Krwawa hrabina/Rozdział XIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Krwawa hrabina
Podtytuł Sensacyjna powieść historyczna
Wydawca Bibljoteka Echa Polskiego
Data wyd. 1933
Druk P. Brzeziński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział XIV.
PIERŚCIEŃ ELŻBIETY BATORÓWNY

Plan Górki udał się całkowicie, choć najmniejsze opóźnienie sprowadzić mogło katastrofę. Ponieważ szturm zamku był niemożliwy, a ukazanie się liczniejszego oddziału wzbudzało podejrzenia, należało obrać inną drogę. Tedy książę Gabor, z paru ledwie ludźmi miał przedostać się do zamku i rozmową zaprzątnąć uwagę hrabiny dopóty, dopóki muszkieterzy wraz ze szlachtą, nie przedostaną się do lochów Czeithy podziemnem przejściem, odkrytem przez Jaśka.
Nie przypuszczał tylko wojewodzic, że hrabina, mimo obecności księcia w zamku, zechce zgładzić uwięzione. A że zdołano temu w porę przeszkodzić, żadna chmura obecnie nie przesłaniała jego czoła.
— Na górę! — zawołał. — Na górę!
Rychło Ilona i Maryjka znalazły się wolne i cały oddział ruszył na górę. Wiódł Jasiek, wysoko świecąc pochodnią, a węgierscy magnaci kiwali jeno głowami, spozierając, na iście zbójeckie podziemia zamku.
Wreszcie, znaleziono się na krętych schodkach, a Jaśko nacisnął otwierającą kominek sprężynę.
W tejże chwili właśnie, do przedsionka weszła hrabina w towarzystwie księcia Gabora.
— Ach! — wydarł się z jej piersi okrzyk przerażenia.
Wprost nie wierzyła własnym oczom. Z podziemi kolejno wychodzili Jasiek, Górka, uwięzione tam dziewczyny. Później węgierscy magnaci, których znała doskonale, wreszcie oddział uzbrojonych w muszkiety żołnierzy.
— Jestem zgubiona!
Książe Gabor spojrzał na nią surowym wzrokiem.
— Tak, mościa pani! — rzekł. — Przyszedł czas kary i wykryto wszystkie wasze zbrodnie!
Elżbieta wiodła dokoła błędnym wzrokiem. W jej oczach rysowało się to samo zapytanie, które niedawno wyrwało się Fitzkowi.
— Skąd? W jaki sposób?
Górka postanowił jej wyjaśnić tę tajemnicę.
— Podziemnem przejściem, miłościwa pani hrabino! — zawołał. — Podziemnem przejściem, które prowadzi z lochów aż hen, do lasu, a jakie wam było nieznane! Niem uciekłem, uwolniwszy się z oków gdyście łaskawie mnie przykuli do ściany i niem, obecnie, powróciłem, aby z wami wyrównać stare porachunki...
Krwawa hrabina zagryzła wargi.
Wszystko było stracone. Żadnego nie znajdowała wykrętu. Mierzyły ją zewsząd nienawistne spojrzenia magnatów, tak dobrze przecież jej znanych. I Thelegdy i Sz. Iwani i Mauryszy... Śród nich stał wysoki młody człowiek, obejmując teraz wpół, słaniającą się lekko na nogach Ilonę i wołał:
— Jam Feroczy! Sandor Feroczy! Słyszałaś o mnie chyba, gadzino! Gadaj zaraz, wiedźmo przeklęta, coś chciała uczynić z moją siostrą? Jak mi Bóg miły i jakem prawdziwy madziar ember ten podły łeb ci zetnę, jak niedawno głowę ściąłem temu przeklętemu garbusowi!
— Ach! — znów wyrwał się z jej piersi cichy okrzyk. Więc i Fitzke nie żył.
Książe Gabor podniósł swą dłoń do góry.
— Wstrzymaj się, Feroczy! — wyrzekł. — Pojmuję twój gniew i pragnienie zemsty. Lecz ona z rodu Batorych i do mnie należy...
W oczach księcia znać było teraz, że obmyśla dla nędznej kobiety straszliwą karę.
Nagle Elżbieta przytknęła swą prawą rękę do ust. Połyskiwał na niej krwawo, pierścień z wielkim rubinem. Przytknęła, trzymała chwilę przywarty do warg, poczem zachwiała się i padła.
— Uroda stracona... Wszystko wykryte... Nic nie pozostaje...
Wiła się jakiś czas po podłodze, później zamarła w bezruchu i bielmem jęły zachodzić jej wielkie, piękne ongi oczy.
Umarła! Choć tyle jej pozostało z dobrej krwi, iż wolała taką śmierć, niźli z dłoni kata...
— Pierścień Batorych! — mruknął Gabor. — Pierścień, z ukrytym poza kamieniem straszliwym jadem!
Obecni patrzyli ze zgrozą na ten potworny obraz.

Cóż więcej dodać należy? Hajducy w Czeithe, dowiedziawszy się o śmierci swej pani nie stawiali najmniejszego oporu i zamek przeszedł całkowicie we władanie księcia Gabora.
Górka towarzyszył księciu w wyprawie do Siedmiogrodu i dopomógł Sandorowi Feroczemu w odzyskaniu swych posiadłości od turków. Lecz nie pozostał tam długo. Wiózł do Polski — narzeczoną Ilonę — którą pragnął przedstawić rodzicom. Towarzyszył mu, rzecz prosta, Jaśko wraz z Maryjką, coraz więcej rozmiłowani i przytuleni do siebie.
A książę Gabor, który tak znaczną rolę odegrał w naszem opowiadaniu? Nie władał długo Siedmiogrodem. Porywczy i nieumiejący udawać, nie chciał paktować ani z niemcem, ani z bisurmanem. Został obalony, przy pomocy tureckiej i wołoskiej, przez przeciwnych mu magnatów i zamordowany w Wielkim Waradynie w 1613 r.
Tak zginął, ten zapowiadający świetną przyszłość książę.
Co się tyczy Czeithe, to przed kilkudziesięciu jeszcze laty, ciekawym podróżnym pokazywano straszliwe podziemia. Pokazywano lochy a nawet naczynia, w jakie spływała krew z żył nieszczęśliwych ofiar. Wedle obliczeń historyków zginęło tam pomordowanych, około trzystu dziewic!
Gdyby wszystko to nie było prawdziwe, posądzonoby mnie, że zmyśliłem tę historję...

KONIEC.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.