Maciusiowa nocka/całość
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Maciusiowa nocka |
Podtytuł | Obrazek w trzech aktach |
Pochodzenie | Przyjaciel Dzieci, 1904, nr 17-31 |
Redaktor | Jan Skiwski |
Wydawca | Towarzystwo Akcyjne S. Orgelbranda Synów |
Data wyd. | 1904 |
Druk | Towarzystwo Akcyjne S. Orgelbranda Synów |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
MACIUSIOWA NOCKA.
OBRAZEK W TRZECH AKTACH.
PRZEZ
Karolinę Szaniawską.
OSOBY:
(Las, dalej woda, krzyż u drogi). SCENA I.
MACIUŚ i KAJTUŚ (wchodzą powoli, rozglądając się).
MACIUŚ.
Tatulu! tatulu! Gdzieżeście wy? hop! hop! KAJTUŚ.
Hop! hop!... Oj, tatulu serdeczny, toć się odezwijcie! MACIUŚ (nasłuchując).
Woła z tamtej strony — ode drogi... KAJTUŚ.
Mnie się widzi, że chyba z tej, od pola! MACIUŚ.
Z tej, braciszku! Najwyraźniej słyszę. KAJTUŚ.
Z tej, powiadam... Nadstaw dobrze ucha. MACIUŚ (po chwili).
Nie — już wiem teraz. Nie woła znikąd — jeno dzięcioł kuje. KAJTUŚ.
Jeno kukułka gada — nie tatulo! MACIUŚ (płacząc).
Nie tatulo — nie... Uuu!... nie tatulo! KAJTUŚ.
A mówili: trzymajcie się blizko, chłopcy! Albo uzbieracie parę grzybów, albo i żadnego nie znajdziecie, zabłądzić zaś w obcym lesie łatwo i nocka się zbliża. MACIUŚ.
Oj, oj, przyjdzie nocka!... KAJTUŚ.
E, toć jeszcze nie zaraz przyjdzie. (Upływa czas pewien, chłopcy rozglądają się na wszystkie strony).
MACIUŚ.
Patrzaj-że!... Księżyc wyszedł, słonko się schowało. KAJTUŚ.
Ale widno jest. MACIUŚ.
To co, że widno! Księżyc tak się wykrzywia... Oj, braciszku!... (chowa się za Kajtusia). KAJTUŚ.
Teraz się boisz, a czemu nie słuchałeś, kiedy tatulo przykazywał? MACIUŚ.
A czemuś ty nie usłuchał, mądrala! KAJTUŚ.
Boś ty starszy! Ja z tobą choćby w ogień... Gdzieś ty szedł, ja szedłem. MACIUŚ.
No, no, nie bój się! Już ja ci krzywdy zrobić nie dam, obronię, gdyby co wypadło! (po chwili). Pierwsze widzę, żeby księżyc tak patrzał... (ze strachem). Wyraźnie chichocze i urąga... KAJTUŚ (przerażony).
I śmieje się w głos! (żaba skacze pomiędzy drzewami). Słyszysz, Maciusiu, słyszysz?.. MACIUŚ.
Śmieje się! oj, rety! rety!... Uciekajmy, braciszku, uciekajmy! (biegnie). KAJTUŚ (biegnie za Maciusiem).
Toć lecę ile sił... (przystaje). Czekaj, czekaj, bo tam ciemno... Drzew gęstwina, czarno od krzaków, a tu choć ten pyzaty świeci trochę!... MACIUŚ.
Tak, ale wciąż się śmieje niecnota!... (patrzy w górę). Dam ja tobie, dam! niech jeno do dom wrócę!... KAJTUŚ.
Nie wygrażaj pyzatemu. Wysoko usiadł i nic mu nie zrobisz, choćbyś chciał. Jeszcze na złość skryje się i będziemy po omacku szli. MACIUŚ.
Może to zrobić, może! (z krzykiem). Jezusiczku złoty!... KAJTUŚ.
Cichaj!... Tu ostaniemy, po co iść i iść? wszak nie wiemy w którą stronę i próżne błąkanie. Aby mchu odrobinę, spać do rana można. MACIUŚ.
Oj, oj! braciszku, nie usnąłbym!... Głód mi doskwiera, cygany śnić się będą. KAJTUŚ.
