Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   155   —


Rozdział XI.
PIERŚCIEŃ ELŻBIETY BATORÓWNY

Plan Górki udał się całkowicie, choć najmniejsze opóźnienie sprowadzić mogło katastrofę. Ponieważ szturm zamku był niemożliwy, a ukazanie się liczniejszego oddziału wzbudzało podejrzenia, należało obrać inną drogę. Tedy książę Gabor, z paru ledwie ludźmi miał przedostać się do zamku i rozmową zaprzątnąć uwagę hrabiny dopóty, dopóki muszkieterzy wraz ze szlachtą, nie przedostaną się do lochów Czeithy podziemnem przejściem, odkrytem przez Jaśka.
Nie przypuszczał tylko wojewodzic, że hrabina, mimo obecności księcia w zamku, zechce zgładzić uwięzione. A że zdołano temu w porę przeszkodzić, żadna chmura obecnie nie przesłaniała jego czoła.
— Na górę! — zawołał — Na górę!
Rychło Ilona i Maryjka znalazły się wolne i cały oddział ruszył na górę. Wiódł Jasiek, wysoko świecąc pochodnią, a węgierscy magnaci kiwali jeno głowami, spozierając, na iście zbójeckie podziemia zamku.
Wreszcie, znaleziono się na krętych schodkach, a Jaśko nacisnął otwierającą kominek sprężynę.
W tejże chwili właśnie, do przedsionka weszła hrabina w towarzystwie księcia Gabora.
— Ach! — wydarł się z jej piersi okrzyk przerażenia.
Wprost nie wierzyła własnym oczom. Z podziemi kolejno wychodzili Jasiek, Górka, uwięzione tam dziewczyny. Później węgierscy magnaci, których znała dosko-