Morituri/Część pierwsza/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Morituri
Wydawca Wydawnictwo M. Arct
Data wyd. 1935
Druk Zakłady Wydawnicze M. Arct Sp. Akc.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Gdy się to działo w gospodzie, a ksiądz sufragan z niespokojnem razem i wdzięcznem Bogu sercem szedł odprawiać uroczyste w kolegjacie nieszpory, zwykły kontyngens pobożnych, który zawsze na wielkie święta zwykł przyjeżdżać z Brańska, zjawił się nareszcie. Koczyk czterokonny wiózł księcia generała, a bryka, idąca za nim, pana Wincentowicza, Burskiego (z legją honorową) i księdza Serafina. Było też we zwyczaju, iż z Brańska pożyczano na te dnie księdzu sufraganowi wszystkiego, czego mu brakło: srebra stołowego, bielizny, szkła, przywożono rybę, drób, masło i inne potrzeby kuchenne. I tym razem nic nie chybiło; bryka była pełna, a jechał na niej kredencerz Jacek. Księżniczka Stella przysłała prócz tego galarety, konfitury i soki. O jutrzejszy więc obiad, który kucharz z Brańska także miał gotować, mógł ksiądz sufragan być spokojny. W progu domu wychodzącego przywitał generał pocałowaniem ręki.
— Jak się masz? Nie mam czasu, bo na nieszpory dzwonią, — odezwał się biskup pośpiesznie cichym głosem — to ci tylko powiem w dwóch słowach; w miasteczku wypadkiem nocuje hrabia Mościński, ten który się to był wyniósł na Podole. Jedzie z córką, jedynaczką, do Warszawy. Córka, jak mi sam oświadczył, będzie miała parę miljonów posagu. Powinieneś mnie zrozumieć; hrabia, jako powinowaty nasz, bardzo był ze mną czuły. Niech cię Bóg błogosławi!
To wymówiwszy pośpiesznie, ksiądz sufragan przywołał kapelana Abłamskiego, aby mu rękę podał i, nie odwracając się już, drobnemi kroczkami pobiegł ku kolegjacie.
Generał stanął, uderzony tą wiadomością, w progu i na chwilę pozostał, jak wryty. Potrzebował zebrać myśli. Oczywiście coś tu było do zrobienia, należało uczynić krok stanowczy, ale jak? Zbyt się narzucać nie wypadało, zaniedbać nie godziło. Generał spojrzał na swe ubranie podróżne, strzepnął pył, podumał, zadysponował tylko ludziom, dokąd rzeczy znieść mieli i, jak stał, poszedł zaraz na miasto.
— Nie trzeba okoliczności zaniedbywać — rzekł. — Dwumiljonowa dziedziczka! jakby ją tu umyślnie w porę Opatrzność zesłała. Pójdę do Mościńskiego się przypomnieć, zobaczymy!! Gdyby Robert mnie był posłuchał i przejechał się ze mną na odpust... ale nie, nie chciało mu się, ziewnął i wolał w domu pozostać.
Zszedłszy z grobelki, wiodącej do miasta, u pierwszego żydka dopytał się łatwo generał, dokąd one państwo podróżne zajechało; znał doskonale zajazdy, poszedł więc bez wahania. W bramie gospody stał kamerdyner hrabiego. Kazał się zameldować. Słychać było wielki ruch w pobliskiej komnacie, drzwi się otworzyły i hrabia wzruszony, rozradowany, z roztwartemi rękami wybiegł, by wprowadzić pana generała. Tymczasem miss Burglife i panna Zwolska poprawiały ubranie na pannie Alfonsynie i na sobie, uprzątały tłumoczki podróżne... biegały, aby izbę jak najprzyzwoitszą uczynić na przyjęcie gościa.
— Cóż to za szczęście, — począł książę generał, rzucając się w objęcia hrabiego — tylko co się dowiedziałem od brata, lecę co prędzej, aby was złapać! Przedstawże mnie córce.
Panna Alfonsyna stała przed kanapą z dość wymuszoną postawą, z twarzą pochmurną, oczekując na zapowiedzianego księcia, lecz że słyszała o służbie wojskowej Roberta, a tu ją uderzył tytuł generalski przybyłego, była najpewniejsza, że zobaczy przed sobą młodego człowieka. Generał, ów zachwalony przez ojca ulubieniec wielkiego świata (o kawalerze maltańskim zapomniała), wydał się jej dziwnie stary. Zdumienie odmalowało się na jej twarzy, lecz ojciec zaprezentował księcia dobitnie i rozproszył wątpliwości. Książę przywdział najwykwintniejszy swój uśmiech i przypomniał sobie dawne salony paryskie, usiłując przybrać ton ich właściwy.