Bajki!... Cyganów tu niema; a że się przyśnią, wszystko ci jedno, byleś spał. MACIUŚ (z płaczem).
Nie usnę, nie usnę! Kajtusiu serdeczny! KAJTUŚ.
Ano rób se co chcesz. Ja usnę niezadługo. Już mi się oczy kleją (kładzie się). Wieczerzy i tak nie dostanę... ani chleba, ani żuru, ani szperki... (zasypia mrucząc) ani zacierek z mlekiem... MACIUŚ (kładzie się także).
Ani zacierek z mlekiem... uuu!... ani szperki... uuu!... Jadłbym i jadł... nie usnę za nic w świecie!... Kajtusiu, gadaj do mnie! co chcesz gadaj, tylo nie śpij!... (budzi Kajtusia). Kajtuś... Nie gadasz?... takiś brat? Uuu!... jeszcze mnie kto porwie... uuu!... (zasypia). KAJTUŚ (obudzony siada, potem wstaje).
Może lepiej będzie tatula poszukać... Znajdę, to do dom wrócimy, nie znajdę, to przy Maćku się położę... Czy aby trafię tu?... (ogląda się). Z tej strony droga, z tej woda, tam znowu Boża męka... Trafię z pewnością... (po chwili). A nuż Maćka tymczasem wilki zjedzą?... Bajki! ogień rozpalę, to uciekną, ogień ich odstraszy! (podpala kupkę chróstu). Tak, teraz Maćkowi nie stanie się nic złego, a ja zaśpiewam, żeby tatulo mnie usłyszał. Matusia tam w chałupie sama jedna, przepłakałaby całą nockę bez nas. Ostać tu nie można dla matusi (odchodzi nucąc). Oj, idzie blada nocka — Oj, idzie blada nocka (Głos Kajtusia cichnie w oddaleniu, ogień przygasa, scenę zalewa światło błękitne, następnie różowe). SCENA II.
PROMYK i PŁOMYK (obaj skrzydlaci, z małemi lampkami u ramion, spływają z góry).
PROMYK (wesoło).
Pozapalałem światełka już w górze. PŁOMYK.
Ja roznieciłem ogniska po chatach. PROMYK.
Praca skończona... Patrz, jak na lazurze PŁOMYK.
Złotem ogień strzela, MACIUŚ (przez sen).
Żur, kluski... (wzdycha). PROMYK.
Co to? PŁOMYK.
Co to? PROMYK.
Czyj głos słyszę? PŁOMYK.
I ja, lecz nie wiem gdzie. PROMYK (spostrzega Maciusia).
Dość!... PŁOMYK.
Żyw jest?... dysze?... PROMYK.
Żyw! PŁOMYK.
Skąd wziął się tutaj? PROMYK.
Z rąbka księżyca spadł?.. PŁOMYK.
Ja nie wiem nic! PROMYK.
Czy po gwiazdeczce się skradł?... PŁOMYK.
Skąd wziął się tu?... Wszak ja go znam!... To zbrodzień! PROMYK.
Co mówisz, bracie? PŁOMYK.
On po lasach codzień PROMYK (przygląda się Maciusiowi).
Patrz, to jest dziecię... PŁOMYK.
A zgubił już tyle! PROMYK.
Mylisz się chyba! PŁOMYK.
Nie — ja się nie mylę, PROMYK.
Zmęczony, usnął i leży jak drewno. PŁOMYK.
A niech tam leży!... Kiedy idzie drogą, PROMYK (z żalem).
Nie mów nic, bracie!... ostatnia godzina PŁOMYK.
A jagódki wiedzą?... PROMYK.
Ratować go muszę, (Krząta się około Maciusia).
PŁOMYK.
Ani ruszę, PROMYK.
Dziecko... PŁOMYK.
Niegodziwe, PROMYK.
Lecz ja cię proszę! PŁOMYK.
Późno już, to oni... SCENA III.
(Wchodzą: Król lasu, królowa lasu, zające-paziowie, wilczki, lisy, kwiatki, jagody, grzyby, fruwają motyle, bąki i t. p., skaczą żaby).
SARENKA (wpada).
Ratunku! och! och!... Psów zgraja mnie goni. KRÓL LASU.
Jesteś bezpieczna, tu królestwo moje. SARENKA.
I psy nie wpadną?... (ucieszona). (Biegnie w głąb lasu).
