La San Felice/Tom III/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | La San Felice |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1896 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La San Felice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Przyczyną tego zamieszania na Starym Rynku i hałasu na ulicy Saint-Eligio i uliczce Sospiri, był przypadek Beccajo.
Tylko ma się rozumieć, wypadek ten tłómaczono rozmaicie.
Beccajo z twarzą rozciętą, trzema wybitemi zębami, uciętym językiem, nie mógł czy nie chciał dawać objaśnień. Można było tylko zrozumieć z wyrazów Giakobini i Francesi szeptanych przez niego że jakobini Neapolitańscy, przyjaciele francuzów tak go pięknie ustroili.
Wieść się także rozeszła, że przyjaciel Beccaja został znaleziony umarłym na miejscu potyczki i dwóch innych ranionych, jeden z nich nawet tak strasznie, że umarł tej samej nocy.
Każdy objawiał swoje zdanie o wypadku i jego przyczynach i ten to hałas pięciu lub sześciuset głosów, zwrócił uwagę brata Pacilico i ściągnął go do sklepu rzeźnika baranów.
Młody człowiek od dwudziestu sześciu do dwudziestu siedmiu lat mający, stał oparty o futrynę drzwi milczący i zamyślony. Tylko na rozmaite przypuszczenia, a szczególnie kiedy mówiono że Beccajo i trzej jego towarzysze wracając po kolacji z karczmy Schiara, zostali napadnięci przez piętnastu ludzi przy Fontannie Lwa, młodzieniec śmiał się i ruszał ramionami w sposób bardzo znaczący, zadając fałsz temu wszystkiemu.
— Dla czego śmiejesz się i wzruszasz ramionami? zapytał jeden z jego towarzyszów imieniem Antonio Avella, którego nazywano Pagliucchella, skutkiem zwyczaju ludu Neapolitańskiego nadawania każdemu przezwiska, odpowiedniego powierzchowności lub charakterowi.
— Śmieję się, bo mi się chce śmiać, odpowiedział młodzieniec, wzruszam ramionami, bo mi się podoba wzruszać. Tobie wolno gadać głupstwa, mnie zaś wolno się śmiać z tego co ty mówisz.
— Ażebyś wiedział że gadamy głupstwa potrzeba koniecznie abyś był lepiej od nas powiadomionym.
— Nie wiele trzeba aby więcej od ciebie wiedzieć Pagliucchella, trzeba tylko umieć czytać.
— Jeżeli nie uczyłem się czytać odpowiedział ten któremu Michał wyrzucał jego głupotę, to dla tego że nie miałem sposobności. Ty miałeś ją, bo masz bogatą mleczną siostrę, żonę uczonego, ale dla tego nie należy gardzić towarzyszami.
— Ja też nie gardzę tobą Pagliucchella, bo jesteś dobrym i odważnym chłopcem i gdybym miał co do powiedzenia, tylko tobie jednemu powiedziałbym.
I może Michał dalby był dowód swego zaufania, wyprowadzając go z tłumu i udzielając niektórych szczegółów swoich wiadomości, kiedy w tem poczuł że ktoś mocno oparł rękę na jego ramieniu. Odwrócił się i zadrżał.
— Gdybyś miał co do powiedzenia, jemu powiedziałbyś, powiedział człowiek opierający rękę na jego ramieniu, ale wierz mi, jeżeli naprawdę wiesz cokolwiek o tym całym wypadku, o czem wątpię i jeżeli powiesz to co wiesz komukolwiek, wtedy naprawdę zasłużysz aby cię nazywano Michałem warjatem.
— Pasquale Simone! szepnął Michał.
— Lepiej zrobisz, wierz mi, mówił dalej zbir, i to będzie mniej niebezpieczne dla ciebie, jeżeli pójdziesz do kościoła Madonny del Carmine, gdzie Assunta której nie zastałeś dziś rano, dopełnia śluby, a której nieobecność wprowadza cię w zły humor, aniżeli gdybyś siedział tutaj i opowiadał to, czego nie widziałeś, a co byłoby dla ciebie nieszczęściem gdybyś widział.
