Milczenie (Norwid)/Część druga

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Cyprian Kamil Norwid
Tytuł Milczenie
Pochodzenie Dzieła Cyprjana Norwida
Wydawca Spółka Wydawnicza „Parnas Polski”
Data wyd. 1934
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

II.
CZĘŚĆ DRUGA, WŁAŚCIWA:
GRAMATYCZNA, FILOZOFICZNA I EGZEGETYCZNA.

Niech pp. gramatycy zechcą wytłumaczyć wszystkim lingwistom Europy i Ameryki, tudzież wszystkim osobom umiejętnym, jak to się zrobiło, że cała jedna część mowy jest opuszczona we wszystkich gramatykach wszystkich języków?
Czy nie byłoby to z przyczyny, iż nienazbyt często oneż gramatyki dają definicję części mowy?...
Nic tego nie wiem... Sam zaś, o ile dane mi jest znać, głoszę, iż cała jedna mowy część jest z dotychczasowych gramatyk wypuszczoną. I to ta, na której buduje się i osklepia frazes — i nietylko nawet jeden frazes, lecz i następnego logiczne zagajenie, i trzeciego, i czwartego wątek etc... Częścią tą mowy jest: przemilczenie... Montesquieu[1] nie powiada nic nieznanego, skoro mówi, iż daleko więcej od mówienia wyrazić może i wyraża nieraz milczenie. Lecz, otóż to jedno tylko gdyby jego było atrybutem i świadectwem, jużci, że to, co od mówienia więcej wyrazić może, musiałoby być mówienia częścią. Pretensja zdaje się być dosyć usłusznioną.
Milczenie więc, a mówiąc w zastosowaniu praktycznem, przemilczenie, jest niezawodnie częścią mowy. Prawda nazbyt duża, ażeby jej nie przeczuwali pp. gramatycy, i ażeby nie podejrzewali, że jest jeszcze coś semipsychologicznego[2] do objęcia; ale poczęli sobie oni w tym względzie najniezgrabniej i prawie zabawnie, bo uczynili częścią mowy wykrzyknik. Zaś wykrzyknik nietylko policzać trudno do zasadniczych gramatyki posiadłości, z przyczyny, że jest on pozaskładniowym, bo cały się na wyrzutniach i niegramatycznościach buduje, ale i z tej, że, właściwie mówiąc, tylko tam brzmi wykrzyknik, gdzie nie jest deklamacyjnie zastrzeżonym i nakreślonym, lecz, gdzie sam z ustroju słów gwałtem się wyrywa... Są wprawdzie osoby, które dwa i trzy wykrzykniki w jeden punkt kładą, ale to wcale rzeczy nie pomaga, ani nic w niej nie wzmacnia.
Co więcej, wykrzyknik nietylko powodować nie zwykł następstw budowania wypowiedzeń, lecz właśnie, że je zatrzaskuje i urywa. Nie można więc było niewłaściwszego zrobić wyboru.
Inaczej zupełnie jest z przemilczeniem, które, (według mojego twierdzenia) będąc żywotną częścią mowy, daje się naprzód w każdem zdaniu wyczytać, a potem jest logicznym następnego zdania powodem i wątkiem. Tak, iż to, co drugie z porządku zdanie głosi i wypowiada, było tylko co pierwszego zdania niewygłoszonem przemilczeniem, a to, co trzecie mówi zdanie, leży w drugiego przemilczeniu, a co czwarte, w trzeciego... i tak, aż do dna treści, która tym dopiero sposobem jest rzeczywiście wyczerpaną na mocy logiki w takowym procesie dotykalnie objawiającej się.
Pp. gramatycy zaprzątać się zwykli jakąś abstrakcyjną mową, której niema. Mowa, dlatego, że jest mową, musi być nieodzownie dramatyczną! I jakże byłaby inaczej mową? Monolog nawet jest rozmową ze sobą albo z duchem rzeczy. Zdania tak abstrakcyjnie bladego, któreby wcale nie przynosiło ze sobą przemilczenia, prawie niepodobna jest wymyśleć! I gdyby się takowe złożyć udało, to musiałoby ono być nienależącem do ogółu żadnej żywotnej mowy.
