O Poezji Żydowskiéj

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł O Poezji Żydowskiéj
Pochodzenie Improwizacje dla Moich Przyjaciół. Xiążeczka do zapalania fajek
Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1844
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Szpargał Ósmy.


O POEZJI ŻYDOWSKIÉJ.
Z piasku bicza nie ukręcisz.

Wieczną będą dla nas żydzi zagadką, bo się nad nimi nikt zastanawiać nie chce: każdego odstręcza zapach cébuli, brudy i trudności, które się spotykają na téj drodze zalanéj pomyjami, najeżonéj brodami, zawalonéj komentarjuszami talmudu.
U nas to osobliwie zasługują oni na uwagę, gdyż uporczywie stojąc przy dawnych zwyczajach i ciemnocie, zostawili w sobie nam ślady stanu swego w wiekach przeszłych.
Żyd dzisiejszy, śmiało mówić można, jest ten sam, jaki był w Polsce przed dwiestą laty; z tą tylko różnicą, że dawniéj trochę więcéj jeszcze jak dziś nim pogardzano i srożéj ciemiężono.
Przenieśli oni z dawnych wieków wszystkie dzikie swoje przesądy, i strój nawet ten sam zachowali; ubior ich dzisiejszy jest z małą tylko odmianą dawnym strojem polskim i czarność jego nawet nie ma w sobie nic odrębnego, gdyż to był kolor nietylko u nas, lecz i w całéj Europie, przez dość długi czasu przeciąg upowszechniony.
Lud ten po dziś dzień w dzieciństwie zostający, nietknięty cywilizacją, zdaje się, jak wszystkie ludy, powinienby mieć swoję poezję, tę cechę dzieciństwa; lecz ściślejsze badanie przekona łatwo, że cały ich skarb poetycki zamknięty jest w Biblji Starego Zakonu i komentarjuszach na nią, znanych pod licznemi nazwaniami. Oni, jak jabłko niedojrzałe, zgnili, nim dorośli; całe życie ich brudne, nudne i jednostajne, jest czystą prozą; nie mają pieśni; podania ich są dzikie lub z pospolitych źródeł czerpane; nie zastanawiają ani nowością pomysłów, ani nawet zatrudnić mogą badacza, bo każdy łatwo dojdzie, zkąd, jak i kiedy bajka urosła.
Życie żyda jest istném nieszczęściem; rodzi się pospolicie w brudach i nędzy, z kolebki przechodzi w ręce szpektora, który jedną tylko książkę czytać umie, potém puszcza się na szachrajstwa; żenią go, dostaje dom osobny, dwa brudne łóżka z piernatami, kilka mis cynowych, kociołek do wody, łapserdak codzienny i odświętny, które sprzęt jego cały składają. Żyje z żoną niezmiernie prozaicznie i kończy karjerę na wzbogaceniu się lub wpadnieniu w straszną nędzę. Panującą w nim namiętnością jest chęć zysku; przywiązanie do osób, jest tylko prostą formą, a nie żadną miłością.
Przykuty do ziemi, jeśli się myślą wyżéj unieść zechce, co rzadko bywa, wystawia sobie niebo synagogą oświeconą miljonem świéczek łojowych, sadzi tam Szarobora, Lewiatana, mierzy wielkość bóstwa łokciem, duszę karmi kuglem i łokszynem. Zabobonny i lękliwy, podły i nikczemny, ciągły niewolnik własnego położenia, tai się ze wszystkiém, modli się gorliwie, oszukuje każdego, przysięgając przekręca głoski, aby nie dotrzymać przysięgi, kłaniając się nizko, stuka pantoflami i przeklina. Można-li szukać poezji u takiego ludu? Bez wątpienia, ma on swoję oddzielną, cale oryginalną, napiętnowaną excentrytyzmem poezją; i chociaż jéj nie śpiewa, nie pisze, zmyślenia te z ust do ust lecą i przebiegają wieki, coraz bogatsze, ubarwione w nowe wymysły i dodatki.