— Słusznie mówisz panie Pasquale, odpowiedział Michał drżący, idę. Tylko pozwól mi przejść.
Pasquale jednem ruchem ręki zrobił miejsce między ścianą, którem mogłoby się wydostać dziecko dziesięcioletnie. Michał przeszedł wygodnie, tak go obawa zrobiła małym.
— Ah! na honor, nie! mruczał oddalając się wielkiemi krokami w kierunku kościoła del Carmine i nie oglądając się wcale; na honor, nie! Nie powiem ani słowa, możesz być spokojny, wasza wysokość od noża; wołałbym raczej język sobie urżnąć; ale co prawda to niemowa przemówiłby, słysząc mówiących że byli napadnięci przez piętnastu ludzi, kiedy to oni przeciwnie w sześciu napadli na jednego. Mniejsza z tem, nie lubię Francuzów ani Jakobinów, ale mniej jeszcze lubię zbirów i policją i nie gniewa mnie to wcale, że ten ich trochę poturbował. Dwóch zabitych i dwóch ranionych na sześciu, Viva San Gerunaro! nie miał reumatyzmu w ręku, ani podagry w palcach niezawodnie.
I zaczął się śmiać potrząsając wesoło głową i tańcząc sam tarantelę na środku ulicy.
Chociaż utrzymują, że monologi nie są w naturze człowieka, Michał nazywany Michałem warjatem, właśnie dla tego, że sam z sobą rozmawiał i mówiąc poruszał rękami, Michał warjat, byłby dalej śpiewał pochwały Salvato, gdyby się nie był znalazł, rozśmiawszy się serdecznie już na placu del Carmine, tańcząc tarantelę pod portykiem kościoła.
Podniósł ciężką i brudną oponę wiszącą we drzwiach, wszedł i obejrzał się.
Kościół del Carmine, o którym nam niepodobna zamilczyć, jest najpopularniejszym kościołem w Neapolu, a jego Madonna uchodzi za cudowną. Zkąd powstała ta renoma i czemu zawdzięcza ten ogólny szacunek? Czy dla tego że spoczywają w nim szczątki młodego i poetycznego Conradina, synowca Manfreda, i jego przyjaciela Fryderyka Austrjackiego? Czy z przyczyny swego Chrystusa, który zagrożony kulą Renego d’Anjou, spuścił głowę na piersi dla uniknienia jej a którego włosy rosną tak obficie że syndyk Neapolu przybywa co rok z wielką okazałością obcinać je złotemi nożyczkami? Czyż nakoniec, że Masaniello, bohater lazaronów, został w tym klasztorze zamordowanym i spoczywa tam gdzieś nieznany, tak prędko lud zapomina nawet o tych co dla niego umarli? Ale nie mniej jest prawdą, że kościół del Carmine dla tego że był, jak to powiedzieliśmy, najpopularniejszym, po większej części dopełniały się wszystkie śluby i że to tam także stary Tomeo swój wykonał o przyczynie którego wkrótce powiemy.
Michałowi z początku w kościele del Carmine tak zawsze przepełnionym wiernemi, nie łatwo było odnaleść tej którą szukał. Ale nakoniec spostrzegł ją modlącą się pobożnie u stopni jednego z ołtarzy lateraneńskich, po lewej stronie od wejścia.
Ten ołtarz jaśniejący od jarzącego światła, był poświęcony św. Franciszkowi.
Michał miał, według tego czy jesteś pesymistą lub optymistą, nieszczęście lub szczęście, zakochać się. Rozruch jaki przewidywał i podał Ninie za powód swego oddalenia się, był podrzędną przyczyną. Przedewszystkiem chodziło o widzenie i uściskanie Assunty, córki Bosso Tomeo, starego rybaka, który przypominamy sobie, jednej nocy kiedy jego statek był przyczepiony koło pałacu królowej Joanny, widział widmo nachylające się nad nim i upewniające dotknięciem sztyletu, czy spał na prawdę, i które gdy się przekonało że spał, odeszło i zniknęło w ruinach.