Skoro mówisz: «Jakże mi się miewasz, przyjacielu?», przemilczane w tem jest:
— Dość dawno cię nie spotkałem lub nie widziałem, ażeby tem żywiej zapytać — «Jakże mi się miewasz przyjacielu?» — A to przemilczenie wstępne będzie zaraz wygłosem zdania następnego, i tak dalej.
«Jakże mi się miewasz, przyjacielu? Albowiem dość dawno nie widziałem ciebie, ażeby tem żywiej o to pytać».

Podobnież i w następnem zdaniu:
— Nie należy być o wiele jaśniejszym od przedmiotu — przemilczane jest:
Przedmiot każdy ma sobie odpowiedni stopień światła, pod którego wpływem najstosowniej przedstawia się — a przeto:
«Nie należy być o wiele jaśniejszym od przedmiotu» i t. p... — Czyli, toż samo wybrzmi przy następnem rozwinięciu rzeczy i przy stopniowej przemianie przemilczeń na wygłosy:
— Nie należy być o wiele jaśniejszym od przedmiotu, każdy albowiem ma sobie odpowiedni światła stopień, pod którego wpływem się najsłuszniej przedstawia, i t. p.
Z tej to pochodzi właśnie przyczyny, co Montesquieu za innymi powiada o wyrażeniu mocy, właściwej przemilczeniu. I tę to więc moc jużci że posiadać musi przemilczenie, skoro (jak okazaliśmy wyżej) radykalny ma związek tak z każdem pojedyńczo zdaniem, jak i z całością budownictwa mowy, jakżeby cośkolwiekbądź uwyraźnić było w możności?...

Gramatyczne i logiczne nasze w tym przedmiocie poglądy cokolwiek może skąpo, lecz stosownie do objętości niniejszego pisma na tych to skreślonych powyżej zamykając, przejdźmy do egzegetycznej i filozoficznej tegoż obrazu części.

Filozoficzne Pitagorasa milczenie (którego znaczenia dotąd nie wyjaśniła żadna egzegeza)[3] przychodzi nam tu opowiedzieć i sprawozdać na mocy osobistych naszych poszukiwań. Niekoniecznie dlatego ażebyśmy to milczenie mieli za Pitagorasa i jego zwolenników pomysł i wynalazek, tylko z tej przyczyny, że do nas doszła wiadomość o niem przez tę drogę, bo my przez historję pitagorejczyków o tej praktyce dowiedzieliśmy się. Rzecz zaś sama ani nawet egipską, nietylko grecką i pitagorejską nie jest, lecz z najstarszych azjackich religijno-filozoficznych teoryj i praktyk płynie, a dopiero zaczerpnął jej był Pitagoras w Babilonie za czasu swej wędrówki i niewoli.
Lecz czy nawet dziś, przy zupełnem rozbałamuceniu czytelnictwa, może znaleźć się taki lekkomyślny czytelnik, który, przed oczyma mając, że italskiej szkoły mistrz żądał był od poczynających uczniów dwa, trzy, pięć i siedm lat milczenia, nie zastanowiłby się na chwilkę, iż tenże nie mógł przecież z onymi jak oficer z żołnierzami postępować, samym rozkazem nagim rządząc się, ale, że musiał on zalecenie takowe, nienajponętniejsze, jakiemś usłusznieniem zadatkować[4]. Wypoczęta od zewnętrznych nadużyć i w normalny wprowadzona stosunek harmonja pomiędzy uchem zewnętrznem a wewnętrznem, pomiędzy patrzeniem optycznem a widzeniom — niemniej dotykaniem, niemniej smakiem ...słowem, odbudowanie całej postawy zmysłowej człowieka, długim spokojem milczącej ciszy pozyskane, nie wiem nawet, czyli byćby mogło wystarczającą zapowiedzią... Myślę, że nie!... Myślę, że egzegeza tej ciemnej treści, takie tylko dająca tłumaczenie, byłaby przestającą łatwo na nabytkach nieco podrzędnych. Tam — to jest, pomiędzy mistrza wnioskiem a przystępującego doń wolą — szło o coś pełniejszego od dyscypliny[5] rad, o coś tak bezpośrednio żywego, iż tem samem zakląć dawało się cząstkę życia człowieka rozumnego i onąż umartwić. O co zaś szło tam, podobno, iż mnie zakrytem nie jest, albowiem dość uważnie poszukiwałem tego — lecz, ażeby tak niemałą sprawę bezpiecznie wypowiedzieć, należy mi siebie poniekąd aż do swojego osobistego przekonania filozoficznego pierw urzetelnić.
