Ach słusznie płaczesz! bo i długie były, I bez żelaza same się toczyły,
Tak cienkie przytym, że je z ręki drżeniem Służebna panna dzieliła grzebieniem.
Nie żółte jak wosk, nie czarne też zgoła; Ale jak z złotem zmieszana więc smoła;
Z takiemi Wenus rodziła się z piany; Takiemi Bachus zarasta pijany,
W takiéj ozdobie Apollo bez brody, Z wschodowej na świat dzień przywozi wody.
Choć włosy spadły, nie przepadły wniki, W które powolne łowisz niewolniki;
Każda część (że ich wyliczać nie będę) Gładkości twoich chwyta nas na wędę.
Byłem sam przy tym, widziałem, gdy z głowy Kosztowne na dół leciały osnowy,
I rzekłem: wolne uwiodłem z twéj grozy Serce, bo go te trzymały powrozy.
Jakoż, i chciałem uwieść; ale lotne Oczy rzuciły okowy nowotne;
Które jak w swoje zaciągnęły węzły, Potężniéj z sercem i myśli uwięzły.
Nie płacz-że tedy, wkrótce złote nici, Jakiemi słońce światu nie rozświéci,
Czesząc, przypomnisz sobie moje wróżkę. A teraz chcesz-li, żebyć tę przegróżkę
Niebo w sowitym nadgrodziło włosie, Daj mi te, które leżą na pokosie,
I pomotawszy ten dar w węzłów wiele, Wdziéj mi na ręce niezbyte manele;
A oraz wdziejesz na szyję okowy, Na serce pęto; skąd więzień nie nowy
Przyznam (na sławę twoje proszę o to): Żem jest niewolnik kupny za to złoto.