Przejdź do zawartości

Mgła (Unamuno)/XXVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Miguel de Unamuno
Tytuł Mgła
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Rój”
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia artystyczna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Tytuł orygin. Niebla
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVIII.

August zdziwił się któregoś dnia bardzo, gdy Liduvina zawiadomiła go, że Maurycy Blanco-Clara czeka na niego w salonie. W pierwszej chwili pomyślał, że najlepiej będzie nie przyjąć go... później zdecydował jednak inaczej. Maurycy interesował go, choćby dlatego, że był on narzeczonym Eugenji, że był człowiekiem, którego Eugenja kochała, człowiekiem, który znał jego przyszłą żonę, zapewne lepiej, niż on sam, człowiekiem.... Jednak coś ich kiedyś łączyło.
— Przychodzę — zaczął Maurycy pokornym głosem — aby podziękować panu za usługę, którą pan mi oddał, dzięki wstawieniu się za mną panny Eugenji.
— Nie ma pan za co dziękować, prosiłbym tylko, aby na przyszłość pozostawił pan w spokoju kobietę, która ma zostać moją żoną!
— Nie narzucam się wcale pannie Eugenji ze swoją osobą.
— Jednakże...
— Odkąd panna Eugenja zerwała ze mną — a trzeba przyznać, że zrobiła słusznie, ponieważ nie jestem wcale materjałem na męża — starałem się pocieszyć, to prawda, ale jeżeli chodzi o decyzje Eugenji, to ją umiałem uszanować. Czy panna Eugenja mówiła coś panu?..
— Proszę, aby pan zechciał łaskawie przestać się interesować kobietą, która będzie moją żoną. Niech pan się pociesza, jak pan chce, a nas zostawi w spokoju.
— Dobrze! Jeszcze raz dziękuję za wyrobienie tej posady. Zajmę się pracą... myślę także o pewnej młodej dziewczynie...
— Co mnie to może obchodzić?
— Wydaje mi się, że pan ją dobrze zna?...
— Jakto?
— Nazywa się Rosario i pracuje, jako prasowaczka w pewnej pralni. Zdaje się, że odnosiła panu bieliznę? August zbladł. „Czy ten człowiek wie o wszystkiem“ — pomyślał zmieszany.
Opanował się natychmiast i zawołał: „W jakim celu mówi ma pan o tem?“
— Ci, którymi wzgardzono, winni się pocieszać zkolei między sobą, rzekł Maurycy, jakby do siebie.
— Co pan chce przez to powiedzieć, do czego pan zmierza? — zawołał August, który w tej chwili gotówby był rzucić się na tego człowieka, aby go zadusić.
— Niech się pan nie unosi, don Auguście! Nie miałem żadnej ukrytej myśli. Ona... ta, której nazywać już nie będę, wzgardziła mną, odepchnęła mnie... Wówczas spotkałem tę małą, którą pan wzgardził i...
August nie mógł już zapanować nad sobą, zbladł, zaczerwienił się, schwycił Maurycego za bary, rzucił go na kanapę i zaczął go dusić kolanem. Maurycy, leżąc na sofie, rzekł z zimnym spokojem:
— Niech się pan przejrzy w moich oczach, don Auguście, zobaczy pan, jaki pan jest mały!
Biedny August czuł, że słabnie. Ręce opadły mu bezwładnie. Pokój napełnił się mgłą i zawirował mu w oczach. „Czy ja śnię“?
Po chwili ujrzał chytry uśmieszek Maurycego.
— Proszę mi wybaczyć moje zachowanie się... sam nie wiem co się stało... nie zdałem sobie sprawy...
— Dziękuję, jeszcze raz dziękuję! Dziękuję panu i... jej!
Zaledwie Maurycy wyszedł, August zawołał Liduwiny.
— Powiedz mi Liduvino, kto to był u mnie?
— Pewien młody człowiek!
— Jak on wyglądał?