To jest, iż nie myślę wcale, ażeby wystarczyło człowiekowi, gdyby wiedział wszystko! Myślę, owszem, że człowiek potrzebowałby zawsze więcej... (Jakto? Więcej niż wszystko?!...) — Człowiek potrzebowałby (mówię) wiedzieć każdej pory, doby, chwili i okoliczności wszystko to, co w tych razach i względach wiedzieć on, jako on, powinien, i jako społeczeństwa ludzkiego członek.
To zaś wydawa mi się być więcej niż wszystko, albowiem toć jest wszystko, więcej znajomością i samejże niewiedzy i jej pomiaru.
Za dostojniejszą rzecz uważając otwarty w filozofji błąd, niż trującą umysły nierzetelność, wypowiadam zdanie moje prostotliwie. Zaś to podzielone (lubo i wyjaśnione przeze mnie) pojęcie było właśnie że pojęciem onej heroicznej filozofii, o której misterjach[6] gdy się tu rozpoczęło mówić, wypadło nam przypadkiem nie utaić wyznania osobistego. Obraz albowiem takowy poszukiwanej dawno mądrości może dałby się i dziś tem usłusznić, iż, jeżeli widzimy, że przy spółcześnie panującym podziele na umiejętności ten albo ów specjalny pracownik stawa się zczasem jakoby doskonałą machiny częścią lub wytwornem narzędziem, tedy, dlaczegożby tejże samej wprawy nie nabierał i ogólną treść prawdy praktykujący umysł całego człowieka wedle machiny ogólniejszej?... Myślę, owszem, iż tam nasza podzielona na specjalności wiedza i działalność koniecznie będzie musiała dojść, gdy tak, jak cząstkowość specjaliści, uwłaszczyć sobie biegle potrafi niecząstkowość...
Dostąpienie przeto, zbliżenie się albo zbliżanie do kanonu wiedzy, określonego i uczytelnionego powyżej, było zapowiedzią obiecalną przyjacielowi-wiedzy, przedsiębiorącemu milczenia praktykę, którą zalecano i praktykowano dawno w pierwszych i nieledwie że najstarszych azjackich szkołach proroczych[7]. Ezechjel tegoż samego dotknął był, i tak samo w Babilonie jak Pitagoras. Co do swojej idei, budowała się rzecz ta na pojęciu paraboli w najgłębszem i najszerszem onej znaczeniu; zaś co do praktyki, szło o osobiste zastosowanie ustatkowanego swojego myślnego organizmu do ustroju nieustannego w harmonjach stworzenia monologu wiecznego, i to na takie zbliżenia lub oddalenia, do jakowych ta albo owa osobistość rzetelnie się mogła była doprowadzić... Wytłumaczmy się więcej szczegółowo:
Pochopnie, lubo nienajrozważniej, mówi się, że: «Parabola nie dowodzi niczego...» Jużci tak jest, bo paraboli zadaniem nie jest dowieść, ale uoczywistnić — jedna zatem parabola oczywistni, lecz wszystkie razem uważane parabole nietylko że dowodzą, ale dowodzą tak bardzo ogromnej rzeczy, iż strach święty bierze pomyśleć o tem!... Dowodzą one albowiem analogicznego stosunku pomiędzy prawami rozwoju rzeczy świata tego, a prawami rozwoju ducha... Stądto i logicznie podejrzewany monolog nieustannie się parabolizujący, jużci że, jednem ze źródlisk żywych prawdy będąc, udzielać się miał i mógł na takowe oddalenia albo zbliżenia, do jakich kto osobistym własnego milczenia monologiem rzetelnie się doprowadzić starał i potrafił. Dochodziliż tam monologiści milczenia? — Jużci że dochodzili, skoro dobrze przed Pitagorasem, i nawet dużo później, niektórzy wcale do używalności mówionego słowa nie powracali, daleko