KRÓL LASU.
Odpocząć trzeba, chodziłem dziś dużo, KRÓLOWA (siadając obok króla).
Albo to małą masz tu codzień pracę! KRÓL.
Ile sił robię, więc czasu nie tracę, MOTYL.
Pewno!... bo zimą nie dajesz nam słońca ZAJĄC.
Śniegu walisz snopy, ZAJĄC DRUGI.
Jednak żyjemy oba, drogi bracie, ZAJĄC TRZECI.
Patrzcie, jak skaczę! ZAJĄC DRUGI.
Jak nóżkami skrobię! ZAJĄC TRZECI.
Nie, jam zgrabniejszy! ŻABA PIERWSZA (skacząc).
Ja! ŻABA DRUGA (skacząc).
Ja! CHÓR ŻAB.
Obie! obie! ZAJĄC PIERWSZY.
Kto mnie dorówna? (skacze). ZAJĄC DRUGI.
Widzieliście zucha! PŁOMYK (wybiega z krzaków).
Huź go! ZAJĄC PIERWSZY (uciekając).
Zginąłem! ZAJĄC DRUGI (chowa się).
Oj! nie czuję ducha! KRÓL LASU (śmieje się).
No, dość już żartów!... Ale wstyd wam chyba? ZAJĄC PIERWSZY.
Cały się trzęsie, niby w sieci ryba! ZAJĄC DRUGI.
Kto? ja!... nieprawda! PŁOMYK.
Ej! bo znów nastraszę. ZAJĄC PIERWSZY.
Zabroń mu, królu!... KRÓL LASU.
Nie dręcz-że ich, wasze! KRÓLOWA.
Powiedzcie panu szczerze prawdę całą. KRÓL (żywo).
Jagódek żale, grzybów słychać skargi... PROMYK.
Wszystko przepatrzę, las cały poruszę, (Wzbija się w górę i znika).
KRÓL LASU.
Drogie jagódki, czegoż wam potrzeba? KRÓLOWA.
Krzywdę poniosły. KRÓL LASU.
Szczęścia kwiat KRÓLOWA.
Mówcie, proszę! JAGÓDKA.
Wśród siostrzyczek-jagódek stroiłam się u matki, ŻABA (z gniewem).
A o moim śpiewie ni wzmianki?... JAGÓDKA.
Niby we śnie przecudnym rumieniłam się zwolna, MUCHOMÓR PIERWSZY.
Oj, chwali się, a chwali! Będziemy tu czekali MUCHOMÓR DRUGI.
Zważ-że, jejmość jagodo, po co swoją urodą JAGÓDKA.
Wszak przyszłam z prośbą, królu, ŻABA.
Tere-fere!... o bólu nie słychać! ŻABA DRUGA.
Kogo boli, ten potrafi wzdychać. ZAJĄC PIERWSZY.
Pan ma świętą cierpliwość, że na twą gadatliwość ZAJĄC DRUGI.
A co nam tam! Chodź, bracie, do tańca! (Skaczą, śpiewając):
Oj, idzie blada nocka CHÓR ŻAB.
Rade, rade, więc w gromadę (Skacząc, oddalają się).
KRÓL LASU.
Ciszej-że, dzieci... Mów, biedna jagódko! JAGÓDKA.
O, królu panie, dopowiem już krótko: KRÓL LASU.
Kto to popełnił, ukaran być musi. JAGÓDKA.
Kary nie żądam... Wiatr buja po lesie, KRÓL LASU.
Dobrze, lecz pierwej krzywdę skarcić muszę. JAGÓDKA.
Daruj mu, królu! Niech cię prośbą wzruszę! MUCHOMÓR.
Patrz, jak wyglądam — ja, król muchomorów, KRÓL LASU.
Wnet ją zagoję! (Głowa muchomora prostuje się).
A krzywdę skarzę. MUCHOMÓR.
Nie karz, królu! nie karz! KRÓL LASU.
Czeladki mojej opiekun i lekarz, PŁOMYK (spuszczając się na ziemię).
Jest między wami! (szmer). Niech was nie przeraża, KRÓL LASU.
Gdzie on jest? RÓŻNE GŁOSY.
Gdzie on? KRÓL LASU.
