały; drugi zaś wikary ks. Podberezki jeszcze gorzej się znalazł; na rozkaz tych urzędników poszedł do kościoła i spożył komunikanty. Jakkolwiek to się działo skrycie, w cichości, ale dowiedzieli się mieszkańcy miasteczka i gromadnie przybiegli rychło lecz cóż? Na nie innego zdobyć się nie umieli — tylko na płacz i jęki rozpaczne. Nie bronili kościoła – bali się – i nie było nikogo, coby się zdobył na odwagę – i przykładem swym pociągnął innych do stawienia skutecznego oporu. Najwięcej atoli zawinili obaj księża. Po co było oddawać klucze? Nie śmieliby Moskale wyłamywać drzwi kościelnych i nie targnęliby się na Najśw. Sakrament. Zwłaszcza, że minister pozwolił na zabór kościoła, ale pod warunkiem, żeby z powodu tego zaboru, nie nastąpiło zaburzenie. Otóż opór wywołałby to zaburzenie i nie dopuściłby dokonać gwałtu i owszem zabezpieczałby kościół od następnych zamachów. Żeby Moskale przy zaborze każdego kościoła spotkali taki opór jak w Krożach, ileżżby to ocalało kościołów.
Działo się to jak przytoczyliśmy r. 1876, w nocy, po złodziejsku, pomimo, że Gorczakow w memorandum swoim, w odpowiedzi na Exposé 1866 r. Piusa IX. powiada, że żaden czyn jego dostojnego pana nie obawia się światła (aucun des actes de son auguste maître ne rédoutait la lumière) – bezczelne kłamstwo.
Opis ten mój historyczny o cudownym obrazie Matki Bożej w Białyniczach skończony, lecz cuda Matki Bożej w tem Jej cudownym obrazie – chociaż dziś ukrytym — niezakończone — ufajmy!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edward Nowakowski.