więcej (stosownego czasu) wypowiadając przez lada drobny potoczny gest — przez upuszczenie lub podjęcie kamyczka z ziemi, uszczknięcie listka, dotknięcie jednym palcem rzeczy jakiejś pobliskiej. Widoczna w tem, jak dalece życzyli byli sobie na parabolizującym się jakoby bezwzględnie duchu opierać, mimo steru pojedyńczej człowieczej myśli. To tak i tu tłumaczy się i ona pozorna ciemność wyrażeń i tajemnica rzeczy, i Pitagorasowi przyznawane atrybucje fantastyczne — czy to słyszenia harmonji światów przez rytm obrotu ich, czy to rozumienia się ze zwierzęty i pojęcia pieśni stworzenia bezmownego... Wybłyski te genjuszu i te cudowności mogli biografowie antichrystusowi przeciwstawiać i przeciwstawiali żywym jeszcze bardzo wspomnieniom na Wschodzie osoby, czynów i wędrówek Zbawiciela świata; lecz, końcem końców, trzeba przecież je było z jakowegoś możliwego dykcjonarza[8] wyciągnąć, który względne swoje istnienie musiał był mieć. Monologiści milczenia, mniej zapamiętali, późniejsi i którzy przy zadaniu ducha ogólnem uprawiali zarówno wyłączne gałęzie wiedzy (a przeto może lepiej obejmowali ogół, iż zarazem i onegoż szczegół uznawali), dochodzili byli do tejże samej furji profetyckiej[9], lecz jedynie w wielkich zdarzeniach wyjątkowych. Za czasów bardzo wszechstronnej krytyki i zapewne niemałego światła (bo za czasu Sokratesa), kiedy jednakowoż lud ateński znalazł się był pod wpływem jednego z tych gwałtownych zawichrzeń sensu publicznego, które z wielkim i chełpiącym się zapałem ojczyznę jak najprostszą drogą do zatraty prowadzą — kiedy (historyczniej mówiąc) szło o wydanie i prowadzenie zgubnej wojny na morzu i na lądzie przeciw Syrakuzie i Sycylji, a szał był tak za wojną, iż mało kto na umiarkowańsze zdania światlejszych oglądał się, człowiek umiejętny i trzeźwy myślą, astronom i matematyk Meton[10] (reformator greckiego kalendarza i który pierwszy o liczbie złotej[11] pomyślił) nie zabierał głosu śród zgromadzeń, lecz podniósł się milcząc, a ująwszy pochodnię rozgorzałą, własny dom swój podpalił!... Przemowa żadna w najwymowniej patrjotycznych ustach nie mogła była ani lepiej sytuacji politycznej Aten skreślić, ani jaśniej rezultatów zamierzanej szalenie wyprawy wojennej ludowi przedstawić!... A lubo naturalną jest rzeczą, iż natychmiast wielu uważało astronoma za warjata, tak samo, jak niemało uważało było dawniej Ezechjela za obłąkanego, niemniej przeto i jednego i drugiego prorokowanie doszło jednakże do nas. Do tejże samej należy się tradycji ów, lubo niezmiernie późniejszy, prorok, który, napotkawszy jadącego do Rzymu Pawła (świętego), zdjął ze siebie pas i spętał się sam, dając przez to widzieć, jakie w Rzymie przyjęcie na apostoła oczekuje. Szkoły tejże samej możnaby się i dziś, lubo w bardzo grubych już kształtach, dopatrzeć, skoroby się uważnie i głęboko pomiędzy spólczesnymi cyganami poszukiwało[12]; — zaś podobno, że w Persji estetyczne tradycje w tej mierze dochowały się jeszcze i są wyrażane przez poszukujących ile tylko można najmniejszej liczby słów do powiedzenia jakiej treści. Lakonizm[13] albowiem, i nawet monumentalny rzymski styl, nie skąd inąd biorą swój początek i wypromieniają się.