— Przepraszam państwa najmocniej za tę napaść w chwili, gdy spoczynku potrzebujecie — zawołał, siadając na podanem krześle. — Dowiedziałem się od brata mego, księdza sufragana, o bytności państwa i chciałem mieć to szczęście powitać kochanego kuzyna, złapać go choć w przejeździe. Bardzom szczęśliwy, że mi się to udało. Ale pani zmęczona drogą!
— Alfonia moja niezdrowa... tak delikatna biedaczka, nerwowa, a tu drogę mieliśmy do przebycia piekielną.
— Na to doskonałą miałbym radę. Niewielebyście państwo zboczyli z drogi, zajeżdżając do Brańska, tam byłby wypoczynek wygodny, a moja bratanka, księżniczka Stella, miałaby prawdziwą przyjemność poznania kuzynki i troskliwego jej pielęgnowania.
Ojciec spojrzał ku córce błagająco prawie — niezmiernie mu się chciało zawieźć ją do Brańska, lecz sam ani się mógł odważyć zaproponować, czekał wskazówki od najukochańszego dziecka. Miss Burglife oczy miała spuszczone na końce rękawiczek, któremi się bawiła, panna Alfonsyna milczała długo. Naostatek głos suchy, chłodny, wymuszony dobył się z ust jedynaczki:
— Tylebyśmy księstwu zrobili subjekcji...
Był to znak bardzo dobry.
— Hrabianko dobrodziejko, — przerwał generał — subjekcji najmniejszej; pałac w Brańsku może państwu bez uszczerbku dla swych mieszkańców ofiarować dziesięć pokojów na cały rok. Jesteśmy urządzeni na wsi tak, że nam choćby kilkanaście osób przybyłych żadnej nie czyni różnicy. Ma foi! księżniczka Stella miałaby towarzystwo, Brańskby się ożywił, a pani mogłabyś po nużącej podróży wypocząć. Jestem natarczywy, — dodał generał — ale mam do tego pewne prawo, będąc krewnym.
Hrabia, który znał dobrze córkę, łatwo dostrzegł, iż odwiedziny u księstwa wcale jej wstrętliwe nie były, drożyła się tylko jeszcze; ojciec więc mógł śmiało teraz użyć swej powagi, wiedząc, że mu ani córka, ani miss Burglife wyrzucać nie będą nieprzyzwoitego znalezienia się.
— Mości książę, — odezwał się — pokusa to dla nas wielka, ale obawa zarazem nadużycia ich łaskawych względów... Musimy się namyślić do jutra. Bardzobyśmy radzi korzystać z jedynej może sposobności zbliżenia się i poznania tak czcigodnego domu.
Generał wstał poczciwego hrabiego uściskać i pocałował w rękę wysznurowaną Alfonsynę, — czuł, że wygrał sprawę, i był bardzo szczęśliwy. Zaczęła się rozmowa urywana, wesoła, w którą kiedy niekiedy sztywne słówko wrzuciła hrabianka, a że książę generał jakimś instynktem grzeczny był bardzo i dla miss Burglife, jakby przeczuwając wpływ jej przeważny w rodzinie, udało mu się pozyskać sobie wszystkich. Blask książęcego imienia, miłe obejście generała, humor jego żołnierski, który z rubasznem nieco usposobieniem hrabiego się zgadzał, wszystko to razem przyczyniło się do wyjścia zwycięskiego z próby, do której największą przywiązywał wagę. Nie był wprawdzie na nieszporach z tego powodu, gdyż się zbyt długo zabawił w gospodzie, ale i Pan Bóg, i ksiądz sufragan musieli mu to przebaczyć, poświęcił się bowiem dla dobra rodziny.
Gdy wkońcu dobiwszy targu i uzyskawszy słowo hrabiego i hrabianki, że przez jutro spocząwszy w miasteczku, pojutrze udadzą się z nim razem do Brańska — wyszedł triumfujący z gospody, dążąc co najprędzej na sufraganję, można go było sądzić o lat dziesięć odmłodzonym, tak raźno kroczył i wysoko niósł głowę. Nie ulegało już wątpliwości dla niego, iż Robert potrafi się podobać, że Alfonsyna zostanie podbita i że miljony poczciwego hrabiego uratują dom książęcy od upadku.