Prowadź nas do niego! (Płomyk idzie naprzód, za nim król, królowa, dalej zwierzęta, ptaki i t. d.)
PŁOMYK (odchylając paprocie).
Oto ten, królu! KRÓL (przygląda się Maciusiowi).
Małe jakieś chłopię. PŁOMYK.
Niszczy jagódki, grzyby gniecie, kopie. KRÓLOWA.
Dziecko niemądre! PŁOMYK.
Lecz popełnia zbrodnie. KRÓL LASU.
Bo pewno nie wie, że to jest niegodnie. JAGÓDKA.
Nie wie, zaręczam... Matkę ma i siostry, PŁOMYK.
Wyrok wydaj ostry! MUCHOMÓR.
Ja proszę, królu, żebyś mu darował. KRÓL LASU.
Nie masz urazy? MUCHOMÓR.
Po cóżbym ją chował, JAGÓDKA.
Niechaj więc krzywdy będą zapomniane, KOS.
Szkoda, czy nie szkoda, KRÓL LASU.
Co ty wiesz o tem? KOS.
Jakżeby nie wiedział, KRÓL LASU.
Czyli podobna, by więziono ptaki? KOS.
O, niejednego już spotkał los taki! GIL.
Okropne rzeczy mówią o motylu, KOS.
Za wszystkich odpowie KRÓL LASU.
To byłaby mściwość! RÓŻNE GŁOSY.
Daruj mu!... ukarz! KOS.
Wymierz sprawiedliwość! KRÓL LASU.
A więc ukarzę. Niechaj tu zostanie! JAGÓDKA (żałośnie).
Zdala od swoich! MUCHOMÓR.
Przebacz, królu! JAGÓDKA.
Łaski! KOS.
Już wyrok zapadł. PŁOMYK.
Niech umilkną wrzaski! JAGÓDKA.
Litości, panie! MUCHOMÓR.
Wyrok zbyt surowy! KRÓL LASU.
A więc złagodzić go jestem gotowy KOS (do jagódki).
Na co ta ulga? co ci po niej? co ci? KRÓL LASU.
Jeśli tu przyjdzie i powie, że kiedy (Król schyla się nad Maciusiem,
wszyscy go otaczają). KOS (ucieszony).
Ha! prośba jagódki MUCHOMÓR (z żalem).
Bo przez czas tak krótki PROMYK (spuszcza się z góry).
Bądźcie spokojni! To już na mej głowie... (ZASŁONA SPADA).
AKT DRUGI.
(Odmienny trochę krajobraz leśny).
BARBARA GRZĄDKÓWNA, WACEK, JACEK.
JACEK (śmieje się).
Ha! ha! (przysiada ze śmiechu). BARBARA.
Cóż ci tak śmieszne, dudku? WACEK.
Ha, ha! BARBARA.
Zrobi jak zechce. Was się nie poradzi, JACEK.
Bo jej do tańca żaden chłopak nie chce. BARBARA.
Zaraz cię tutaj po grzbiecie połechcę! (Chce uderzyć go, Jacek ucieka, śmiejąc się).
WACEK.
Ale na prawdę, pani gospodyni, BARBARA.
Kto? Albo nie wiesz, że z wieśniaczej chaty WACEK.
Ba!... mówiliście, że na pewno Franka. BARBARA.
Bo najgodniejsza książęcego wianka. JACEK.
Może i godna — ale nie urodna. BARBARA.
Co brzydkie chłopu, piękne jest dla księcia. JACEK.
Ta czarownica? (Ukazuje się Marcycha).
BARBARA.
Cyt!... wszystko wyrozumie MARCYCHA (staruszka, siada na kamieniu, postękując).
Oj, kości moje biedne! BARBARA.
Wyrzekacie! MARCYCHA.
Jak nie wyrzekać!... Gnije dach na chacie; BARBARA.
Jednym się darzy, innemu nie darzy. JACEK.
Ale wam chyba wszystko idzie z płatka. BARBARA (do Jacka).
Nie kpij se z baby, radzę ci jak matka. (Do Marcychy).
Ostańcie z Bogiem; do dom wracać pora. MARCYCHA.
Wszakci nie tędy... BARBARA.
Ale od jawora MARCYCHA.
I grzybów przyzbierać. BARBARA (z gniewem).
Za cóż będziecie mnie tu poniewierać! JACEK.
