Strona:PL Balzac - Małe niedole pożycia małżeńskiego.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jaka bankierowa drugiej klasy. Ma różowy kapelusik, przerobioną starą suknię pani, piękny szal, bronzowe buciki i imitacje klejnotów.
Justysia miewa złe humory i daje uczuć pani, że jest równie kobietą jak ona, choć nie jest mężatką. Ma swoje złe momenty, kaprysy, melancholje. Wreszcie, ośmiela się mieć nerwy!... Odpowiada szorstko, jest nieznośna dla reszty służby; mimo to, zasługi jej znacznie urosły.
— Moja droga, ta dziewczyna robi się z każdym dniem niemożliwsza, mówi Adolf do żony, spostrzegłszy że Justysia podsłuchuje pod drzwiami; jeśli ty się jej nie pozbędziesz, gotów jestem sam ją odprawić.
Karolina, przerażona, musi, w czasie nieobecności pana, powiedzieć Justysi kazanie.
— Justysiu, ty nadużywasz mojej dobroci: masz doskonałą pensję, ładne obrywki, podarki; staraj się więc utrzymać, bo pan chce cię oddalić.
Panna służąca upokarza się, płacze; tak jest przywiązana do pani! O, w ogień by za panią poszła, dałaby się posiekać; do wszystkiego byłaby gotowa dla niej.
— Gdyby pani miała co do ukrycia, wszystko wzięłabym na siebie.
— Dobrze, Justysiu, dobrze, dziecko, mówi Karolina przestraszona, nie chodzi o to; staraj się tylko, aby zachowanie twoje było na miejscu.
— Tak, mówi sobie Justysia, pan chce mnie oddalić... Czekaj, stary pajacu, potrafię ja ci życie umilić!
W tydzień później, przy czesaniu, Justysia zerka w lustro, aby sprawdzić czy pani może widzieć miny jakie robi; toteż niebawem Karolina pyta: — Co ci jest, Justysiu?
— Co mi jest? pani powiedziałabym chętnie, ale pani jest tak miękka wobec pana...
— No, cóż takiego, mówże?...