Przypominamy sobie jak strasznie przeraziło to widzenie starego rybaka, tak dalece że opuszczając Mergellinę, zostawił między dawnem a nowem pomieszkaniem rzekę Chiaia. Chiauamone, zamek 1’Oeuf, Santa-Lucia, Castel-Nuovo, przystań, port, Strada-Nuova i nakoniec bramę del Carmine, przeniósł swoje mieszkanie do Marinelli.
Jako prawdziwy rycerz tułający się, Michał za swoją kochanką poszedł na koniec Neapolu, byłby za nią poszedł na koniec świata.
Rano, w dniu o którym mówimy, kiedy znalazł drzwi starego Basso Tomeo zamknięte, zamiast je zastać otwarte jak zwykle, zaniepokoił się.
Gdzie mogła być Assunta i co mogło oddalić ją od domu?
Oprócz wątpliwości jaką kochanek ma zawsze o swojej kochance, gdyby nawet najbardziej był kochanym, Michał doświadczał jeszcze przeszkód w swojej miłości.
Basso Tomeo stary rybak, pełen bojaźni Bożej, czci dla świętych i miłości pracy, nie miał zbyt wielkiego poważania dla Michała, którego uważał nietylko za warjata jak wszyscy, ale jeszcze za próżniaka i bezbożnika.
Trzej bracia Assunty. Gaetano, Gennaro i Luigi byli zbyt pokornemi dziećmi aby mieli nie podzielać opinji ojca co do Michała, tak, że biedny Michał na każdy nowy zarzut miał w domu Tomea tylko jednego obrońcę Assuntę, kiedy oskarżycieli miał on czterech, ojca i trzech synów, co koniecznie musiało stanowić większość.
Szczęściem rzemiosło rybaka jest ciężkie rzemiosło i Basso Tomeo i jego trzej synowie chwalący się że nie są próżniakami jak Michał, dla zaspokojenia sumienia, większą część wieczora spędzali na zastawianiu sieci, część nocy na oczekiwaniu połowu, część poranka na wyjmowaniu go z wody. Z tego wynikało że na dwadzieścia cztery godzin Basso Tomeo i jego trzej synowie byli ośmnaście za domem, pozostałe zaś sześć spali i tym sposobem byli nie zbyt uciążliwemi stróżami miłostek Assunty i Michała.
Więc też Michał cierpliwie znosił nieszczęście swoje. Basso Tomeo oświadczył mu wyraźnie: że tylko wtedy odda mu swoją córkę za żonę, gdy obierze sobie rzemiosło, które mu zapewni nietylko byt dostatni, ale i pozwoli uczciwie zarabiać na życie, lub wreszcie jeżeli jakiś spadek otrzyma. Lecz Michał utrzymywał na nieszczęście, że nie zna żadnego rzemiosła korzystnego i uczciwego zarazem, dowodząc: że jedna z tych zalet wyłączała drugą, a zdanie to w Neapolu nie uchodziło za fałszywe. Chcąc lepiej dowieść swego twierdzenia, stawiał na przykład samego Basso Tomeo, który oddając się uczciwemu rzemiosłu lat 50 i pracując ośmnaście godzin dziennie, przy pomocy trzech synów, nie zaoszczędził w tym długim przeciągu czasu nawet 50 dukatów, od chwili gdy po raz pierwszy zarzucił sieci w morze. Michał więc oczekiwał ciągle spadku, wspominając o wuju istniejącym tylko w jego wyobraźni i który jakto Marko Polo utrzymywał, udał się do królestwa Kathaju. W razie jednakże gdyby go spadek ominął, co bardzo zresztą mogło być prawdopodobnem, prędzej lub później, zostałby półkownikiem, bo mu tę świetną przyszłość wyraźnie Nanno przepowiedziała. Wprawdzie w domu Basso Tomeo, przyznał się tylko do pierwszej części przepowiedni, przemilczawszy o szubienicy i uznał za stosowne wynurzyć się pod tym względem, tylko swej siostrze Ludwice, jak to już wiemy z rozmowy, która poprzedziła przepowiednię jeszcze smutniejszą, jaką czarownica wyjawiła dziewczynie.