A raz się może trafia taka gratka. BARBARA.
Ty gęby pilnuj, by ci nie zamknięto! WACEK.
Nie rychło znowu przyjdzie takie święto. MARCYCHA.
Dziewuchy poszły? BARBARA.
Zaraz od świtania. JACEK.
Szłyby i nocą, choć nikt nie nagania. BARBARA.
Mojej ta nigdy naganiać nie trzeba! (Odchodząc).
Ostańcie z Bogiem. Macie glonek chleba... (Idzie na prawo).
MARCYCHA.
Wiadomo! JACEK.
Dużo poradzi!... Naciesz się oskomą. (Jacek i Wacek idą na lewo. Z prawej strony wchodzą: Franka, Magda, Ulina, Baśka, Agatka, Zośka i Teośka).
BAŚKA (do dziewcząt).
Może nam powie. AGATKA.
Boję się! ZOŚKA.
Nie, starej TEOŚKA.
I nie trza przez czary FRANKA.
Mnie wszystko jedno, kiedy się nadarza. (Do Marcychy).
Powiedzcie mi, babko... MARCYCHA.
Hę? nic nie słyszę... Ja araku kapką FRANKA.
Araku?... owszem. Dobrze wam się składa: (Daje wódkę).
Tylko odrazu powiedzcie mi szczerze, MARCYCHA.
Ta, co mi dała araku... FRANKA (ucieszona).
Ja najwięcej?! MARCYCHA.
Ale... ULINA.
Szczęśliwa! TEOŚKA.
Dolo-ż moja, dolo! MARCYCHA.
Tu brzytwy nie chcą, tam znów szydła golą! FRANKA.
Wiem bez myślunku. MAGDA.
Wszyściusieńkie wiemy! ULINA.
Jeść dużo, tłusto... BAŚKA.
Pracować nie chcemy. FRANKA.
E!... i bez tronu chleba mam po uszy. AGATKA.
Jam też nie głodna! ZOŚKA.
Byle ręce zdrowe. ULINA.
U ojców kur sześcioro, mają krowę... MAGDA.
U nas w ogrodzie rzepa jak ambona, TEOŚKA.
Mnie dużo nie trza... Ale jabym chciała, FRANKA (śmieje się).
Każ grać muzyce, a ludziskom skakać!... TEOŚKA.
Mówię niemądrze, ale sercem czuję. ULINA.
Ty pięknie mówisz! FRANKA.
Głupstwa wygaduje! (Do Marcychy).
Nie słuchaj... MARCYCHA.
Owszem... Niech każda z was powie, MAGDA.
Kupię wór wstążek, korale jak baty. ZOŚKA.
Ja cekolady, kawy i herbaty. AGATKA.
Jabym mieć chciała łóżko aksamitne, MARCYCHA (do Franki).
Ty, panno, chyba masz inne żądanie, FRANKA.
Skoro na króla osiądę stolicy, (Wacek i Jacek wchodzą).
WACEK.
Słyszałeś, bracie, co nam się gotuje?... JACEK.
Bredzi jak we śnie, albo też żartuje. FRANKA.
Patrzajcie, teraz gonią za mną oba, WACEK.
Może nie blizka! JACEK.
I niemrawa Franka. FRANKA.
Precz stąd! precz, mówię, bo każę ochłostać! ULINA.
Nie drzej się! MAGDA.
Cicho! AGATKA.
Chcesz sama co dostać? MARCYCHA.
No, no, chłopaki, nie bądźcie przeszkodą! (Do Franki).
A ty, Grządkówna, zauważ se pilnie: FRANKA (daje pieniądze).
Macie, dam więcej, gdy dostanę króla, MARCYCHA (trzęsąc głową).
Za mało, lubko!... o, za mało krzynkę! (Dziewczęta rozchodzą się).
JACEK.
Coś tam szeptały... WACEK.
Ot!... źle mają w głowie. JACEK.
Czy to z chłopkami żenią się królowie? WACEK.
Skoro ich wola... JACEK.
Było tak już kiedy? MARCYCHA.
Było, nie było... Zawdy koniec biedy WACEK.
Nie wierzę temu. JACEK.
Co tam zważasz na nią! MARCYCHA.
Zobaczyła!... Jeno że wybranka WACEK.
Mówiłaś, że Franka... JACEK.