Egzegezy pod tym względem czynione, jakie posiadamy do dziś, są gorzej niż niegodne przedmiotu. My tu jednakże ograniczać się powinniśmy, nietylko na samą odpowiedniość proporcyj tego szczupłego fascykułu[14] pamiętając, lecz, wspominając sobie zarazem i naszego zacnego, a nawet umiejętnego przyjaciela, któremu jednakże, po wieloletnim pobycie w jednej z najgłośniejszych stolic cywilizacji, tyle zaledwo starczyło było chwil swobodnych, ile ich potrzeba, ażeby choć zewnętrznie gmach bibljoteki obejść i budownicze wartości jego ocenić lub podziwić. Pamiętny to, zaiste, acz maleńki wypadek, albowiem najniewinniej uparalbolizował mi był istotne publiczności spólczesnej obcowanie ze sferą wyrobów umysłowych i upomniał, do ila nierozwlekłym być wypada... nie-romansiście!...
Tego też dnia, a już wieczora, skoro raz w szczupłym parku zaczęło się było przechadzkę, wyprowadziła nas ona daleko poza miejsce dla bibljoteki okoliczne i znaleźliśmy się na wyniosłości, pod której piersią szeroką przepływało lub wrzało całe ogromnego miasta życie. Imponującym bywa, bo upajającym, ów gwar szeroki, który, urabiając się ze wszech wydźwięków wszystkich działalności i energij, śpiewa sam sobie nieustannie: — «Takich to, jak ja, pięć, sześć na świecie dziś... To cała cywilizacja jego, i wartość i siła!»
Jestci podobno tak, zaiste, że kilka ogromnych i nieustannych gwarów kilku stolic stanowi o żywotności historycznej i moralnej naszego świata; lecz, gdyby się na te huczące morza działalności i energij rzuciło naraz z góry onemi wielkiemi linjami, których zarysem i proporcją zwykł był Ajschylos postacie dwie urabiać z narodów i kroci, jatkieżby tu z tego naprzykład szerokiego tłumu i gwaru zgarnęły się kształty umysłowe? I tak sprawiedliwie otrzymane, jako je Ajschylos otrzymywał, to jest, ażeby postać, milionem będąc, miljon ów wypowiadała ściśle, nic poza sobą nie roniąc, lub może tyle zaledwo, ile na upostaciowanie odpowiedniego chóru jej potrzeba...
Spróbujmy!...

Jużci, ten Ogromny gwar i tłum zgarnąłby się naprzód w umysłową postać jedną, która nic innego, nic wtórego, nic godnego względu nie zna, nie dopuszcza i nie poczuwa oprócz swojego własnego i swojej pasji interesu. Kryć tego ani można, ani godzi się — tak jest. Postać ta znamienita ogarnęłaby i wyraziła większość masy wznoszącej i żywiącej ów kolosalny gwar stołeczny. Postać umysłowa, która pod jakimkolwiek tonem i formą porusza swe płuca i wargi, nic oprócz interesu swojej pasji nie wygłasza, nie uwzględnia i nie dopuszcza. Czy ten głos jest przemową parlamentarną, czy filozoficzną apostrofą, czy niewinną romansu formę przybierze, wsłuchaj się weń głębiej i spokojniej, a nie napotkasz nic innego, oprócz monologu pasji swojej i swego tylko interesu. O ile tym dwom odbrzmieć może w czemkolwiek ktoś inmy, czyja inna sprawa, lub interes, albo myśl, o tyle onemi zajmie się jeszcze ów osobisty monolog, ale zajmie tylko o tyle, i przeto, we wszystkości rzecz swą jedynie ważąc, nie wychodzi on nigdy ze swego punktu wyjścia!...
A nie wychodząc nigdy ze swojego punktu wyjścia, jużci że jest zawsze na miejscu. Tak, iż złudzeniem tylko optycznem powinienby być ruch tej postaci... A nie obejmując z całej wszystkości nic, prócz tego tylko, co do niej się odnieść może, jużci że nie taka dążność umysłowa nie świadczy i nie wypowiada dla prawdy bezwzględnej — ani jednego słowa nie dodawa do wielkiego bezinteresu wiedzy i uczucia; tak, iż złudzeniem akustycznem powinienby być we większej swej połowie kolosalny ów gwar stołeczny, z którego całokształt jeden właśnie podjąwszy, rozejrzeliśmy umysłowy jego charakter.