— Chyba ja nie potrzebuję panu mówić o tem?
— Więc naprawdę był ktoś u mnie?
— Przysięgnij mi, że był tu u mnie młody człowiek, którego rysopis ci podaję:... Wysoki blondyn, dość tęgi... z orlim nosem.
— Czy pan jest chory don Auguście?
— Więc to nie był sen?
— W takim razie i ja musiałabym śnić!
Niech pan będzie spokojny! Ten młody człowiek był tutaj!
— A co powiedział, wychodząc?
— Wychodząc, nic nie mówił... nie widziałam go, gdy wychodził.
— Czy wiesz Liduvino, kto on jest?
— Wiem... był narzeczonym...
— Tak, tak!... A teraz, czy wiesz, kto do niego należy?
— Skądże mam wiedzieć.
— Wy kobiety, wiecie przecież wiele rzeczy, o których wam nigdy nie mówiono, których was nie uczono...
— A z drugiej strony nie umiemy się nauczyć tego, czegoby mężczyźni chcieli, abyśmy się nauczyły.
— Powiedz mi całą prawdę, Liduvino... Czy wiesz, kto teraz należy do Maurycego?
— Nie wiem, ale domyślam się już!
— Zawołaj teraz Dominika.
— Po co?
— Chcę się dowiedzieć, czy jeszcze śnię, czy ty jesteś Liduviną, żoną Dominika i czy...
— ...i czy Domingo także przypadkiem nie śni? Przypuszczam, że lepiej będzie, gdy się pan poradzi Orfeusza!
— Dobrze... sprowadź Orfeusza!
Po chwili Orfeusz wpadł do pokoju, machając z radości ogonem.
— Chodź do mnie, Orfeuszu — rzekł August. Mój biedaku! Nie długo już będziemy razem! Ona nie życzy sobie, abym trzymał psa w domu. Dokąd ja cię poślę? Co zrobię z tobą? Co się z tobą beze mnie stanie? Będziesz jeszcze gotów zdechnąć. Pies zawsze zdycha bez pana. A ja byłem więcej niż twoim panem, byłem ojcem, byłem bogiem dla ciebie! Ona chcę cię oddalić odemnie. Zapewne przeszkadzałbyś jej tutaj, jako symbol wierności... Kto wie? Może psy podchwytują najbardziej sekretne myśli tych osób, z któremi żyją... Wiedzą o wszystkiem, chociaż milczą.
„Muszę się ożenić, muszę się koniecznie ożenić, ponieważ w przeciwnym razie nie wyszedłbym z zaklętego kręgu snów.
„Dlaczego patrzysz na mnie tak, Orfeuszu? Wydaje mi się, że płaczesz, bez łez. Czy nie chciałbyś mi powiedzieć czegoś? Widzę, że bardzo cierpisz, nie mogąc mówić. Och, Orfeuszu! Ludzie mogą być ludźmi dlatego, że na świecie są psy, koty, konie, owce, woły, zwierzęta różnego rodzaju, a przedewszystkiem zwierzęta domowe. Gdyby nie zwierzęta domowe, na których spoczywa cały ciężar zwierzęcości życia, czyżby człowiek doszedł kiedy do ludzkiego stanu? Gdyby człowiek nie oswoił konia, zapewne jedna połowa naszego rodzaju, nosiłaby drugą połowę na ramionach.
Tak, tak, tylko wam zawdzięczamy naszą cywilizację. Zawdzięczamy ją także kobietom. Czy jednak kobieta nie jest także czemś w rodzaju zwierzęcia domowego? Gdyby nie było kobiet, czyż mężczyźni byliby mężczyznami? Orfeuszu! Bądź wyższy od tej, która cię wypędza z mego domu!!“
August przycisnął Orfeusza do piersi, a pies polizał go po twarzy... Miał takie smutne oczy, jakby mu się naprawdę płakać chciało!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Miguel de Unamuno i tłumacza: Edward Boyé.