Mówiłaś przecie... MARCYCHA.
Bo dostałam grosze. JACEK.
A ty szachrajko! WACEK.
Zaraz cię przepłoszę! JACEK.
Wypędzę z lasu za dziesiątą wodę! MARCYCHA.
Nic nie wskórała!... Głupie wy, bo młode! WACEK (do Jacka).
Byle nam tylko król nie wziął Teoni! (Słychać śpiew i gwar za sceną. Wchodzą kobiety starsze, chłopaki, dzieci, później dziewczęta).
CHÓR.
Hej! hu! ha! grzybobranie! KOBIETA.
Kto może wiedzieć! CHŁOPAK.
Idą już z koszami... (Wchodzą Agatka i Magda).
KOBIETA.
O, idą! idą!... Która-ż między wami (Zagląda do koszyków).
Dlaczego tak mało? MAGDA.
Jakby kto wymiótł!... AGATKA.
Niewiele ostało. KOBIETA DRUGA.
A gdzie Ulina, Baśka, moja Zośka? MAGDA.
Wszystkie już idą! (Franka i Barbara niosą koszyk, w którym siedzi grzyb-Maciuś).
Och, och, ledwie zipię! BARBARA.
Ale! trzymajcie!... dech w piersi zapiera! (Przewraca się, a z nią koszyk).
FRANKA.
Co matli się stało?! (Maciuś wyskakuje z kosza, gdy Franka chce kosz podnieść).
Czary!... BARBARA.
Co tobie?... Pobladłaś jak chusty... FRANKA.
Kosz pusty... i przetak też pusty. KOBIETA TRZECIA.
Grzyb, jak chłop wielki, porwał się i biega! (Biegają. Maciuś chce uciec i kręci się po scenie).
MACIUŚ (nie mogąc mówić ze strachu).
Bum! bum! bum! bim! bam!... KOBIETA PIERWSZA.
Cóż to za bimbanie? KOBIETA DRUGA.
Jakieś niemieckie, czy insze gadanie. KOBIETA TRZECIA.
Grzyb gadający... CHŁOPAK.
Chyba z ciepłych krajów? KOBIETA PIERWSZA.
Pewno... KOBIETA DRUGA.
Nie z naszych lasów, ani gajów (Do Maciusia).
Słuchaj, ty bimbasie... KOBIETA TRZECIA.
Co z nim zrobimy? (Do chłopaka).
Bierz go! MACIUŚ (opędzając się przed chłopakiem).
A sie! a sie! KOBIETA PIERWSZA.
Czy widzieliście kiedy takie dziwy, (Kobiety kręcą głowami zdziwione, ogromna wrzawa, wprowadzają Teośkę).
GŁOS Z GROMADY.
Niesie moc grzybów, więc zostanie panią. INNY GŁOS.
Tej nam dziewuchy narody nie zganią. KILKA GŁOSÓW.
Hura, Teośka, królowa!... niech żyje! DZIEWCZĘTA.
Hura, Teośka nasza! BARBARA.
Czyje? czyje FRANKA (płacząc).
Matlu, matlu!... płachta pusta! (Słychać głos trąb).
KTOŚ Z GROMADY.
Królewicza świta (Słychać radosne krzyki, muzyka coraz głośniejsza).
(ZASŁONA SPADA).
AKT TRZECI.
(Grota — siedziba króla lasu. Dużo zieleni — w głębi tron, zasłonięty kotarą pajęczyny. Trzy zające siedzą, czwarty pośrodku).
ZAJĄC PIERWSZY.
Bajki! ZAJĄC DRUGI.
Nie zmyślasz?... ZAJĄC TRZECI.
Co? Tak ślicznie będzie! ZAJĄC CZWARTY.
Sam się przekonasz... Król na tronie siędzie, ZAJĄC PIERWSZY.
Kto mówił? ZAJĄC CZWARTY.
Wszyscy tutaj. Żabki młode ZAJĄC DRUGI.
Zawsze dość muzyki... (Wchodzi Lis i przysiada, słuchając).
ZAJĄC CZWARTY.
O, muszą być! LIS.
Przecie ZAJĄC PIERWSZY.
Ha! ha! nic nie wie! ZAJĄC DRUGI.
Ot! zwyczajny sługa: ZAJĄC CZWARTY.
