Przejdź do zawartości

Małe niedole pożycia małżeńskiego/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Honoré de Balzac
Tytuł Małe niedole pożycia małżeńskiego
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1932
Druk M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Petites misères de la vie conjugale
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXIX.
Tyran domowy

— Moja Karolino, mówi Adolf do żony, czy jesteś zadowolona z Justysi?
— Ależ najzupełniej.
— Nie uważasz, że ona odnosi się czasem do ciebie w sposób niewłaściwy?
— Czy ja zajmuję się studjami nad moją pokojówką? zdaje mi się, że ty zato pilnie ją obserwujesz?
— Co takiego?... pyta Adolf tonem najwyższego zgorszenia, który zawsze sprawia przyjemność kobiecie.
W istocie, Justysia przedstawia skończony typ pokojówki służącej u aktorki; trzydziestoletnia, pocentkowana przez ospę, ciemna jak cyganka, długie nogi a mało ciała, oczy wiecznie chorowite, zresztą dość zgrabna.
Miała ochotę wydać się za Benedykta, ma uskładanych dziesięć tysięcy, ale, na ten niespodziewany atak, Benedykt podziękował za służbę. Oto portret tyrana, posadzonego na tronie przez zazdrość Karoliny.
Justysia pije co rano kawę w łóżku i umie się postarać, aby miała równie dobrą jak sama pani, jeśli nie lepszą. Justysia wychodzi czasem na miasto nie prosząc o pozwolenie, wystrojona jak jaka bankierowa drugiej klasy. Ma różowy kapelusik, przerobioną starą suknię pani, piękny szal, bronzowe buciki i imitacje klejnotów.
Justysia miewa złe humory i daje uczuć pani, że jest równie kobietą jak ona, choć nie jest mężatką. Ma swoje złe momenty, kaprysy, melancholje. Wreszcie, ośmiela się mieć nerwy!... Odpowiada szorstko, jest nieznośna dla reszty służby; mimo to, zasługi jej znacznie urosły.
— Moja droga, ta dziewczyna robi się z każdym dniem niemożliwsza, mówi Adolf do żony, spostrzegłszy że Justysia podsłuchuje pod drzwiami; jeśli ty się jej nie pozbędziesz, gotów jestem sam ją odprawić.
Karolina, przerażona, musi, w czasie nieobecności pana, powiedzieć Justysi kazanie.
— Justysiu, ty nadużywasz mojej dobroci: masz doskonałą pensję, ładne obrywki, podarki; staraj się więc utrzymać, bo pan chce cię oddalić.
Panna służąca upokarza się, płacze; tak jest przywiązana do pani! O, w ogień by za panią poszła, dałaby się posiekać; do wszystkiego byłaby gotowa dla niej.
— Gdyby pani miała co do ukrycia, wszystko wzięłabym na siebie.
— Dobrze, Justysiu, dobrze, dziecko, mówi Karolina przestraszona, nie chodzi o to; staraj się tylko, aby zachowanie twoje było na miejscu.
— Tak, mówi sobie Justysia, pan chce mnie oddalić... Czekaj, stary pajacu, potrafię ja ci życie umilić!
W tydzień później, przy czesaniu, Justysia zerka w lustro, aby sprawdzić czy pani może widzieć miny jakie robi; toteż niebawem Karolina pyta: — Co ci jest, Justysiu?
— Co mi jest? pani powiedziałabym chętnie, ale pani jest tak miękka wobec pana...
— No, cóż takiego, mówże?...
— Już wiem, proszę pani, czemu pan chce mnie oddalić: pan ufa tylko Benedyktowi, a Benedykt kryje się przedemną...
— Więc cóż? co takiego? czyś co zauważyła?
— Jestem pewna, że oni coś knują, odpowiada panna służąca stanowczym tonem.
Karolina, którą Justysia obserwuje w lustrze, robi się blada; wszystkie tortury małej niedoli poprzedniego rozdziału wracają. Justysia staje się tak niezbędna, jak niezbędni są szpiegowie rządowi, gdy trafią na ślad sprzysiężenia. Mimo to, przyjaciółki Karoliny nie umieją sobie wytłumaczyć, czemu ona trzyma dziewczynę tak nieznośną, która bawi się w damę, nosi kapelusze, niegrzecznie odpowiada...
U pani Deschars, u pani de Fischtaminel mówią o tej niezrozumiałej tyranji i żartują z niej sobie. Niektóre kobiety dopatrują się pobudek najpotworniejszych, które podają w wątpliwość obyczaje Karoliny.
Słowem, aria della calumnia brzmi tak pięknie, jakgdyby ją śpiewał sam don Basilio.
Osądzono, że Karolina nie może odprawić swojej panny służącej.
Świat upiera się znaleźć tajemnicę zagadki. Pani de Fischtaminel podrwiwa sobie z Adolfa, Adolf wraca wściekły, robi scenę Karolinie i odprawia Justysię.
To robi na Justysi takie wrażenie, że rozchorowuje się i kładzie się do łóżka. Karolina zwraca uwagę mężowi, że trudno wypędzić na ulicę w tym stanie dziewczynę, która zresztą jest bardzo przywiązana i która jest w domu od ich ślubu.
— Jak tylko będzie się czuła lepiej, niech się zabiera, powiada Adolf.
Karolina, uspokojona na punkcie Adolfa, a bezczelnie skubana przez Justysię, doszła do tego że sama chciałaby się jej pozbyć; przykłada więc na bolące miejsce ostrą wizykatorję i decyduje się przejść przez upokorzenie innej małej niedoli, którą zaraz opiszemy:


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.