I w sennych marzeń mgle przezroczystéj Obaczył kraj swój ojczysty.
Ziemię snów jego Niger szeroki Błękitną wstęgą przegradza;
Śród drzew palmowych dumnemi kroki On znów się, jak król przechadza.
I słyszy z dala karawan dzwonki Z góry płynące, przez łąki.
Znów swą królowę czarnoźrenicę, Ogląda w dzieci swych gronie;
Zwisły u szyi, całują lice, Czule ściskają mu dłonie.
Łzą się śpiącego wilży powieka, Łza jego w piasek przecieka.
I chyżą jazdą cwałuje potem Zielonym brzegiem Nigrowym,
Okiełzał konie wędzidłem złotem, I jakby w marszu bojowym
Czuje, jak kindżał przy jego boku Rumaka tłucze w poskoku.
Jak purpurowe przed nim sztandary Flamingów stada się noszą;
A w ślad za nimi, przez puszcz obszary Z dziką ugania rozkoszą,
Aż ujrzał zdala Kafrów osady I ocean modro-blady...
I słyszał nocą ryk lwa z gęstwiny, Przeciągłe hyeny wycia,
Hipopotama co łamie trzciny, Gdy z fal wychodzi ukrycia...
I przeciągają gwary te zmienne Jak bębnów bicie wojenne.
Bór stutysięcznym swoim językiem Wolności hasło mu głosił;
Wicher po puszczy przeciągłym rykiem Wolności okrzyk roznosił,
Aż uśmiech senną twarz opromienia Na te burzliwe ich pienia.
I już go skwary nie dręczą dzienne, Dozorcy bicz nie ocuca;
Śmierć oświetliła obrazy senne A ciało leży bez duszy
Jak rdzawy łańcuch, który duch kruszy I precz od siebie odrzuca.