I myśmy też sługi. ZAJĄC TRZECI.
No, tak, my również! ZAJĄC CZWARTY.
Posłuchaj: Czas długi ZAJĄC PIERWSZY.
Niewielka sztuka... Usnął, myśmy rano ZAJĄC DRUGI.
Płomień wykrył psotę ZAJĄC CZWARTY.
I w ręce króla dostawił niecnotę. LIS.
Porządnie zrobił! ZAJĄC CZWARTY.
Od zachodu słońca LIS.
Z takiej to racyi muzyka i tany?... ZAJĄC PIERWSZY.
Nam brat przybywa... ZAJĄC DRUGI.
Królowi poddany. (Słychać śpiew i muzykę).
ZAJĄC TRZECI.
Oho, już idą!... (Wchodzą zwierzęta, wlatują ptaki).
CHÓR.
W lecie, nad ranem, (Król odsłania kotarę i siada na tronie, obok królowa, na stopniach zwierzęta, co chwila widać ognie kolorowe).
KRÓL.
Orszak gotowy? ZAJĄC PIERWSZY (przybiega żywo).
Wszystko jest w porządku. KRÓL.
Do niezwykłego idziemy obrządku. LIS.
Wiele ma z tego! gdy wolność utraci, KRÓL.
Powitać brata... Dalej, w drogę! JASKÓŁKA (pada na środku sceny).
Ratujcie niebogę!... ZAJĄC DRUGI.
To król!... Umilknij jak trusia! JASKÓŁKA (krzykliwie).
Co mi tam!... Oddajcie Maciusia! KRÓL (dobrotliwie).
Czego zawodzisz, ptaszę? ZAJĄC TRZECI.
Szuka kota! KRÓL.
A cóż jej po nim? ZAJĄC CZWARTY.
Szczególna ochota! LIS.
I mnie aż pachnie!... Tęskno mi za mięsem. JASKÓŁKA (płaczliwie).
Maciuś mój drogi! ZAJĄC PIERWSZY (do jaskółki).
Nie róbże zamętu. JASKÓŁKA.
Moja sprawa KRÓL.
Gdzie? (Płomyk i Promyk na liściach wnoszą Maciusia i składają przed tronem).
PROMYK.
Leżał na drodze PŁOMYK.
Blady, ledwie dyszy, KRÓL.
Kto to jest? (Rozmaite zwierzęta patrzą ciekawie).
Co to? ZAJĄC PIERWSZY.
Panie królu, wiecie... KRÓL (przerażony).
Nie! niepodobna, by tak zmarniał w chwilę... LIS.
Nie idą na zdrowie. KRÓL.
Więc czem posilę?... Dajcie ziarna, trawy! LIS.
To wszystko na nic, panie nasz łaskawy! JASKÓŁKA (pochyla się nad Maciusiem).
Ach, ach, co widzę? (Kwili żałośnie).
Lis (do króla).
Zdusić tę płaksiwą KRÓL.
Okrutna rada! LIS.
Więc zemrze. JASKÓŁKA.
Ach, biada! KRÓLOWA.
Co za nieszczęście, cóż za błąd z twej strony! KRÓL.
Nie przewidziałem... KRÓLOWA.
Chłopak jest stracony! KRÓL.
Ginie od głodu obrońca jaskółki! KRÓLOWA.
Nie mam dlań jadła. PŁOMYK.
Królu, wszak masz pszczółki — KRÓLOWA.
Jest!... jest dość miodu! (Daje znak zającowi, ten wybiega. Płomyk i Promyk krzątają się około Maciusia. Królowa sama go pożywia przyniesionym miodem. Przez cały czas różne figle zwierząt).
PŁOMYK.
Oddychać zaczyna... KRÓL.
Wróci do swoich, gdy odzyska siły. JASKÓŁKA.
Ach, królu, dzięki tobie, królu miły! KRÓL.
Ucieszon jestem!... (Do zwierząt i ptaków).
Zabawcie się, dziatki, ZWIERZĘTA i PTAKI.
Król nasz niech żyje! JASKÓŁKA.
Pan dobry niech żyje! (Król siada na tronie, królowa obok, lis zaprasza wiewiórkę do tańca, zające ujmują się za łapki, muzyka przygrywa).
ZAJĄC PIERWSZY
(przystaje w tańcu).
