Niekiedy dla igraszki żeglarze załogi Chwytają albatrosy, bujne ptaki morza, Które ciągną, senliwe towarzysze drogi Za okrętem, prującym goryczne bezdroża...
Lecz zaledwie na pokład je złożą, na deski A już ci króle nieba w niezgrabnych podskokach Kulą żałośnie skrzydła, sny dali niebieskiej, Włócząc je jak dwa wiosła obwisłe po bokach.
Ten podniebny wędrowiec jak razi i śmieszy! Niegdyś piękny — jak brzydko i słabo ucieka! Jeden dziobem wygraża zebranej wkrąg rzeszy, Inny chroma boleśnie — skrzydlaty kaleka.
Poeta jest jak książę przestrzeni i blasków, Który wyzywa burze, drwi z strzałów i sidła, Lecz na ziemię wygnany wśród szyderstw i wrzasków Nie zdolezdolen chodzić, że mu zawadą są — skrzydła.