Obecność Assunty w kościele Madonny del Carmine przed ołtarzem św. Franciszka, oświeconym rzęsisto, była jasnym dowodem: że jakkolwiek Michała uważano za głupca, nie omylił się jednakże twierdząc, że Basso Tomeo pomimo podejmowanych trudów, niewielkie odnosił korzyści z rybołóstwa. I w istocie trzy dni ostatnie takiem naznaczone były niepowodzeniem, że stary rybak ślubował ofiarować do ołtarza św. Franciszka dwanaście świec woskowych, w tej nadziei, że święty który był jego patronem, wynagrodzi jego ofiarę połowem tak obfitym, jakiego doczekali się rybacy Ewangeliczni nad jeziorem Genezaret. Polecił więc swej córce Assuncie, aby cały ranek, to jest podczas gdy on będzie zarzucał sieci w morze, gorącemi modłami poparła ślub uczyniony.
Ale ponieważ ofiarę uczynił dnia poprzedniego, to jest po ostatnim połowie, który mniej przyniósł korzyści niż dni poprzednich, a Michał poświęcił cały wieczór Ludwice, a noc rannemu, Assunta więc nie mogła go uprzedzić o tem co zaszło poprzednio; zastał więc drzwi zamknięte, gdy tymczasem Assunta modliła się w kościele, klęcząc przed ołtarzem św. Franciszka, zamiast oczekiwać go przed domem.
Michał przekonawszy się, że Paskal Simone, powiedział mu prawdę, uradowany, westchnął tak głęboko, że Assunta odwróciła głowę, wydała okrzyk radości i z uśmiechem pełnym dobroci, który jasno dowodził że był nagrodą jego przenikliwości, dała mu znak ręką by się do niej zbliżył. Michał nie czekał drugiego wezwania. Jednym skokiem stanął przy ołtarzu i padł na kolana na tym samym stopniu na którym Assunta klęczała.
Nie możemy zapewnić jednakże czy od chwili ujrzenia Michała, modlitwa młodej dziewczyny była również jak poprzednio gorliwą i czy do niej nie wmieszało się trochę roztargnienia. Ale była to rzecz małej wagi. W chwili właśnie, gdy połów ryb się odbywał, można było zresztą wtrącić kilka słówek miłosnych, do pobożnych wyrazów do jakich święty miał prawo.
Wtedy to dopiero Michał dowiedział się od Assunty o wypadku, który opowiedzieliśmy czytelnikom, wprzód nim się Michał o nim dowiedział; ze swej strony zmyślił jej historyjkę o ile można prawdopodobną, co do choroby Ludwiki, morderstwa popełnionego przy Fontannie lwa i pogłosek obiegających w tej chwili ulicę San Eligio i uliczkę Westchnień które rozpowiadano przed sklepem Beccaja.
Assunta jako nieodrodna córka Ewy, usłyszawszy o wieściach jakie rozsiewano na rynku, chciała się dowiedzieć koniecznie, o prawdziwej przyczynie tych pogłosek. To, co jej kochanek opowiadał, wydawało się jej nie dosyć jasnem, postanowiła więc pożegnać św. Franciszka, gdyż modlitwy które miała odmówić do niego już ukończone zostały; skłoniła więc pobożnie głowę przed ołtarzem świętego, następnie umoczyła palce w kropielnicy znajdującej się przy drzwiach, dotknęła końcami palców wilgotnych, ręki kochanka, przeżegnała się po raz ostatni i ująwszy ramię Michała, lekka jak jaskółka gotowa do odlotu, śpiewając wesoło jak ona, opuściła kościół del Carmine, pełna ufności w przyczynek świętego, gdyż nie wątpiła o tem, że jej ojciec i bracia doczekali się cudownego połowu.