Poszedł zając do zająca na kapustę młodą (Tańczy dalej).
ZAJĄC DRUGI.
Stuku, puku! kopytkami kozieł kuje w ziemię, (Taniec ogólny, wrzawa, wesołość. Wszystko znika, ogień kolorowy gaśnie. Zostaje scena jak w pierwszym akcie. Maciuś śpi pod paprociami, chróst tli się zwolna. Księżyc świeci. Walenty i Kajtuś wchodzą powoli).
WALENTY.
I tu i nie tu, na prawo, na lewo, w tę stronę, znowu w inną!... Wodzisz mnie po całym lesie, a wszystko napróżno. KAJTUŚ.
Com ja winien? WALENTY.
Któż winien? Ostawiłeś Maćka samego... strachliwy jest, pewno gdzie w jamę się schował i siedzi, a dygocze. Dopóki słonko nie wejdzie, w dużym boru pomiarkować się trudno, cóż dopiero znaleźć chłopaka, co się schował. KAJTUŚ (chodzi od krzaka do krzaka i rozgląda się).
Jednak, tatusiu, wiem na pewno, żeśmy w tem miejscu spali. Tu woda, trzy drzewa razem, tam droga, na lewo zaś Boża męka. WALENTY.
Wszak-by chłopak usłyszał, że idziemy a rozmawiamy i odezwał się, jeszcze Maciek!... On-by z radości gotów ze skóry wyskoczyć. Że zaś się nie odzywa... KAJTUŚ.
Zasnął mocno i nie słyszy. Kapotę mu ostawiłem, owinął się, ciepło mu, to i śpi, jak pod pierzyną. Tatulu, chyba zaśpiewam, obudzę Maćka. WALENTY.
Śpiewaj se, kiedy chcesz, jeno że zamiast Maćka, pobudzisz ptaki w lesie. Tyle ich wypoczynku, ile nocy, a każde stworzenie snu pragnie. KAJTUŚ.
Pozwólcie, tatusiu, zaśpiewam. Drzeć się nie będę, jeno aby tak trochę. WALENTY.
Rób, jak uważasz, bo sprzykrzyło mi się chodzić od godziny do godziny. Nóg nie czuję, a rano do roboty trzeba iść. KAJTUŚ.
Jutro niedziela, mój tatusiu, dobrze pamiętam. WALENTY.
Niedziela?... prawda. No, to obleczemy się czysto i pójdziemy do kościoła. Także kawał drogi. KAJTUŚ (śpiewa).
Wciąż idzie blada nocka MACIUŚ (odchyla paprocie, siada i patrzy dokoła).
Gdzieżem ja?... pusto, ani króla ani tronu... (zrywa się ucieszony) Kajtuś! tatulo! WALENTY.
Raku zatracony!... szukamy cię a szukamy. Niedługo księżyc się schowa i dnieć zacznie, noc przeszła na łażeniu. KAJTUŚ.
Co tobie, Maćku? patrzysz, jak gdybyś nie wiedział, co się z tobą dzieje? MACIUŚ.
Bo i nie wiem. Jaskółka mnie wyratowała, powinna tu być blizko. WALENTY.
Co za jaskółka? Przeżegnaj się, i rozważ, co za ratunek mógłbyś mieć od jaskółki?... MACIUŚ (rzuca się ojcu na szyję).
Miałem, oj, miałem, tatusiu serdeczny! Nigdy też, póki życia, jaskółki nie ukrzywdzę. WALENTY.
Dałbym ja ci! Ptaków nie wolno dręczyć, cóż dopiero jaskółki! Niedoczekanie twoje! MACIUŚ.
To też podobało się królowi, gdy jaskółka zaświadczyła... WALENTY.
Co ten chłopak wygaduje!... spałeś i śniły ci się różne rzeczy, a teraz myślisz, że to prawda. MACIUŚ.
Oj, tatulu, oj, braciszku!... szkoda, że was tam nie było! siła mam do opowiadania, com widział i com przeszedł. WALENTY.
Czy aby chłopakowi ze strachu w głowie się nie poplątało... Chodź-że do domu, kapotę zabieraj i żywo. MACIUŚ.
Oj, będę opowiadał i wam, i matusi, wiele! bardzo wiele!... (idą na lewo). (ZASŁONA SPADA).
|