Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chodź do mnie, Orfeuszu — rzekł August. Mój biedaku! Nie długo już będziemy razem! Ona nie życzy sobie, abym trzymał psa w domu. Dokąd ja cię poślę? Co zrobię z tobą? Co się z tobą beze mnie stanie? Będziesz jeszcze gotów zdechnąć. Pies zawsze zdycha bez pana. A ja byłem więcej niż twoim panem, byłem ojcem, byłem bogiem dla ciebie! Ona chcę cię oddalić odemnie. Zapewne przeszkadzałbyś jej tutaj, jako symbol wierności... Kto wie? Może psy podchwytują najbardziej sekretne myśli tych osób, z któremi żyją... Wiedzą o wszystkiem, chociaż milczą.
„Muszę się ożenić, muszę się koniecznie ożenić, ponieważ w przeciwnym razie nie wyszedłbym z zaklętego kręgu snów.
„Dlaczego patrzysz na mnie tak, Orfeuszu? Wydaje mi się, że płaczesz, bez łez. Czy nie chciałbyś mi powiedzieć czegoś? Widzę, że bardzo cierpisz, nie mogąc mówić. Och, Orfeuszu! Ludzie mogą być ludźmi dlatego, że na świecie są psy, koty, konie, owce, woły, zwierzęta różnego rodzaju, a przedewszystkiem zwierzęta domowe. Gdyby nie zwierzęta domowe, na których spoczywa cały ciężar zwierzęcości życia, czyżby człowiek doszedł kiedy do ludzkiego stanu? Gdyby człowiek nie oswoił konia, zapewne jedna połowa naszego rodzaju, nosiłaby drugą połowę na ramionach.
Tak, tak, tylko wam zawdzięczamy naszą cywilizację. Zawdzięczamy ją także kobietom. Czy jednak kobieta nie jest także czemś w rodzaju zwierzęcia domowego? Gdyby nie było kobiet, czyż mężczyźni byliby mężczyznami? Orfeuszu! Bądź wyższy od tej, która cię wypędza z mego domu!!“
August przycisnął Orfeusza do piersi, a pies polizał go po twarzy... Miał takie smutne oczy, jakby mu się naprawdę płakać chciało!