Ażeby to wszystko przyprowadzić do skutku, książę generał wiedział dobrze, iż potrzeba było olśnić, wystąpić pańsko, pokazać się w jak najlepszem świetle, a nie dopuścić, ażeby hrabia zasięgał nazbyt szczegółowych wiadomości zboku o stanie majątkowym Brańskich. Należało natychmiast uprzedzić brata i synowca, aby ich te odwiedziny, niby niespodziewane, nie pochwyciły wszakże nieprzygotowanymi.
Dobiegłszy do sufraganji, generał zastał już brata, odpoczywającego po nieszporach. W sali zebrane było liczne duchowieństwo, które ksiądz Abłamski, w zastępstwie zmęczonego biskupa, przyjmował. Książę prześlizgnął się tylko przez nią i pośpieszył do brata promieniejący.
— Księże biskupie dobrodzieju! — zawołał. — Każ mi dać pióro i kałamarz, muszę natychmiast pisać do Roberta do Brańska. Udało mi się uprosić hrabiego i hrabiankę.
— Mój drogi, jakże ta jedynaczka wygląda? — spytał niespokojnie sufragan. — Czy nie ułomna?
Generał chwilę się namyślał.
— Ułomna nie jest, — szepnął — ale, ma foi, bardzo powabna także nie. No, dziedziczka dwóch miljonów nie potrzebuje wdzięków. Znać tylko, że trochę rozpieszczona. Ma przy sobie jakąś Angielkę, która tam, jak się zdaje, fait la pluie et le beau temps. Tem lepiej, osoby tego rodzaju zyskują się zwykle grzecznością i podarunkami. Ojciec ma się za najszczęśliwszego, że do Brańska jedzie. Niepodobna wszakże, by nas schwycili tak à l’improviste, trzeba Roberta uprzedzić. A! gdyby on tylko chciał mieć rozum!
— Pomodlimy się na tę intencję, — z głęboką wiarą odezwał się biskup — tu widocznie jest ręka Opatrzności. In te speravi, Domine, non confundar in aeternum. Wszystko to nosi cechę nadzwyczajności, widoczna łaska Boża nad domem naszym.
— Ja to widzę, — powtórzył generał — ja w to wierzę, ale zarazem muszę uczynić, co po ludzku należy zrobić, aby dobry skutek zapewnić. Na całą noc wysyłam posłańca do Brańska, niech się trochę przygotują.
Ksiądz sufragan sam poszedł szukać pióra i kałamarza, zadzwonił o świecę, posadził księcia generała i wyślizgnął się do duchowieństwa, aby mu nie przeszkadzać. Książę Hugon siadł i następujący list wystylizował do ks. Roberta:
Cher Prince! — Nadzwyczajny a bardzo szczęśliwy, zdaniem księdza sufragana i mojem, skład okoliczności zmusza mnie zamącić błogi twój spokój zawiadomieniem, iż pojutrze we środę przywiozę gości do Brańska. Goście to pożądani, których powinniśmy przyjąć avec toute la cordialité possible, avec une hospitalité princière. Zrozumiesz mnie, gdy ci powiem, że wiozę złapanych na drodze hrabiego Mościńskiego, un bonhomme deux fois millionnaire, kuzynka naszego, a ojca córki jedynaczki. C’est tout dire! Mój drogi Robercie, w tobie nadzieja, że tę dziedziczkę pięknego mienia i dobrego imienia potrafisz zachęcić, aby na dłuższy pobyt wróciła do Brańska. Je vous conjure, et somme au besoin, abyś list mój szambelanowi przeczytał. Czekajcie na nas pojutrze, a jeśli można (nie rozumiem w takim razie nieprawdopodobieństwa), rozstawcie konie, tak, żeby w karczmach zabielskich było najmniej piętnaście pod ekwipaże hrabiego. Konie muszą być jak najlepsze, uprzęże i służba, którejbyśmy się nie wstydzili. Dla hrabiego i hrabianki apartament gościnny na dole niech panna Antonina wyświeży i uczyni jak najbardziej eleganckim. Panna lubi błyskotki i wytworność, jest delikatna, potrzebuje wygód. W jej towarzystwie jedzie nauczycielka, ulubiona ojcu i córce, od której wiele bardzo zależy. Dla niej pokój jak najwygodniejszy — comfortable. Śpieszę z wyprawieniem listu tego, a obawiam się, bym o czem ważnem nie zapomniał; zaklinam cię, abyś sobie mych próśb nie lekceważył. Ksiądz sufragan łączy prośby swe do moich. Cher Robert, ważność tej chwili i tego wypadku nie jest chorobliwem marzeniem starego kawalera maltańskiego, c’est une réalité. Spodziewam się, że zechcesz to zrozumieć i ściskam cię serdecznie“.
List tejże nocy wyprawiony został do Brańska.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.