W złe duchy wierzą oni najuroczyściéj, dozwalają im zaludniać podziemne lochy; bywały nawet przykłady, że żydzi toczyli sprawę z duchami, że w szkole stawał przed sąd zapozwany żyd z jednéj, a z drugiéj strony za przepierzeniem lub przewieszoném płótnem, duch. Żyd może pożyczać nawet od niego pieniędzy, ale kiedy na termin nie odda, bądź mi zdrów! Są duchy złe ze wszystkiém i miernie złe; rodzą się one róźnemi sposobami: rzucony obcięty paznogieć na ziemię rodzi zaraz djabła; dla tego też żydzi obcięte paznogcie w ogień rzucają[1].
Uczony żyd boi się djabła nadzwyczajnym sposobem; jak tylko się zmierzchnie, za próg sam jeden się nie ruszy. Dają temu za przyczynę, że szatan nie tak czyha na głupiego żyda, bo mniéj ma ztąd chluby, jeśli go podbije; szuka on większéj sławy, zasadza się na rabinów i tych przemądrych, co całe życie ślepią nad komentarzami, nie jedzą, nie piją, i najczęściéj warjują nakoniec, co u nich nazywa się najwyższym stopniem uczoności.
Zapomniałem powiedzieć, jak żydzi tłumaczą warjacją, czyli pomięszanie zmysłów. Utrzymują oni, iż kiedy druga jaka, cudza, wędrująca dusza zajdzie do jakiego ciała, w którém już wprzód inna obrała mieszkanie, wówczas człowiek traci przytomność i warjuje.
Niéma nic dziwnego, że z dawnych zasad żydzi zatrzymali w części wiarę w metampsychozę; przekonani są, że kto nie dożył przeznaczonych sobie lat na świecie, ten musi drugi raz na ten świat fatygować się i dokończyć swojéj miarki. Zdarza się, iż dusza za karę do źwierzęcia jakiego się przenosi.
Istnie poetyczne są wyobrażenia o mocy uczonych, o ich władzy nad światem umysłowym i krainą duchów; ten, który doszedł do pewnego stopnia doskonałości, może, według nich, cudów dokazywać. Światby się nie ostał, mówią oni, gdyby na nim nie było ciągle siedmdziesiąt dwóch bardzo mądrych żydów; jak tylko z nich który nogi zadrze, drugi rodzić się musi, aby go zastąpić.
Mądry doskonale żyd ma na swoje usługi kopami aniołów i duchów.
Jeśli mu się podoba, lepi sobie bałwana z gliny, pisze jedno słówko na kartce, przylepia mu ją na czole, każe chodzić, robić co mu się podoba, a bałwan gliniany słucha go jak najdoskonaléj, póki tylko ma kartkę na czole; jak się tylko odlepi, pada i żyć przestaje, póki znowu ruszyć mu się nie każą.
O krainie duchów dziwy plotą, jak oni tam żyją, jakie mają pałace, jak się starają zwabić sobie ludzi płci obojéj, jak u nich człowiek jest drogi, jak dostawszy się tam przypadkiem, chcąc być uwolnionym, broń Boże, nic jeść nie trzeba, choćby nawet gotowaną rybą lub innym jakim przysmakiem traktowali.
W takich to bajkach cała poezja żydów, nosząca na sobie cechy pochodzenia wschodniego i wpływu krajów, w których przemieszkiwała. Nie znajdziesz w niéj nic nowego; każdéj baśni można naznaczyć początek, można inne podobne innych ludów zacytować; po ściślejszym rozbiorze, małoby się im pono zostało własnych utworów, a i te niewieleby warte były. Pamiętają dotąd Esterkę, wspominają z westchnieniem jéj czasy i mają nadzieję, że się kiedyś z procentem powrócą, a syn Izraela całą ziemią władać będzie i srodze uciemiężać Goimów. Tymczasem w oczekiwaniu Messjasza i panowania nad światem, pocieszają się w ucisku, wyduszając z ludzi ostatni grosz i krwawą ich pracę.








  1. Rodzą się także złe duchy z rozbitych czerepów i wszelkich naczyń; biéda, kto co stłucze!!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.