Drugim zaś kształtem z połowy drugiej tłumu i gwaru stołecznego, ogarniętym w niemniej kolosalną postać, byłby znowu umysł, poszukujący jedynie, ażeby być upodobanym względem mody czasu swojego i ażeby podobać się... Ten, nim otwiera usta, już odczytał pierw twe mniemania i dopowiada tylko do nich zdania swoje, poczucia swe do cudzych układa, myśli swoje z dovmyślonemi w drugich myślami wiąże, a jeżeli pierwszy nigdy swojego punktu wyjścia nie opuszcza, to ten drugi nigdy go i wcale nie miał. Pierwszy jest rozwijającym się nieustannie personalizmem[15], — drugi bezświadomą albo przemysłową asymilacją[16]. I oto są dwie postawy wielkie, cały ów ogromny gwar stołeczny, gwar, nie bez przyczyn przypisujący sobie siłę cywilizacyjną, wyrażające. Zaiste, nienazbyt wysoko potrzeba się wznieść, ażeby, nie usłyszawszy tam ani jednego słowa, podniesionego i wygłoszonego dla prawdy bezwzględnej i dla bezinteresu uczucia, pomyśleć słusznie: Jakże wielkiem jest albo bywa milczeniem ten, lubo taki ogromny, gwar i zamęt!....




  1. Karol Montesquieu (1689—1755), francuski pisarz filozoficzno-połityczny.
  2. semipsychologja — półpsychologja.
  3. egzegeza (gr.), wyjaśnianie tekstu.
  4. Głosi się wprawdzie, iż Pitagoras względem uczniów swoich używał słowa-władzy mistrzowskiego, co śród kilkuset osób razem żyjących mogło miewać swoje administracyjne zastosowanie. — Lecz tego inaczej u «przyjaciela mądrości» brać nie można. Mowa zaś jest o przystępujących do pitagorejskiej inicjacji, nie o spółzamieszkałych. (P. P.).
  5. dyscyplina (łac.), rygor, surowość, nauka.
  6. misterjum (gr.), tajemnica.
  7. Podobno dopiero za panowania Ozjasa stanowi się epoka istotnej jawności proroctw przez odezwy zupełnie publiczne i przez pismo. Uprzednia zatem epoka nie taką samą musiała być. (P. P.).
  8. dykcjonarz (nowołac.), słownik.
  9. furja (łac.) profetycka (gr.), szał proroczy.
  10. Meton Ateńczyk (żył około 430 r. przed Chr.), twórca rachuby czasu.
  11. Złota liczba (łac. numerus aureus), cyfra, wskazująca, którym z rzędu jest jakiś rok w dziewiętnastoletnim cyklu księżycowym, po którym rozmaite fazy księżyca przypadają znowu na te same, co przedtem, dni roku słonecznego.
  12. Cyganie bardzo się kryją ze swemi rzeczywiście starożytnemi tradycjami, a te w zrubasznionych wielce formach i szczupło u nich znajdują się; lecz, gdy z jednej wsi byli gwałtownie wyganiani i gdy ogniska zalano im, stara, drżąca cyganka powróciła, wzięła zimny jeden węgielek i schowała go w swoje napierśne odzienie. Kmieć sędziwy, to widząc, rzekł: «Trzeba niezbyt twardo ludzi tych wydalać, bo mogą być pożary w okolicy...» (P. P.).
  13. lakonizm (grec.), styl zwięzły a jędrny, «lakoniczny», tj. taki, jakim odznaczali się mieszkańcy dawnej Lakonji w Grecji.
  14. fascykuł (łac.) — zeszyt, część dzieła, wydawanego częściami; tu: artykuł, rozprawa, broszura.
  15. personalizm (nowołac.), wysuwanie pierwszy swojej osoby, miłość własna.
  16. asymilacja (łac.) — upodobnienie się.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.